Grecki Inner Wish to
jeden z najbardziej rozpoznawalnych zespołów heavy/power
metalowych w tamtym rejonie świata. Od 2010 r jednak ta kapela
milczy i nie daje znaków życia. Nie ma powodów do
zmartwień, bowiem z odsieczą nadchodzi Diviner. Kapela założona w
2011 r przez wokalistę Yiannis Papanikolaou i gitarzystę Thimios
Krikos, którzy razem pracowali w Inner Wish. Dodatkowo udało
im się ściągnąć perkusistę Inner Wish czyli Samoilisa. Panowie
postanowili stworzyć alternatywę dla Inner Wish. Stworzyć
prawdziwą heavy/power metalową bestię, która porwie i
zaskoczy fanów heavy i power metalu. Kiedy słucha się ich
debiutanckiego albumu w postaci „Fallen Empires” to można
odnieść wrażenie, że cel został osiągnięty.
Ciekawe logo, dobra nazwa
zespołu i mroczna okładka, to drobne detale, które jednak
sprawiają, że chce się sięgnąć po „Fallen Empires”.
Muzycznie to jest ostry, agresywny i melodyjny heavy/power metal
osadzony w nowoczesnym i mięsistym brzmieniu. Można ich muzykę
porównać do Inner Wish, choć nie brakuje wpływów
Nightmare, Primal Fear czy nawet Iced earth. Diviner gra wysokiej
klasy muzykę z pogranicza heavy/power metalu i chłopaki znają się
na rzeczy. Każdy z nich jest doświadczony i wie jak zainteresować
słuchacza. Wokal Yiannisa jest mroczny, drapieżny i nasuwa na myśl
Dio czy Tima Rippera Owensa. Można odnieść wrażenie, że jako
wokalista rozwinął się jeszcze bardziej i brzmi teraz
fenomenalnie. Jednak debiut Deviner to przede wszystkim ostre riffy,
spora dawka przebojowości i chwytliwości. Właśnie brakowało
takiego soczystego heavy/power metalu, który przyprawi o
dreszcze. Brakowało takich mocnych riffów i takich ciekawych
solówek ostatnim czasy. Diviner wychodzi naprzeciw naszym
oczekiwaniom. Wszystko zostało zapięty na ostatni guzik i nie ma
tutaj niespodziewanych wpadek. Każdy utwór to prawdziwa
frajda i kwintesencja gatunku heavy/power metal. Tytułowy „Fallen
Empire” rozpoczyna tą ucztę. Jest to ostry, dynamiczny
kawałek, który spokojnie mógłby zdobyć album Primal
Fear. Nutka nowoczesności wybrzmiewa w „Kingdom Come”,
zaś „Evilizer” to przykład że twórczość
Judas Priest ma wpływ także na grecki band. Nie mogło zabraknąć
na płycie szybszych kawałków i właśnie takim utworem jest
„Riders from the east” który przypomina
dokonania Nightmare. Marszowy i nieco podniosły „The Legend
goes on” to taki hołd dla Manowar czy Hammefall. Wyszło
znakomicie i słychać, że zespół potrafi być elastyczny.
Zespół potrafi wykreować ciekawe motywy, które
zapadają w pamięci. Tak właśnie jest z ostrzejszym „Come into
My glory” czy mrocznym „The shadow and the dark”. Płytę
zamyka nieco progresywny, ale bardziej rozbudowany „Out in the
Abyss”. Jest to przykład, że można tworzyć mroczny heavy/power
metal i to na wysokim poziomie.
Inner Wish milczy, ale
Diviner to bardzo dobra alternatywa. Band brzmi świeżo, wie co to
jest heavy/power metal, wie jak grać na wysokim poziomie i jak
nagrać świetny album, który poruszy scenę metalową. Ta
płyta nie ma wad, a zalet nie da się tak szybko zliczyć. Nikt nie
czekał na ten album, nikt pewnie nie brał ich pod uwagę jeśli
chodzi o top 2015. Teraz może się to zmienić. Polecam.
Ocena: 9.5/10
Chyba długo w kurzu leżała ta recka, bo InnerWish wydał płytkę 4 tygodnie temu...
OdpowiedzUsuńNawet recenzja jest na blogu z 18-go marca. Motasz sie Łukasz:) Pozdro
OdpowiedzUsuńNo i wyszło:) recenzja fakt dużo wcześniej napisana i tak leżała na publikację :P no cóż wybaczcie mój błąd
OdpowiedzUsuń