Kiedy
4 lata temu odkryłem dzięki uprzejmości wytwórni Icy
Warriors Records szwedzki band o nazwie Toxic Rose, to już
wiedziałem że będę śledził ich poczynania. W tamtym okresie
epka „Toxicrose” idealnie trafiała w mój gust,
jednocześnie dostarczając nowych przeżyć. Pierwszy raz
usłyszałem, żeby ktoś mieszał glam metal z power metal i to z
jakim skutkiem. Gdzieś w tym wszystkim poczułem świeżość i
niezwykłą pomysłowość na to co tak dobrze jest mi znane. Niby
Toxic Rose debiutował, niby przygodę z muzyką dopiero zaczynał to
już można było dostrzec, że są uzdolnieni i wiedzą jak grać.
Pierwsze skojarzenia były z Sinbreed, Skull Fist czy właśnie
Bloodbound. Zespół świetnie bawił się motywami, potrafił
urozmaicać kompozycje i tworzyć zapadające w pamięci przeboje.
Tak było 4 lata temu i od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Ich
debiutancki album zatytułowany „Total Tranquility” to tylko
potwierdza, jednocześnie stawia szwedów bardzo wysoko jeśli
chodzi o debiuty roku 2016.
Kluczową
rolę w tym zespole odgrywa bez wątpienia świetny i utalentowany
wokalista Andy Lipstixx, który manierą przypomina mi Urbana
Breeda. To właśnie dzięki niemu Toxic Rose ma tak wiele wspólnego
z Bloodbound. Spora też w tym zasługa Toma Wouda, który
wygrywa ostre, melodyjne riffy osadzone w nieco mroczniejszym
klimacie. Oprócz zadziorności, słychać w tych gitarowych
partiach lekkość, pomysłowość i chwytliwe melodie. To wszystko
składa się w spójną całość. Zespół funkcjonuje 6
lat i stworzył własny styl, gdzie heavy/power metal spotyka glam
metal. Owy glam przejawia się w brzmieniu, w konstrukcji utworów,
a także w niektórych aranżacjach. Dzięki temu nie da się
ich pomylić z innym zespołem, a sam album zyskał poprzez to tylko
na przebojowości. Te cechy uwypukla świetny otwieracz „World
of Confussion”,
który idealnie otwiera album. Pokazuje potencjał grupy, a
także pokazuje ich talent do tworzenia chwytliwych melodii i
podniosłych refrenów. Niby przypomina nam takie zespoły jak
Sinbreed czy Bloodbound, a z drugiej strony nas zaskakuje. Toxic Rose
dobrze wykorzystuje partie klawiszowe, dobrze wykorzystuje proste i
nieco słodsze melodie co potwierdza melodyjny „The
Silent end of Me”
czy power metalowy „Killing the Romance”.
Kolejnym wielkim hitem na płycie jest nieco nowoczesny „Sinner”
który potrafi oczarować wciągającą melodią. Prawdziwa
magia. Zaskakuje również marszowy i bardziej epicki
„We own the Night”,
który przemyca cechy Manowar. Ten kawałek musi się podobać
maniakom true heavy metalu. Z kolei energiczny i nieco słodszy
„Reckless Society”
mógłby zdobić jakiś album Stratovarius. Tutaj zespół
tak naprawdę pokazuje pazur i swoje power metalowe oblicze. Nutka
hard rocku w „Clarity”
dodaje szaleństwa i prawdziwej jazdy bez trzymanki. Nie mogło się
obyć też bez ballady i tutaj Toxic Rose wykracza poza ramy i tworzy
prawdziwą perełkę. „Because of You”
ma w sobie coś co potrafi wzruszyć i złapać za serce. Utwór
jest piękny w tej prostej formie. Dawno nie słyszałem tak dobrze
skonstruowanej ballady i to tylko potwierdza jakość Toxic Rose.
Kiedy trzeba to potrafią grać ostro i niezwykle nowocześnie i tego
dowodem jest złowieszczy „We all fall Down”.
Całość zamyka nieco dłuższy „Total
Tranquility”,
który jest już bardziej progresywny i bardziej pokręcony.
Mieliśmy
wiele debiutów w tym roku, ale Toxic Rose swoim albumem
pozamiatał konkurencję. Pokazali świeże spojrzenie na heavy/power
metal. Można jednak grać szybko, agresywnie, melodyjnie, a w
dodatku w klimatach glam metalu. Mieszanka wybuchowa i trzeba
przyznać, że ich debiut jest perfekcyjny. Nie ma żadnych zarzutów
w kierunku Toxic Rose. Czekam na więcej takich albumów w ich
wykonaniu. Gorąco polecam !
Ocena:
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz