Strony

piątek, 27 stycznia 2017

WINTERSTORM - Cube of Infinity (2016)

W roku 2014 niemiecki band o nazwie Witnerstorm przeszedł sam siebie wydając „Cathyron”. Pozycja skierowana do fanów Falconer, Running Wild czy Orden Ogan, którzy cenią sobie folkowy klimat i pomysłowe melodie. Tamten album pokazał klasę zespołu i ich ogromny potencjał. Płyta zdobyła pochlebne recenzje i szybko stała się jednym z największych osiągnięć niemieckiej formacji. Tym bardziej czekałem na kolejne dzieło tego zespołu i liczyłem, że uda się zespołowi podtrzymać wysoką formę. Niestety „Cube of Infinity” nie jest tak energiczny i tak przebojowy jak poprzednik. Niby ten sam styl i podobne rozwiązania, ale nie jest tak pomysłowy i tak dopracowany w porównaniu do „Cathyron”. Winterstorm mimo niezbyt udanego materiału potrafi zaciekawić słuchacza i w sumie pomaga w tym utalentowany wokalista Alexander, który potrafi stworzyć bardzo wciągający folkowy klimat. Michi i Armin to z kolei bardzo zgrany duet gitarowy i panowie naprawdę się dogadują. Słychać to po nowych kompozycjach, które są naprawdę solidne i nie brakuje im pazura. Pierwszym dobrym dowodem na to jest chwytliwy „Pacts of blood and Might”, który jest kontynuacją tego co mieliśmy na „Cathyron”. Jest folkowy klimat, lekkość, przebojowość i takie urozmaicenie w obrębie jednego kawałka. Sporym plusem tego kawałka jest bez wątpienia główny riff i echa Running Wild. Dalej mamy nieco toporniejszy „In clarity” , melodyjny „Secrets and lies”, które tylko potwierdzają, że Winterstorm zna się na rzeczy. Klimat folkowy jest sporym atutem płyty i to dzięki nim płyta jako tako się broni. To właśnie takie kawałki jak „Effects of Being” czy „Frozen Aweking” oddają najlepsze właśnie tą atmosferę. Szkoda tylko, że płyta nie jest równa ani taka energiczna jak poprzednia, bo wtedy efekt byłby zupełnie inny. Pozytywnie zaskoczył mnie też lekki i nieco komercyjny „Timeshift”, który urzekł mnie przebojowym refrenem i prostą formą. Na sam koniec mamy kolejny hicior z wpływami Running Wild czyli „Hymn of Solitude”. Miła dla oka szata graficzna, dopieszczone, soczyste brzmienie sprawiają, że płyta robi wrażenie. Kompozycje są solidne, choć brakuje im elementu zaskoczenia i finezji. Nie jest to drugi „Cathyron”, ale na pewno warto zapoznać sięz najnowszym dziełem Niemców, zwłaszcza jeśli lubicie klimaty Running Wild i Orden Ogan.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz