Nils Patrik Johannson znany jest jako wokalista, który brzmi niczym Ronnie James Dio. Jego głos jest mocny, mroczny i bardzo zadziorny i ma coś z maniery Dio. Nic też dziwnego, że muzycznie trzyma się twórczości Black Sabbath, Dio czy Rainbow. Ostatnie lata spędził z zespołem Civil War, który tworzyli dawni muzycy Sabaton. Nie tak dawno świat obiegła informacja, że Nils rezygnuje z posady wokalisty Ciwil War. Od razu pojawiła się szansa, że Nils wyda nowy album wraz ze swoim macierzystym zespołem Astral Doors. Tak, też się stało i na świat wyszedł 8 krążek Astral doors zatytułowany "Black Eyed Children".
Mroczna i ponura okładka sugerowała pewne zmiany stylistyczne, ale tak prawdę ich nie ma, a zespół dalej gra swoje. Tak więc mamy swoistą kontynuację "Notes from the Shadows" czy "Jerusalem". Astral Doors to w dalszym ciągu mocny melodyjny heavy metal z domieszką power metal, w którym kluczową rolę odgrywa specyficzny wokal Nilsa i klimatyczne partie klawiszowca Jocke Roberga.Nie ma tutaj niespodzianki czy elementu zaskoczenia. Od lat grają swoje i to się sprawdza, więc nie ma potrzeby urozmaicać swoją muzykę. Już otwieracz "We cry out", który promował najnowsze dzieło szwedów jest bardzo klasyczny i w zasadzie to jest typowy Astral Doors. Prosty i zadziorny riff rodem z płyt Ronniego James Dio. Jest zadziornie i melodyjne, czyli tak jak być powinno. Wolniejszy "Walls" potrafi zauroczyć klimatem i stonowanym tempem. Tutaj można poczuć mrok, który bije z okładki. Dalej mamy nieco epicki "God is The Devil", który jest mieszanką Dio, Battle Beast czy Sabaton. Jest słodsza warstwa instrumentalna, ale mimo tego jest to jeden z mocniejszych kawałków na płycie. Echa Rainbow można doszukać się w finezyjnym i energicznym "Die on Stage", który zadowoli największych mankamentów. Mocnym plusem tego kawałka jest przebojowość i ostry riff. Prawdziwym hitem jest bez wątpienia "Tommorow Dead" o marszowym tempie i mrocznym klimacie. Muzycznie tutaj Astral Doors wkracza w rejony Black Sabbath z Tonym Martinem czy nawet twórczości Axela Rudiego Pela. Na płycie nie mogło zabraknąć typowej, szybkiej petardy, którymi zespół raczy nas od lat. Tak też pojawia się energiczny "Good vs bad", który imponuje wykonaniem i jakością. Brzmienie płyty jest bardzo dobrze wyważone i podkreśla wszelkie atuty grupy. "Lost Boy" ma duszę hard rockową i potrafi oczarować mocnym, ostrym riffem. Nieco luzu też tutaj się przyda jak najbardziej. "Slaves to ourselves" to kawałek, który kusi ostrymi i zróżnicowanymi partiami gitarowymi. Dzieje się tutaj sporo i nie ma powodów do narzekania. Główną atrakcją jest tytułowy kawałek "Black Eyed children" liczący ponad 8 minut. Jest mroczno, epicko i zespół zawarł tutaj sporo ciekawych motywów, tak więc dzieje się sporo tutaj. Bardzo pozytywnym kawałkiem jest bonus "Jesus Christ Moviestar", który zawiera chwytliwe melodii.
Astral Doors nie zawiódł po raz kolejny, ale dalej mamy to samo i w niektórych przypadkach można odnieść wrażenie, że zespół zjada własny ogon. Miła w odsłuchu płyta, która zawiera klasyczny heavy metal w stylu Dio. Takiej muzyki nigdy nie jest za dużo. Może nie jest to najlepszy album Astral Doors, ale warto go znać!
Ocena: 7.5/10
Straszna słabizna, poprzednie dwie płyty to było przeciętniactwo, ale z tych trzech ta to totalna nuda na kółkach.
OdpowiedzUsuńTo już nie jest dołek, tylko kurna wąwóz.