Kiedy
coś się sprawdza i jest stabilność to po coś zmieniać i szukać
dziury w całym? Niemiecki band Victorius wyszedł z takiego samego
założenia i w efekcie ich kolejne dzieło w postaci „Heart of
Phoenix” to czysta kontynuacja poprzednich dzieł. To już 4 album
tej formacji i w swojej naturze bardzo podobny do poprzednich
wydawnictw. W skrócie szybki, energiczny power metal, który
nawiązuje do lat 90. W ich stylu można doszukać się wpływów
Dragonforce, Gamma ray, Freedom Call czy Helloween. Klasyczne
brzmienie i podejście do tematu. Do tego rasowy i uzdolniony
wokalista David Babin i zgrany duet gitarzystów i mamy sprawny
zespół. Panowie działają od 2004 r i w tak krótkim
czasie szybko wbili się do grona najciekawszych zespołów, a
ich najnowsze dzieło to tylko potwierdza. Victorius dalej korzysta
z prostych i chwytliwych patentów, które dadzą w
rezultacie hity, które na długo zostaną w pamięci. Nowy
album to kopalnia hitów, w dodatku album łatwy w odbiorze,
dynamiczny i zróżnicowany. Dominuje szybkość, ale nie
brakuje ciekawych smaczków i urozmaiceń. „Shadowwarrios”
jak i „Hero” to power metalowe petardy, które
szybko pokazują słuchaczowi z czym mamy do czynienia. Jest moc i
energia, która zaraża od samego początku. W „End of
the Rainbow” można dostrzec pewne elementy Rhapsody,
Hammerfall czy Freedom Call. Pomysłowy riff i dobrze wpasowane
chórki nadają podniosłości temu kawałkowi. Jednym z moich
ulubionych utworów na krążku jest nieco rycerski, bardziej
marszowy „Die by my sword”, który pokazuje
zespół z nieco innej strony. Melodyjny motyw i klimatyczne
partie klawiszowe sprawiają, że „Sons of Orion”
zachwyca klimatem i aranżacjami. Echa Rhapsody można usłyszeć w
nieco bardziej symfonicznym i agresywniejszym „Empire of
Dragonking”. W zasadzie zespół nie bawi się w
półśrodki i od początku do końca serwuje nam power
metalowe petardy, które są osadzone w klasycznych latach 90.
Dynamiczny „Hammer of justice”, bardziej
progresywny „Beyond the iron sky”, czy agresywny i
mroczniejszy „Virus” są tego dobrym przykładem.
Całość zamyka bardziej komercyjny „A million lightyers”,
który pozwala nieco odsapnąć po takiej dawce szybkiego power
metalu. Victorious powrócił z kolejnym świetnym i bardzo
dobrze wyważonym albumem, który od początku do końca
serwuje nam wysokiej klasy power metal. Jest sporo ciekawych i
chwytliwych melodii, a album kipi pozytywną energią. Słychać, że
zespół dobrze się bawi przy tym, w dodatku jest to szczera
muzyka prosto z serca. Ja to kupuje.
Ocena: 9/10
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz