Patrząc na dyskografię niemieckiego Rage to można odnieść wrażenie, że band idzie w ilość, a nie jakość. Jednak nie da się ukryć, że basista, wokalista i kompozytor Peter Wagner jest ikoną niemieckiego heavy/power metalu. Na swoim koncie ma kilka klasyków, ale ostatnio to różnie było z Rage. Odejście Smolskiego było ciosem, zwłaszcza że nagrany z nim "21" był jednym z najlepszych albumów w dorobku. Jak się okazało "The devil strikes again" też nie jest taki zły, choć już nagrany w nieco odmienionym składzie. Panowie zaznaczyli tym albumem chęć powrotu do korzeni. Toporny heavy/speed/power metal to jest co gra im w sercach. Na nowy album nie trzeba było czekać, bo po roku dostajemy "Seasons of the black". Od samego początku zapowiadał się nam ciekawy krążek, który zachęcał intrygującymi materiałami promocyjnymi. Ten album to nie żadna rewolucja w heavy metalu, ani też punkt zwrotny w dyskografii Rage. To znakomita kontynuacja poprzednich albumów i z jednej strony jest brud, zadziorność speed/power metal a z drugiej przebojowość i melodyjność znana nam z "21". Brzmienie jest takie typowe dla tego zespołu. Słychać w tym niemiecką toporność i brud. Idealnie to pasuje do stylu w jakim obraca się Peter i spółka. A jaki jest materiał? Utwory same się bronią. Tytułowy "Seasons of the black" jest ostry, nieco thrash metalowy, ale w pełni oddaje to co najlepsze w Rage. Na plus duża melodyjność i ostry riff, a także klasyczne patenty znane z pierwszych płyt Rage, Nowy album to przede wszystkim sporo atrakcyjnych melodii i power metalowej jazdy i dowodem tego jest energiczny "Serpents in disguise". Płytę promował chwytliwy "blackened karma", który zachwyca podniosłym refrenem i zadziornością. Więcej power metalu w niemieckim wydaniu mamy w "Time Will Tell", który nieco przypomina dokonania Iron Savior. W podobnej konwencji utrzymany jest agresywny "Walk among the dead", czy nieco thrash metalowy "all we know is not". To tylko potwierdza, że Rage jest w świetnej formie. Spokojnie się dopiero robi przy "Gaia", który pełni rolę przerywnika. Końcówka płyty jest równie emocjonująca i ten fakt potwierdza judasowy "Justify". Jednym z tych najbardziej rozbudowany kawałek na płycie i zarazem jeden z tych najciekawszych. Przemycono tutaj sporo chwytliwych motywów. Całość wieńczy klimatyczny i piękny "Farewell". Rage pokazał tutaj klasę. Płyta nie ma słabych punktów i każdy utwór to prawdziwa uczta dla maniaków heavy/power metal. Rage przeżywa drugą młodość i słychać, że zmiany personalne dały nieco świeżości zespołowi. Jeden z najlepszych albumów tej formacji.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz