Strony

sobota, 10 listopada 2018

FLY AWAY - Flames of Lie (2018)

"Flames of Lie" to propozycja prosto z Brazylii i to od młodej kapeli działającej od 2009 roku. Co można oczekiwać od tej płyty? Solidnego heavy metalu z domieszką power metalu, w którym nie brakuje nawiązań do Savatage, Iron Maiden czy Helloween. Jest to może i niszowe granie, bo i brzmienie jest płaskie i bez ikry, jak również panowie nie wyróżniają się niczym specjalnym jeśli chodzi o umiejętności. Ciekawa, kolorystyczna okładka i logo przypominające logo Gamma Ray to pierwsze symptomy, które zachęcają by sięgnąć po ten krążek. O kapeli za wiele nie wiadomo, można troszkę poczytać na oficjalnym facebooku, który i tak jest pisany w ojczystym języku. Na płycie mamy tylko 8 utworów i utrzymanym w melodyjnym stylu. Nie ma powodów do narzekania, zwłaszcza że otwierający "Mechanical Vise" to mocny, dynamiczny kawałek, w którym bardzo dobrze wypadają gitarzyści i basista. Jest zapał, chęć i miłość do metalu. Bije z tego wszystkiego prawdziwa szczerość, która przesądza o jakości tej płycie w ostatecznym rozrachunku. "Hand of Fate" ma ciekawe wejście perkusisty, lecz potem przeradza się w rozpędzony kawałek, który zabiera nas w rejony starego helloween. Brzmi to niezwykle dobrze, szkoda tylko że brzmienie jest takie niszowe. Jeszcze ciekawe zaczyna się tytułowy "Flames of Lie", który ma wejście rodem z starych płyt Running Wild. No klimat wciąga od samego początku i dalej robi się jeszcze ciekawej. Panowie drastycznie przyspieszają i wychodzi niezwykle udany kolos. Spotykają się tutaj dwa światy. Running Wild i Iron Maiden. Dodać do tego lepsze brzmienie i ciekawsze dźwięk gitar, troszkę mocy, agresji i byłoby jeszcze lepiej. Spokojniejszy "Wings of Time" to bardziej progresywne oblicze kapeli i tutaj słychać wpływy Savatage. Kolejną perełką na płycie jest rozpędzony, bardziej agresywny "Hurricane", który ukazuje w pełni power metalowy kop. Koniec płyty to perełka w postaci "Sleep paralysis". Jest progresywnie, klimatycznie, melodyjnie i znów zespół bardzo umiejętnie urozmaica dłuższą kompozycję. Partie klawiszowe dodają jeszcze ciekawszego mrocznego klimatu i takiego klasycznego brzmienia. "Flames of Lie" to nie jest wybitne dzieło, może poraża brakiem doświadczenia zespołu czy słabym brzmieniem. Pomysły i same kompozycje są po prostu urocze i mimo tych wad mamy do czynienia z naprawdę udanym albumem, który może się podobać. Jestem na tak i czekam na kolejne wydawnictwa tej kapeli!

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz