Strony

czwartek, 31 stycznia 2019

WRETCH - Man or Machine (2019)

Fifth Angel czy Iron Angel to takie świeże przykłady, że stare, zapomniane kapele z lat 80 mogą się odnaleźć we współczesnym rynku heavy metalowym. Wretch to kolejna amerykańska kapela, która działała już w latach 80, jednak nie umiała się przebić. W 2006 r dopiero wydali swój pierwszy album, a teraz po roku przerwy ma się pojawić w marcu ich 4 album zatytułowany "Man or Machine". Jak ktoś pokochał ten zespół za przebojowość, dynamikę i klasyczne patenty jakie ukazali w "The hunt" to  z pewnością polubi najnowsze dzieło amerykanów. Płyta brzmi bardzo oldschoolowo i nie chodzi już tylko o samo mocne, zadziorne brzmienie. Kompozycje zostały skomponowane z myślą o fanach Attacker, Fifth Angel czy Metal Church.  Styl w jakim band się obraca to przede wszystkim US heavy/power metal, choć nie brakuje też patentów wyjętych choćby z NWOBHM. Klasyczne riffy, duża dawka dynamiki to jest to co znajdziemy na tym krążku, choć band dostarcza nam sporo przebojów, które potrafią od razu zapaść w pamięci.  Znów to zrobili. Mamy kolejny mocny album w ich dyskografii.

Wretch to przede wszystkim charyzmatyczny Juan Ricardo, który nadaje całości odpowiedniego amerykańskiego charakteru i to on jest tutaj jakby na pierwszym planie. Trzeba przyznać, że niezłe show robią gitarzyści. Fani starych, klasycznych pojedynków gitarowych spod znaku choćby Judas Priest będą w siódmym niebie. Micheal i Nick dają czadu i słychać że jest pasja i zgranie. Brakowało mi takich popisów gitarowych. Przecież bez tego ani rusz w heavy/power metalu.

Płytę otwiera ciężki, ale zarazem niezwykle melodyjny i taki old schoolowy "Man or Machine". Znakomity wehikuł czasu do lat 80. Brzmi to znakomicie zwłaszcza, że band nie szczędzi tutaj dobrych melodii. Jest pierwszy killer. Mocny też jest "Destroyer of Worlds" , który przypomina najlepsze dokonania Sacred Steel. Mamy też nieco szybszy i bardziej żywiołowy "Schwarzenberg", w którym jeszcze więcej power metalu. Dobrze w to wszystko się wpasował cover Judas Priest w postaci "Steeler". Bardziej złożony jest "Requiem Aeternam" i pojawiają się liczne przyspieszenia i zwolnienia. Stara szkoła grania heavy metalu jednak króluje. Na koniec pojawia się "the inquisitor trilogy", który składa się z 3 kompozycji.  bardzo dobre podsumowanie całości.

Znów wretch pozytywnie zaskoczył. Na takie albumy warto czekać. Jest agresja, jest oldschoolowy materiał i nowoczesne brzmienie. Znakomita płyta, która pokazuje jak powinien brzmieć power metal w amerykańskim wydaniu. Nie można pominąć w marcu premiery nowego dzieła Wretch.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz