Strony

środa, 3 lipca 2019

TURILI / LIONE RHAPSODY - Zero Gravity (Rebirth and Evolution) (2019)

Rok temu Fabio Lione opuścił Rhapsody of Fire, a Luca Turili zakończył działalność swego Rhapsody, To umożliwiło zebrania jeszcze raz starego składu i wzięcia w trasie w ramach 20 lecia "Legendary tales". Była to dobra okazja, żeby przypomnieć najlepsze lata Rhapsody i godnie się pożegnać. Panowie tak dobrze się bawili, że powstał band o nazwie Turili/ Lione Rhapsody. Niezłe zamieszanie wyszło z tymi markami Rhapsody. Oczywiście rozpoczęły się prace nad debiutanckim albumem zatytułowanym "Zero Gravity (Rebirth and evolution)".Wiele z fanów czekało na powrót do korzeni i odrodzenie starego dobrego Rhapsody. Zamiast tego mamy raczej rozwijanie pomysłów Turilli z albumu "Prometheus, Symphonia ignis divinius". Pojedynek z Rhapsody Stratopoliego Turili i Lione przegrali, ale to było do przewidzenia.

 Turili i Lione chcieli błysnąć pomysłowością i innowacyjnością, ale wyszło z tego pozycja, w której mamy przerost formy nad treścią. Jest symfoniczny heavy/power metal, ale mamy tutaj bardziej filmowy wydźwięk. Słychać epickość, nowoczesne patenty i futurystyczną tematykę. Jednak nie pasuje to do nazwy Rhapsody. Mamy doświadczonych muzyków, którzy stworzyli tyle kultowych albumów. Dlatego ciężko uwierzyć, że nagrali tak ciężko strawny album, który w niczym nie przypomina starych dokonań. Jedyny plus jaki mogę przyznać, to produkcja i brzmienie tego wydawnictwa. Jest  z górnej półki. Szkoda, że zawartość nie jest wart tej marki, tych wielkich nazwisk.

Odrodzenie?  Poniekąd tak, bo powrócił niemal dobrze znany nam skład starego rhapsody. Nie jest to odrodzenie na jakie czekałem. Ewolucja? Tutaj zdecydowanie tak. Band stara się odkrywać nowe rejony, stara się brzmieć nowocześnie.  Pod tym względem może znaleźć się grono słuchaczy, którzy to docenią i pokochają nowe oblicze Rhapsody.

Najśmieszniejsze jest to, że najlepsze utwory na tej płycie to te, które tak krytykowałem przed premierą płyty. "Phoenix Rising" i "D.N.A" to utwory, który choć trochę potrafią zauroczyć dynamiką czy próbą stworzenia ciekawej melodii. Coś tam się dzieje, a reszta utworów jakby była bardziej gdzieś tam w tle. Z tą płytą jest taki problem, że jest kilka fajnych intrygujących motywów, ale całościowo żaden utwór nie powala. "Zero Gravity" to mieszanka troszkę progresywnego metalu, troszkę Nightwish. Band stara się tutaj zbudować operowy klimat, ale czegoś tutaj brakuje. Dalej mamy bardziej melodyjny i nieco dyskotekowy "Fast Radio Burst". Nie ma tutaj nic z Rhapsody w ogóle. Nie zabrakło też bardziej rozbudowanych utworów i tego przykładem jest bez wątpienia "Decoding the Multiverse". Znów te nie potrzebne zwolnienia i komercyjne rozwiązania. No jestem na nie. Nowoczesność bije z "Multidimensional". Brakuje słów by opisać rozczarowanie. Dziwne wejście i nie ratuje ten utwór chwilowe power metalowe przyspieszenie. "Amata Imortale" to ballada o epickim rozmachu. Nie ruszyło mnie to i jakość ciężko przetrwać ten operowy bełkot. Echa Rhapsody jaki znam i kocham można usłyszeć w całkiem ciekawym, zamykającym "Arcanum". Bez wątpienia kompozycja godna uwagi i jedyna która wzbudza jakieś emocje podobnie jak single.

To było do przewidzenia po ukazanych singlach. Ta płyta nie miała szans w starciu z najnowszym dziełem Rhapsody of fire. Tam jest wszystko to czego szukają fani twórczości Rhapsody. "Zero gravity" to wizja nowoczesnego symfonicznego power metalu dedykowana fanom Luca Turilli i jego Rhapsody. Szkoda potencjału jaki drzemie w tym składzie. Może kiedyś jeszcze wrócą do sprawdzonej formuły? Oby to się stało jak najszybciej.

Ocena: 4/10

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. hay algún link para descargar el album?

      Usuń
    2. Why? For new rhapsody of fire is better than this. Yeah lione and turili try to do something new but that its

      Usuń
  2. Jeden do zera fla Rhapsody of Fire!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I już się boję że to prawda:) Jutro ocenię i coś skrobnę

      Usuń
    2. Nie mza tragedii. Po paru odsłuchach jest mocno przecietnie. Widac ze Luca troszku się pogubił w tych nowoczesnych dźwiękach. Wyszedl duzo slabszy material niz na Prometheusu. Moja oce 6.5/ 10

      Usuń
  3. No i 3 razy wysłuchałem. Prowadzący tym razem przesadził z tym 4/10 !!!Nie wiem czego oczekiwał ale z góry było wiadomo co tworzy Luca. Co do Lione to ten już wszędzie się udziela ale ma głos dobry więc może.Sama płytka perfekcyjnie technicznie i bogaty materiał , co do muzyki tego się właśnie spodziewałem. Tak jakby kontynuacja Prometeusza -czytaj Movie Power Metal z klasyką pomieszany. Progresu nie zauważyłem.Jest epickość jest wzniosłość i jest kopyto od czasu do czasu. Oczywista że miłośnicy poweru (Ja też) ciut spodziewali się więcej euforii i patataju ale widać LUCA tak ma i można go trawić lub nie.Dla mnie solidne 7/10. Nie nudzą i coś tam się dzieje ale 4 to raczej przesada. Jak widać to Alex Staropolli był główną siłą napędową i teraz mi pasuje ! Jest ta Rhapsodia i tamta Rhapsodia. Jak będę uduchowiony to słucham Luca-Lione jak będę potrzebował kopyta to Rhapsody of Fire i jest gitara.Dla mnie może być 5 Rhapsody bo jak widać mają pomysł by coś tworzyć a nie jak Dark Moor czy Iron Saviour :(że nie wspomnę o Kamelocie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kwestia gustu. Tez wiedzialem co dostane czyli cos ala prometeusz co do mnie nie przemawia. Wolalbym luce i fabio grajacych cos z pierwszych plyt rhapsody. Tutaj strasznie mecza i tyle. Plyta wg mnie nie zasluguje na uwage. Sa ciekawsze plyty w tym roku. Marka robi swoje i kazdy obczaja ten album

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatni RoF bije na głowę album TLR.

    OdpowiedzUsuń