Mogłoby się wydawać, że Fabio Lione to motor napędowy Vision Divine. To wysokiej klasy wokalista, który potrafi poruszyć serce i duszę. Prawdziwa gwiazda i ciężko było sobie wyobrazić ten band bez niego. Jednak Rhapsody wydał najlepszy album od wielu lat i to bez Fabio, to również była nadzieja na Vision Divine, który powraca po 7 latach z nowym wydawnictwem. Ivan Giannini zasilił tą kapelę w 2018r i tym sposobem band narodził się na nowo. Tak o to Vision Divine przeżywa drugą młodość i ich najnowsze dzieło zatytułowane "When all the heroes are dead" to jeden z ich najlepszych albumów jakie nagrali. Co za przemiana, co za album.
Vision Divine to specjalista od progresywnego power metalu i nowe dzieło to taka wizytówka tej kapeli. Znajdziemy to wszystko do czego nas przyzwyczaił ten band, a nawet więcej. Dużo tu chwytliwych melodii, dużo pomysłowych motywów i dzieje się sporo. Nie ma tutaj grania na jedno kopyto, nie ma miejsca na nudę. Band znakomicie wykorzystuje progresywne zacięcia i miesza z energicznym, melodyjnym power metalem i nawet czasami pojawią się symfoniczne ozdobniki. Nie tak dawno w wielkim stylu powrócił Labirynth i tak samo jest z Vision Divine, który stylistycznie nawiązuje do tej kapeli. Nie brakuje też nawiązań do Secret Sphere czy nawet starego Kamelot. |
Duże wrażenie robi też soczyste brzmienie , który nadaje całości futurystycznego klimatu i podkreśla jakość dźwięków. Znakomicie współgra to z tym co band prezentuje na albumie. No lepszego brzmienia nie można sobie wyobrazić.
Płytę otwiera intro w postaci "Insurgent" i tutaj można poczuć podniosłość rodem z symfonicznego metalu. Prawdziwy power metal z naciskiem na chwytliwe melodie mamy w rozpędzonym "The 26th machine". Ivan pokazuje jak świetnym wokalistą jest. Słucha się tego jednym tchem. Dalej mamy równie przebojowy "3 men walk on the moon" i tutaj upust swoich umiejętności daje Olaf i Federico. Spora dawka wciągających i pomysłowych solówek. No dzieje się tutaj sporo i to jest piękne. 'Fall from grace" to kawałek z nieco ostrzejszy riffem i nieco marszowym tempem. Poziom przebojowości nie opadł i wciąż band zachwyca. Progresywność na dobre zostaje uwolniona w klimatycznym "Were i God". Ta kompozycja jest nieco spokojniejsza, może nieco bardziej utrzymana w stylistyce melodyjnego metalu, ale i tak robi wrażenie. Gitarzyści szaleją w dynamicznym "Now that all the heroes are dead". Ileż tu gracji, finezji i emocji. Nie zabrakło też power metalowej petardy i w tej roli sprawdza się "The king of the sky". Co za petarda! Taki power metal to jak uwielbiam. Podobne emocje wywołuje chwytliwy "300".
Nie spodziewałem się, że ten album mnie powali na kolana, a tutaj taka niespodzianka. Vision Divine poradził sobie i to bez Fabio Lione na pokładzie. Stworzyły klimatyczny i niezwykle melodyjny album. Wyszła z tego prawdziwa perełka, która może namieszać w tym roku.
Ocena: 9/10
Zachęciłeś mnie do kupna tej płyty. Dzięki!
OdpowiedzUsuń