Tęsknicie za starym dobrym Iron maiden? A może jesteście fanami "screaming for Vengeance"Judas Priest? W duszy gra ci Angel Witch, Accept czy Diamon head ? Jeśli jesteś właśnie takim słuchaczem to bez wątpienia musisz sięgnąć po debiutancki krążek hiszpańskiej formacji War Dogs. "Die by my sword" to płyta, która zabiera nas do przeszłości, do złotych lat 80 i oczarowuje swoim kunsztem i przebojowością. To płyta, którą trzeba znać.
Nie dajcie się zwieść, że to pierwszy album tej formacji. War Dogs działa od 2015 r i już mają na swoim koncie mini album "War dogs", który okazał się w 2018r. Band w swojej muzyce stawia na proste rozwiązania, na klasyczny wydźwięk gitar i dużą dawką energii. Bez trudu tworzą hity i to one napędzają ich debiutancki album. War Dogs to przede wszystkim wyrazisty i utalentowany wokalista Alberto Rodriguez. Słychać, że inspirował się wokalistami starszej generacji. Enrique i Eduardo to dwa gitarzyści, którzy dają czadu i znakomicie bawią się heavy metalem. To taka wycieczka w stronę Iron Maiden, Judas Priest czy nawet Running Wild. Jest moc i to przez cały album, a to robi wrażenie.
Płytę otwiera rozpędzony "Die by my sword", który przemyca troszkę patentów Visigoth czy choćby iron maiden. Klasyczny riff, szybkie tempo i przebojowy refren czynią ten tytułowy kawałek prawdziwą petardą. Perkusista pokazuje się tutaj z jak najlepszej strony. Bardzo dobry start. Mamy też nieco punkowy i buntowniczy "Castle of Pain", który przypomina debiutancki krążek Iron Maiden. Dalej mamy rozpędzony "Wings of Fire", który swoim stylem i motoryką przypomina twórczość Running Wild. Tutaj band pokazuje jak drzemie w nich potencjał. To co napędza ten utwór to pomysłowy riff i duża dawka przebojowości. Gitarzyści też dają tutaj czadu i pokazują swoje umiejętności. W "Master of Revenge" War Dogs zabiera nas do klasycznych dźwięków Judas Priest. Niby prosty motyw, a zachwyca swoją naturalnością. Band przyspiesza w energicznym "Kill the past", który ociera się o speed metalową konwencję. W tym utworze dzieje się dużo w sferze partii gitarowych i jest czym się zachwycać. W podobnych klimatach mamy dynamiczny i rozpędzony "Ready to strike", który również utrzymany jest w speed metalowym stylu. Znakomita petarda i właśnie w takich aranżacjach band wypada najlepiej. Lata 80 wybrzmiewają i to w najlepszy sposób w "The Shark". Prawdziwy hit, który od razu wpada w ucho. Mroczniejszy "The lights are on" jest uroczy i znów nie brakuje elementów Iron maiden. Nawet taki prosty i nieco hard rockowy "Wrath of thesus".
War Dogs dopiero zaczyna swoją przygodę z heavy metalem i ten start jest naprawdę udany. "Die by my sword" to porcja klasycznego heavy metalu w stylu lat 80. Band pokazuje tutaj swój talent i pomysł na granie. Jest w nich ogromny potencjał i mam nadzieję, że go w pełni wykorzystają. Dla fanów Iron Maiden, Diamond head czy Judas Priest pozycja obowiązkowa.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz