Określanie nowego dzieła niemieckiej formacji Madhouse dziełem stricte thrash metalowym jest nie do końca prawdziwe. "Braindead" to coś więcej niż typowy thrash metalowy album, który stawia tylko na agresję i drapieżność. Poza mocnymi riffami i wpływami Overkill, czy Testament, znajdziemy też elementy speed metalu, które przypominają początki Running Wild czy Destruction. Nie brakuje też nawiązań do twórczości Rage czy nawet Accept. Madhouse nawiązuje do lat 80 i to nic dziwnego, kiedy tak naprawdę ta kapela zrodziła się w latach 80, ale nie było jej dane wydać swojego krążka. "Braindead" to już ich drugi krążek i można przyznać, że jest to płyta obok której nie można przejść obojętnie.
Zresztą czy taka klimatyczna i pomysłowa okładka nie przemawia do Was żeby odpalić to dzieło? Do mnie przemówiła i do teraz nie żuje tego. Płyta jest bardzo łatwa w odbiorze i to w sumie zasługa samej stylistyki Madhouse, Band do thrash metalowego grania dorzuca patenty wyjęte z heavy/speed metalu i ta klasyka niemieckiej sceny metalowej jest tutaj słyszalna. To ona przesądza o tym, że płyta jest dynamiczna, przebojowa i bardzo melodyjna. Taka mieszanka powoduje, że płyta jest urozmaicona i pełna niespodzianek. Mocnym atutem jest samo brzmienie, które od razu imponuje mocą i drapieżnością. Od razu wiadomo, że to niemiecka perfekcja. "Braindead" zaskakuje bardzo zgraną współpracą gitarzystów. Thomas i Carsten nie borą jeńców i stawiają na chwytliwe melodie jak i mocne riffy. Panowie dobrze się bawią i ta pozytywna energia udziela się od pierwszych minut.
W każdym utworze można znaleźć coś ciekawego. Otwieracz "Break the ice" imponuje mocnym riffem i stylistyką rodem z wczesnego Anthrax. Dochodzi do tego nutka heavy metalowego klimatu i pierwszy killer gotowy. Speed metalowe szaleństwo rodem z wczesnego Running wild udziela się w melodyjnym i bardzo przebojowym "Never say die". To co się dzieje w sferze solówek to prawdziwa uczta dla fanów takiego gatunku. Speed metalowa formuła udziela się w rozpędzonym "Who made You God". Niemiecka toporność udziela się w stonowanym, heavy metalowym "Braindead" i to już nieco inne oblicze tej kapeli, ale wciąż jest to granie na wysokim poziomie. Bardziej techniczne partie gitarowe można uchwycić w "Last man standing", a kto ceni szybkość i agresywność ten doceni "Knights of Avalon". Więcej thrash metalu można wyłapać w agresywnym "Evil fantasies".
Madhouse wciąż utrzymuje dobrą formę i "Braindead" to bardzo dobra mieszanka heavy/speed i thrash metalu. Mocne brzmienie, przemyślany materiał i duża dawka ostrego grania. Nie da się nudzić przy tym albumie. Dobrze, że Madhouse wrócił i tworzy nową muzykę. Płyta godna polecenia.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz