Strony

piątek, 28 sierpnia 2020

MENTALIST - Freedom of speech (2020)

 




Debiut kapeli Mentalist miał namieszać w power metalowym światku, a płyta "Freedom of Speech" miała być kandydatem do płyty roku. Najwyższa pora zweryfikować rzeczywistość. Kapela powstała w 2018r i składa się z doświadczonych muzyków. Jest w końcu Thomen Stauch na perkusji, jest Rob Lundgren na wokalu czy Kai Stringer na gitarze. Niestety nie ma fajerwerków, nie ma materiału który rzuca na kolana. Jest tylko solidny materiał, ale to za mało kiedy stoją za tym takie gwiazdy.

Mocnym punktem tego wydawnictwa jest bez wątpienie lekkie i łagodne brzmienie, a także klimatyczna okładka. Techniczne aspekty nie zawodzą, szkoda tylko że muzyka jest jakby bez energii i bez wyrazistych przebojów.

Brakuje mi mocnych riffów, czy dynamiki, a całość troszkę senna jest. Początek płyty nie jest zły, bo przecież atakuje nas na początku "Freedom of the press", który zachwyca melodyjnością. Jednak mało w tym ognia i power metalu. Niczego nie wnosi nijaki "Life" i w tym momencie zastanawiam się co ten band tak naprawdę chciał grać. Znacznie ciekawszy jest zakręcony i bardziej zadziorny "Digital Mind". Sam refren również szybko zapada w pamięci i to za sprawą wpływów Helloween.  To bardzo dobry kawałek, choć bardzo wtórny i bez powiewu świeżości. Rob Lundgren to naprawdę dobry wokalista i ma ciekawą barwę i technikę, ale niczym nie zaskakuje. "Your Throne" też potrafi oczarować melodyjnością i lekkością. Za mało w tym power metalu, nie ma mocy. Rozbudowany "run benjamin"  jest troszkę za długi i troszkę przewidywalny.

Tak bardzo czekałem na ten album i niestety się zawiodłem. Może miałem zbyt duże oczekiwania? Może podziała wyobraźnia widać te wielkie nazwiska? Niby band gra power metal, ale jakoś tego tutaj nie słyszę. Nie ma mocy, nie ma dynamiki, ani pazura. Wszystko jest ugrzecznione i bez polotu. Brzmi to jak płyta, która powstała na siłę. Wielka szkoda, może jeszcze kiedyś Mentalist zaskoczy nas?

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz