Strony

niedziela, 10 stycznia 2021

CLAIRVOYANT - Curse of the golden skulls (2011)


 Polska scena metalowa kryje sporo ciekawych płyt to fakt, tylko widzę jest jeden dość spory problem. Wiele z tych jakże ciekawych kapel, wydaje jeden album i przepada. To tragiczne fatum dopadło też wrocławski Clairvoyant, który można śmiało zaliczyć do kategorii heavy/power metalu. Ta kapela miała wszystko, żeby podbić świat. Ciekawe pomysły, dopracowaną stylistykę, w której nie brakowało elementów Judas Priest, czy Running Wild. Brak odpowiedniej siły przebicia, brak marketingu czy właściwego kontraktu płytowego sprawiły, że kapela przepadła. Działali jeszcze pod nazwą Wolf Ride, ale i ta kapela to już przeszłość. Muzycy z Clairvoyant zasilili składy Bulletraid, Lost Soul, czy Dead Mind. Jeśli chodzi o Clairvoyant to debiut w postaci "Curse of the golden skull" z 2011r jest płytą godną uwagi.

Może i okładka jest straszna i niczym specjalnym nie zachęca słuchacza. Znacznie lepiej jest już z samym brzmieniem, które jest mocne i takie na wzór europejskich wydawnictw. Płyta utrzymana jest na równym poziomie i każdy utwór ma w sobie to coś. Band stawia na klasyczne rozwiązania, na sprawdzone riffy, na melodyjność i przebojowość. Słucha się tego jednym tchem.

"Intro" to nic innego jak hołd dla intr znanych nam z płyt Running Wild. Panowie odrobili zadanie domowe i przygotowali mega klimatyczne i oldschoolowe intro. Świetny start. Dalej dostajemy szybki i energiczny "Curse of the Golden Skull" i słychać tutaj echa "Pile of Skulls" czy "Death or Glory" running wild i Clairvoyant czerpie właściwe wzorce. Wokal Grzegorza Kolasińskiego idealnie pasuje do tego co band gra i znakomicie oddaje on piracki klimat. Za warstwę gitarową odpowiada Maciej Ostropolski i Kamil Turczynowicz i znów świetna robota. Jasne nie ma tutaj niczego nowego i band mocno inspiruje się Running Wild. Jednak ten szczery przekaz i dbałość o detale sprawia, że płyta jest bardzo atrakcyjna.  Nie często się pojawiają na polskie scenie zespoły, które inspirują się Running wild.  Dobrze wypada też dynamiczny i melodyjny "Bite the bullet". Cieszy mnie fakt pojawienia się charakterystycznych partii gitary akustycznej i typowe dla Running Wild otwarcia utworów. Jest spokojnie w "1410", ale szybko utwór nabiera mocy i pirackiego feelingu. Kolejny mocny punkt tej płyty. Jest jeszcze nieco mroczniejszy i heavy metalowy "Road to victory" i ten utwór nieco bardziej urozmaica ten album. Jeszcze więcej Running wild dostajemy w dwóch killerach, czyli podniosłym "Pirates fo the seven seas" i rozbudowany i pełen energii "Explorers".

Polski Running Wild to dobra nazwa dla Clairvoyant i cholernie żałuje, że tej kapeli już nie ma na naszej scenie metalowej. Prawdziwa perełka. Na debiucie jest wszystko. Mamy killery, szybkie kawałki, jak i bardziej klimatyczne, a całość mocno wzorowana na twórczości Running wild z przełomy lat 80 i 90. Kopalnia killerów i szkoda, że to kolejna kapela jednej płyty. Kto nie zna niech czym prędzej to zmieni.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz