Strony

czwartek, 11 lutego 2021

EPICA - Omega (2021)


 "Omega" to 10 album w dość bogatej dyskografii Epica. Te holenderska formacja ma swój własny styl i od lat gra swoje. Nic nie muszą udowadniać, bo to jedna z najlepszych kapel grających symfoniczny metal z domieszką power metalu. Lata lecą i wciąż trzymają poziom. Od poprzedniego wydawnictwa minęło 5 lat, a "Omega" nie wnosi rewolucji w muzyce Epica. To kolejny wartościowy krążek w ich dorobku. Jednak nie przebija "The quantum enigma", który wciąż zaliczam do jednego z najlepszych wydawnictw Epica.

Nowy album  to przednia rozrywka i mamy tutaj wszystko to co składa się na styl Epica. Jest podniosłość, jest pazur, jest przebojowość, tylko tym razem jak dla mnie za mało mocy i power metalu, który dominował na "The quantum enigma". Materiał na "Omega" jest o wiele ciekawszy i bardziej chwytliwy niż na "The holographic principle" i to jest już spory atut. Na płycie dostajemy sporo intrygujących i dojrzałych partii gitarowych od utalentowanego Marka jak i Isaaca. Panowie grają dalej swoje i mamy tutaj wszystko do czego nas przyzwyczaili na przestrzeni lat. Naprawdę dobrze się tego słucha. Najlepiej wypada fenomenalna Simone Simons, która jest wysokiej klasy wokalistką.

Wszystko pięknie i można by powiedzieć, że szykuje się album petarda. No niestety brakuje mi tutaj agresji, dynamiki i przede wszystkim power metalu. Przez to płyta sporo traci. Świetnie prezentuje się melodyjny i pełen symfonicznych smaczków "Abyss of time - countdown to singularity". Rasowy killer w wykonaniu Epica. Nie ma tutaj eksperymentowania i to dobry znak. Nastrojowy "The skeleton key" i tutaj jest więcej progresywności i romantycznego klimatu. Niby dobry utwór, to jednak czegoś mu brakuje. Pazur pojawia się w "Seal of solomon", który przemyca orientalne motywy. Nieco odświeżono formułę Epica i to udany kawałek. Podobnie wygląda sprawa podniosłego "Code of Life", który nieco przypomina twórczość Myrath.Mamy też 13 minutowy kolos, czyli trzecia część "Kingdom of heaven" i choć dzieje się tu sporo, to jak dla mnie kawałek na dłuższą metę po prostu męczy. Jak dla mnie nudny też jest "Rivers", który promował ten album. Całość wieńczy podniosły i nieco progresywny "Omega".

Płyta to kawał solidnego symfonicznego metalu, to na pewno. Słychać, że to album Epica, ale brakuje mi tutaj nieco agresywności, power metalu. Czasami wkrada się nuda, czy komercyjność co psuje ostateczny efekt. Fani będą brać w ciemno, a nowi słuchacze raczej nie zmienią stosunku do Epica. To już wolę album Everdawn.

Ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Trochę się z Tobą nie zgodzę w kwestii tego wydawnictwa. Ja jestem w nim zakochany po uszy.Skeleton key , Twilight Reverie czy Gaia to mistrzowskie klasyki w stylu Epici. A Rivers jest moim numerem jeden w kwestii ballad tego roku, jeśli oczywiście przyjmiemy że jest to ballada. Ale na szczęście każdy może mieć swoje zdanie i to jest fajne w tym muzycznym świecie. Dla mnie pierwsza trójka premier tego roku. Nie wiem jeszcze które miejsce zajmie ale na pewno podium u mnie ma.

    OdpowiedzUsuń