Strony
▼
piątek, 19 marca 2021
AGENT STEEL - No other godz before me (2021)
Tyle razy krążyła plotka, że wraca Agent Steel, że jest na pokładzie John Cyriis i tak mijały lata. W końcu band się rozpadł w 2011r. Kapela się odrodziła w 2018r, ale już bez kluczowych muzyków tj Berniego Varsaillesa i Juana Garcia, którzy przez lata stanowili o stylu i jakości Agent Steel. Nie ma ich na pokładzie i w zasadzie nowy skład Agent Steel tworzą nowi muzycy i tak naprawdę co łączy ich z twórczością tej formacji to oczywiście nazwa i sam John Cyriis. Był zapowiadany nowy album na rok 2019, ale ostatecznie "No other godz before me" ukazał się teraz tj 19 marca 2021.
Kocham Agent Steel i zarówno kiedy był John Cyriis, jak i też kiedy go już nie było. Na pewno cieszy, że band wrócił i że jest John Cyriis na pokładzie, Jednak czy na pewno? Ja wiem potrafi on śpiewać w wysokich rejestrach i brzmieć bardzo melodyjnie. Jest jednak jedno ale. John ma bardzo specyficzną manierę i teraz ona się bardziej się wyróżnia. Momentami piszczy jak jakaś kaczka i potrafi to mocno irytować. To już nie jest ten sam John, który błyszczał na dwóch pierwszych płytach Agent Steel. Pozostaje odpuścić, albo się przyzwyczaić do nowej wizji Agent Steel ze specyficznym głosem Johna. Od strony stylistyki i jakości warstwy instrumentalnej mamy faktycznie ten speed metal z jakiego zasłynął Agent Steel. To wszystko przyczynia się do tego, że mam mieszane uczucia. Płyta naprawdę ma swój urok i brzmi jak stary dobry agent steel, tylko ten John Cyriis piszczy bez składu i ładu.
Jest naprawdę kilka mocnych killerów, które przyprawiają o dreszcze. Taki właśnie jest rozpędzony i agresywny "Crypts of Galactic Damnation". Stary dobry Agent Steel jaki kocham i naprawdę dobrze się tego słucha. Tutaj nawet John nie brzmi jeszcze tak źle. Kolejny killer na płycie to tytułowy "No other godz before me" i znów duet gitarowy Nikolay i Vinicius imponuje energią i pomysłowością. Niby Panowie nie grali wcześniej w Agent Steel, a znakomicie oddają styl tej kapeli i dobrze się czują w takiej stylistyce. Jest moc i pazur, a jednocześnie duch lat 80. W podobnej konwencji utrzymany jest "Treaspassers", który opiera się na ciekawych popisach gitarowych, a także na dużej dawce przebojowości. Echa starego Agent Steel mamy w szybkich i zadziornym "The Devils greatest Trick", który oddaje to co najlepsze w tej kapeli. Mocny riff, złożone solówki i techniczne granie sprawiają, że to jeden z mocniejszych utworów na płycie. Jest też stonowany i bardziej skoczny "Carousel of vagrant souls", który pokazuje jak band dopracował swój nowy materiał. Naprawdę dobrze się tego słucha i można nawet przymknąć oko na popisy wokalne Johna Cyriisa. Tak w zasadzie cały album pozytywnie zaskakuje i jest to kawał naprawdę solidnego speed metalu.
"No other gods before me" to może nie najlepszy krążek w dyskografii Agent Steel, ale muszę przyznać, że powrót naprawdę udany. Zawodzi troszkę John Cyriis jako wokalista. Słychać echa pierwszych płyt, czyli klasyki Agent Steel i to jest pozytywne zaskoczenie. Warto dać szansę nowemu krążkowi tej zasłużonej kapeli, nawet jeśli nie jest się fanem głosu Johna.
Ocena: 8/10
W zasadzie tak jest. Muza akceptowalna, wokal dramat. 5/10 u mnie, bo nie daję rady tego słuchać dłużej niż 20 minut.
OdpowiedzUsuń