Strony

sobota, 10 kwietnia 2021

BLAZE BAYLEY - War within me (2021)

Blaze Bayley to wokalista, który chyba już zawsze będzie oceniany przez pryzmat dokonań z iron maiden. Fakt to był jego złoty okres i z tamtego okresu pochodzą jego największe kompozycje, ale warto pamiętać że późniejsza kariera solowa pod szyldem przyniosła nam sporo równie udanych albumów. Moje ulubione dwa to przede wszystkim "The man who would not die" i "Promise and terror". Cała seria "Inifnite Entanglement" też łączyła to co najlepsze w muzyce Blaze Bayley z klimatem s-f. Minęła 3 lata od ostatniego dzieła i czas przyszedł na "War within me".

Nie powiem odstrasza mnie ta okładka. Kiczowata i jakaś taka bez pomysłu. Plus tylko za klimat s-f, który wydobywa się z niej. Obok Blaze mamy właściwie muzyków, którzy tworzą skład brytyjskiego Absolva. Mcnee i Schramm tworzą sekcję rytmiczną, a Christopher Appleton odpowiada za partie gitarowe. Ogólnie mam mieszane uczucia. Z jednej strony album na dłuższą metą jest nużący i szybko przemija, to jednak z drugiej strony jest gitarowo i można uświadczyć ciekawe riffy. Duży plus za oldschoolowy feeling i takie odczucie jakbyśmy sięgali po klasyczne rozwiązania NWOBHM. Nie brakuje momentów że na myśl przychodzi twórczość Iron Maiden czy Saxon. Blaze już nie ma takiej mocy w swoim głosie i też czuje tutaj spory niedosyt.

Oczywiście, że riff tytułowego "war within me" imponuje dynamiką, agresją i melodyjnością. Jest klasycznie, a zarazem nowocześnie.  Tak to jest killer i zachęca do dalszej podróży w głąb płyty. Wokal Blaze'a niestety nie wzbudza u mnie większych emocji. Szkoda. "303"  to znów świetna gra Christophera i chłop zasługuje na oklaski, bo jego gra jest naprawdę dobra i zapewnia sporo emocji. To kolejny killer na płycie i znów mamy odesłanie do najlepszych lat Blaze'a. Czy tylko ja tutaj słyszę hołd dla Iron Maiden? "Warrior"  zaczyna się klimatycznie i nastrojowo, ale dopiero potem mamy oldschoolowy feeling. Brzmi to jak stary, dobry NWOBHM i na takie granie zawsze jest popyt. Stonowany i spokojniejszy "Pull yourself up" jest taki bardziej hard rockowy i bardziej w klimatach Absolva. To pierwszy zgrzyt na tej płycie, bo jest jakoś tak nieco nudnawo. Wracamy do melodyjnego heavy metalu w "Witches Night" i znów mocny riff i świetna gra Christophera, ale wokale Blaze'a nie wzbudzają emocji i sam refren też jakoś nie wpada w ucho. Prosty i uroczy riff w "18 flights" też potrafi zauroczyć, ale też brakuje mi nieco ciekawszego refrenu. Jest to jakoś uproszczone i bez ikry. Dużo iron maiden również dostajemy w pomysłowy "The power of Nikola Tesla" i znów świetne zaplecze gitarowe i sekcji rytmicznej, ale brakuje nieco mocniejszego głosu ze strony blaze'a. Jednak to jest jeden z mocniejszych utworów na płycie. Całość wieńczy nastrojowa ballada "Every storm ends", która nie wiele wnosi do płyty.

Oj mam mieszane odczucia co do nowego albumu byłego wokalisty Iron Maiden. Na pochwałę zasługują instrumentaliści, zwłaszcza gitarzysta Christopher. Dobrze czuje klimaty Blaze;a, NWOBHM i taki klasyczny heavy metal. Nie brakuje pazura, chwytliwych melodii, ale jakoś nie wiele zapada w pamięci. Refreny czasami są jakby bez polotu i tej przebojowości, która była na wcześniejszych płytach. Nie jest to ta sama liga co "The man who would not die", ale to wciąż granie, które zasługuje na uwagę. Płyta solidna, utrzymana w stylu Blaze'a, ale ja osobiście czuje spory niedosyt. Oceńcie sami.

Ocena: 7.5/10
 

1 komentarz:

  1. Blaze, jak dla mnie duży gość, a jego X Factor to jedna z moich ulubionych płyt Ironów. Z płyt z zespołem Blaze, najwyżej cenię Promise and Terror. Później po nierównym King of Metal i całkiem niezłym początku trylogii science fiction czyli Infinite ... straciłem kontakt z twórczością Bayley,a . Najnowsza płyta podoba się średnio, naturalny mrok w głosie wokalisty ciągle jest, ale moc juz nie ta. Moim zdaniem lepiej wypadają utwory w których wpuszczone jest więcej przestrzeni. W jednym Blaze na pewno jest lepszy od Iron Maiden ! Jako trzeci na płycie mamy kawałek 303, tak tak, ten ,,303,, , o czym Blaze wyraźnie wspomina, Iron na ,,Ices High,, nawet się nie zająknęli, kto tak naprawdę był tymi asami przestworzy...

    OdpowiedzUsuń