Strony

czwartek, 30 września 2021

KK PRIEST - Sermons of the Sinner (2021)

Minęło 10 lat od kiedy Kk Downing opuścił Judas Priest. Zespół miał iść na zasłużoną emeryturę, ale losy potoczyły się inaczej. Troszkę zapomniano o zasłużonym gitarzyście Judas Priest, ale on też troszkę się odciął od heavy metalowego świata. Wszystko się zmieniło w roku 2018. Wystąpił na specjalnym koncercie, gdzie z grupą znajomych muzyków zagrał koncert ku chwale Judas Priest. Uwagę przyciągał skład, bo pojawił się Les  Binks czy Tim Ripper Owens, którzy również byli związani z Judas Priest. Coś ciekawego zaczynało się dziać i tak w końcu powołano Kk priest. Nazwa nieco komiczna i można było użyć lepszej nazwy na zespół. Band rozpoczął prace nad debiutanckim krążkiem, niestety pandemia i uraz Lesa troszkę pokrzyżowały plany Kk Downinga.  Skład uzupełnili Aj Mills, basista Tony Newton i perkusista Sean Elg. Owocem ich ciężkiej pracy jest "Sermons of the sinner". Ta płyta spełnia kolejne moje marzenie, a mianowicie jakby wyglądał klasyczny judas priest z Timem Ripperem na wokalu. Wtedy kiedy ukazał się "Jugulator" wiele pewnie się zastanawiało co by było gdyby. Teraz jest okazja by zaspokoić swoją ciekawość.

Materiał jest na pewno bardziej klasyczny, bo Kk Downing sięga za równo po patenty z "Painkiller", czy nawet po rzeczy z lat 80. Oczywiście są nawiązania do "British Steel" czy "Screaming for vengeance". Klasa i poziom może już nie ten sam, a same kompozycje są momentami troszkę banalne, a teksty proste i bez głębi. Nie ma tutaj świeżości, ani elementu zaskoczenia jakie dostarczały płyty Tima za czasów śpiewania w Judas Priest. Dostajemy klasyczny heavy metal i to może cieszyć. W końcu może popisać się Tim, bo ostatnio brakowało jakiegoś dobrego albumu z nim na wokalu. Co mnie smuci, bo kocham jego manierę i styl. To jeden z najlepszych heavy metalowych śpiewaków. Kk Downing mimo przerwy wciąż ma w swojej grze to coś i potrafi czarować. Problem może tkwi w samych motywach gitarowych, które nie wnoszą nic nowego. Momentami brzmi to wszystko znajomo. Troszkę czuje niedosyt, bo liczyłem na prawdziwą heavy metalową petardę. Jednak panowie są zgrani i wiedza po co założyli zespół i realizują w pełni swoje cele. Każdy z nich odwala na "sermons of the sinner" kawał dobrej roboty. Brakuje na pewno obecności Lesa i jego kunsztu. Najbardziej błyszczy Tim Ripper, który jest w świetnej formie wokalnej. Daje popis umiejętności śpiewania i momentami wręcz brzmi niczym Halford.  Kk też postawił na rasowe riffy typowe dla Judas Priest, tak więc nie ma niczego nowego, a nazwa zespołu od razu daje znać czego mamy się spodziewać.

Płytę otwiera "Incernation", ale to tylko krótkie i nastrojowe intro. Jest klimat grozy. Na pewno nikt by tego nie przepisałby do judas priest. Inaczej ma się sprawa singlowego "Helffire Thunderbolt". Riff to taka nieco kalka riffu z "Nostradamus", ale też "Painkiller". Słychać, że grają tu panowie z Judas Priest. Kk Downing w pełni oddaje tutaj swój charakter. Gitary brzmią mocno i zadziornie, a przecież o to chodzi. Nie ma tutaj za grosz oryginalności, ale zabawa przednia. Tim mimo upływu czasu wciąż jest jednym z najlepszych wokalistów i to tutaj dobitnie pokazuje. W końcu jest on w klasycznym utworze Judas Priest. No śmiało można mówić tutaj o kilerze. Band nie zwalnia tempa i dalej atakuje nas tytułowy "Sermons of the sinner". Czas przyspieszyć i wrzucić drugi bieg. Panowie zabierają nas w rejony "Painkiller" i to zasługa mocnego riffu i wysokich rejestrów Tima. Nie wiem czemu słyszę tutaj Denner/Shermann, a nawet faktycznie coś pokroju Cage czy Mercyful fate. Mocna rzecz i od kiedy pierwszy raz usłyszałem ten kawałek to miałem ciary na plecach. Zostajemy przy ciężkich dźwiękach. Mroczny i tajemniczy klimat towarzyszy nam przy "Secrodate Y Diablo". Stylistyka podobna, tak więc ocieramy się o heavy/power metal. Znów świetny popis wokalny Tima, także wciągające solówki Kk Downinga  i Aj Millsa. No dzieje się i jest to naprawdę urocze. Nie powstało tutaj nic na siłę. Lata 80 i czasy "screaming for vengeance" czy "British steel" słychać w lekkim i przebojowym "Raise Your fist". Tekst oczywiście jest słabym punktem, ale słucha się tego z dużą przyjemnością. Wyczuwam idealny hit koncertowy. "You've got another thing coming" to ponadczasowy klasyk Judasów i nic dziwnego, że po ten riff sięga Kk w kolejnym koncertowym hicie tj "Brothers of the road". Jest ryk harleya i już wszystko wiadomo. Prosty riff, chwytliwy refren, bujająca melodia i klimat lat 80, czego można chcieć więcej? Takie klasyczne dźwięki zawsze są w cenie. Jakbym miał wskazać kawałek, który zaskoczył mnie pozytywnie to wskazałbym na ponad 8 minutowy "Metal through and through". Zaczyna się spokojnie, wręcz balladowo. Tim buduje napięcie swoim głosem i już mam ciary. Wkracza riff, który na myśl przywołuje Manowar, a także Iron Maiden. No wyszedł niezły miks, ale jedno jest pewne. To jest heavy metal najwyżej próby. Klasyka sama w sobie. Tim też nie piszczy, a buduje klimat i napięcie w zwrotkach. Nie mam nic przeciwko jak band pójdzie właśnie w takim kierunku. Miło usłyszeć, że Kk nie boi się też czerpać z dokonań Iron Maiden.  Echa Defenders of the Faith też są i oczywiście to kolejny killer na płycie. Riff "Wild and Free" brzmi również znajomo.  Jest szybko, jest zadziornie, może nieco hard rockowo, ale znów mocno nawiązują do lat 80. Motoryka ma coś z wczesnego Motorhead, ale też słychać tutaj coś z wczesnego Dio czy Judas Priest. Heavy metal pełną gębą i do tego mocno klasyczny. "Hail for Priest" zaczyna się niczym "Sign of the Cross" Iron Maiden. Jest mrocznie, jest spokojnie i tajemniczo. Po minucie wkracza mocny riff i już wiadomo, że to Judas Priest gra im w duszy. Kłaniają się czasy "Painkiller" czy "Angel of retribution", ale duża dawka melodyjności i galopad przypomina Iron Maiden. Całość zamyka równie ciekawy i rozbudowany "return of the sentinel", który jest miłą wycieczką do lat 80. Nie jest to może killer typu znanego "The Sentinel", ale jest epicko i dużo się dzieje. Słychać klasyczne granie judas priest i klimat lat 80.

Kk Downing wraca i jest to naprawdę udany powrót po 10 latach nieobecności na scenie metalowej. To jest ważne wydarzenie.  Cieszy, że jego muzyka wciąż dostarcza sporo frajdy i są to znajome dźwięki, ale wszystko brzmi klasycznie, a zarazem potrafią zaskoczyć i zabrać nas w nieco inne rejony.  Mnie jeszcze bardziej cieszy, że Tim mógł w końcu wykazać się bardziej i to w klasycznych dźwiękach judas priest. Moje marzenie się spełniło. Będą głosy na nie, bo teksty dziecinne, bo mamy kalkę judas priest, że solówki nie takie, że Tim imituje Halforda. Specjaliści zawsze się znajdą, a ja tam mam zamiar czerpać radość z słuchania tej płyty. Świetna rozrywka.

Ocena: 9/10

 

10 komentarzy:

  1. Terminator encyklopedii2 października 2021 09:05:00 CEST

    Płyta jest rewelacyjna, ale przyszedłem tu w celu przypomnienia, iż beka z encyklopedii. Buziaczki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przesłuchałem dopiero połowę płyty i potwierdzam, bardzo dobra ! Co do ,,encyklopedii metalu,, to pewnie pracuje nad nową encykliką metalu, bo jakoś ostatnio zamilkł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Terminator encyklopedii2 października 2021 14:43:00 CEST

      Tak, encyklika traktująca o fałszowaniu przez każdego i w ogóle ta płyta jest słaba ten zespół ssie i tak dalej

      Usuń
  3. Ciekawe które kawalki zagrają na żywo? Chętnie bym usłyszał coś z. Nostradamusa czy Angel of retribution 😁

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest metalowy ogień i dobra konkurencja dla JP.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem świeżo po odsłuchu i powiem szczerze , jestem zachwycony. Wreszcie ktoś nagrał naprawdę solidny i piękny album 🙂 Po ostatnich rozczarowaniach takich jak Kane Roberts, Helloween, Iron Maiden, Agent Steel , które bardzo mnie zawiodły KK Priest pokazuje klasę. Muzycznie jest tu mix : klasyczny Judas Priest z lat 80-tych, era Painkillera oraz troszeczkę ale naprawdę mało ery Jugulator. Muzycznie nie ma się do czego doczepić, jest i troszkę balladowo, epicko, a zarazem szybko i z wykopem. Solówki KK mistrzostwo, szybkie i precyzyjne, bas fajnie słyszalny, perkusja ok - czasem są jakieś fajne przejścia, choć przyznam szczerze , że nie znam się na perkusji za dobrze, dla mnie jest super. Wokal - lubię Rippera, w Judas Priest moim zdaniem się marnował bo materiał tam tworzony na płyty Jugulator i Demolition na siłę muzycznie gonił w nowoczesność i mrok, a Tim dwoił się i troił by to wszystko ratować - ale przy tak słabym materiale nikt by tych płyt nie uratował, choć pewnie znajda się ich fani,ale nie oszukujmy się ,że jest ich niewielu. Więc wokal na wysokim poziomie, Tim świetnie potrafi imitować Halforda, potrafi krzyknąć, przeciągnąć słowa, ale i potrafi pięknie przejmująco i epicko opowiadać historie swoim głosem. najbardziej głos Tima podobał mi się u Malmsteena, najmniej w Iced Earth z racji pogmatwanych i wydumanych kompozycji. Tutaj jest cudownie 🙂 za całość w skali od 1 do 6 daje 5-. Nie jest to arcydzieło, czasami łapiemy się , że niektóre motywy już słyszeliśmy, choć ja wyłapałem ich naprawdę nie wiele i można się trochę doczepić do niektórych tekstów piosenek - ale mi to nie przeszkadza:) Manowar chyba i tak nikt nie przebije:). KK Priest zasłużył na miejsce na półce obok najlepszych płyt Judas Priest - czyli zaraz po Painkiller i 1 solowej Roba Halforda - Fight 🙂

    OdpowiedzUsuń
  6. Rewelacyjna płyta. Od lat nic mnie tak nie ruszyło. Na Firepower jest parę świetnych kawałków, ale niestety też są takie, które mnie nudzą. Tutaj tego nie ma - każdy ma swoje mocne strony i pozwala się lubić, niektóre uwielbiać. KK pokazał jak wiele JP zawdzięcza jemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Firepower tylko parę świetnych kawałków ? To najlepsza płyta J. P. w całej historii zespołu.

      Usuń
  7. Potężny skład, już zamówiłem CD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest zbyt tania ja prawie w tej cenie biorę winyl

      Usuń