Strony

poniedziałek, 11 października 2021

IN VAIN - All Hope is gone (2021)


 Ja wiem, że Hiszpański  In vain jest na scenie metalowej nie od dziś i może się pochwalić doświadczeniem i 17 letnim doświadczeniem. Wiem, że kapela ma kilka mocnych albumów na koncie, ale gdyby mi ktoś powiedział na początku roku, że "All hope is gone" będzie jednym z najlepszych albumów roku 2021 to pewnie bym go wyśmiał, a na pewno bym się zastanowił co ta osoba mówi. Taka jest prawda, że nowe dzieło Hiszpanów to prawdziwy majstersztyk w dziedzinie heavy/power/thrash metalu. Ta płyta ma wszystko, a nawet coś więcej.

Daniel Cordon i Daniel Martin stworzyli niezwykle silny duet gitarowy, który sieje zniszczenie. Panowie nie tylko się rozumieją bez słów, ale idealnie uzupełniają i napędzają się na wzajem. Ta rywalizacja jest urocza i daje nam wciągające solówki i pojedynki na popisy gitarowe. No jest czym się zachwycać. Daniel Cordon zbiera dodatkowe brawa za efektowne i wysokiej klasy partie wokalne. Tak ma brzmieć power metal i on to definiuje na nowo. Jest pazur, agresja, technika i znakomite górki. O to chodzi. Muzycy wysokiej klasy to i muzyka niszczy, ale gdyby nie kompozycje i aranżacje to nie byłoby mowy o płycie idealnej, a taka jest. Spełnia wszelkie wymagania. Killer goni killer, a dodatkowym atutem jest urozmaicenie. Cały czas się coś dzieje i nie ma miejsce na nudę. Takich płyt, w takim stylu i na takim poziomie nie ma az tak dużo.

Płyta jest urozmaicona i w sumie każdy znajdzie coś dla siebie. Otwieracz to singlowy "Evils in my soul" i tak się gra power metal. Mocne Gitary, pewny siebie wokalista i dynamiczna sekcja rytmiczna. Nie wiem czemu ale przypomniał mi się persuader.  Ileż świeżości i pomysłowości kryje "falling to the ground", który ociera się o thrash metal. No i ten podniosły refren w stylu blind guardian czy orden ogan. Popisy gitarowe po prostu w gniatają w fotel. Elementy nowoczesnego grania i progresywność wyłapiemy w "last endeavour".  Jest też mroczny i zadziorny "Tell Me who im not", który też mocno czerpie z Persuader. Zaskakuje też pokręcony "Hannibal ad portas"czy przebojowy" all hope is gone". Mamy też bardziej heavy metalowy "never look back", a całość wieńczy rozbudowany "goodbey and fuck you all".

In Van bardzo pozytywnie mnie zaskoczyl bo nagrał praktycznie album bez skazy. Z tej płyty bije niezwykła dynamika, przebojowość i agresja. Nie ma miejsce na wypelniacze czy kiepskie kompozycje. Killer goni killer, a płyta od początku do końca sieje zniszczenie. 

Ocena : 10/10


7 komentarzy:

  1. TAAAAAAAAAAAAA...metalowa petarda i już!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie jest encyklopedia? Chcę poczytać typa wypocinki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jebnięcie mają doskonałe. Kolejny killer po genialnym Brainstorm.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to teraz czekam tylko na recenzję nowego Lords of Black, jestem ciekaw co sądzisz ;) In Vain faktycznie pozjadali

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do "dziesiątek" za materiał to często nie podzielam zdania prowadzącego bloga. W tym przypadku zgadzam się z recenzją. Najnowszy In Vain wchodzi od pierwszego słuchania zmuszając mój łeb do ciągłego rytmicznego machania.
    Z wyciągniętymi ku górze 🤘🏼 🤘🏼, walę łbem w Enter/Opublikuj Komentarz.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń