Strony

sobota, 13 listopada 2021

INSANIA - V (Praeparatus Supervivet (2021)


 Tego zespołu fanom power metalu chyba nie trzeba przedstawiać. Jeden z najlepszych zespołów grający melodyjny power metal w klimatach Helloween z czasów "Keeper of the seven keys". Zapisali się w historii gatunku za sprawą "Sunrise in riverland" i "Fantasy". Ostatni krążek ukazał się się w 2007r, ale "Agony - gift of life" to już nieco słabsze wydawnictwo. Chyba nikt nie sądził, że jeszcze kiedyś kapela wróci i to jeszcze w takiej glorii i chwale jak za czasów dwóch wspomnianych albumów. Jednak marzenia się spełniają. Skoro Helloween wrócił z Kiske i Hansenem, to czemu nie Insania i to jeszcze z Ole Halenem na wokalu i Niklasem Dahlin. Wytwórnia Frontiers records wzięła insania pod swoje skrzydła i przyszedł czas na album nr po 5 i to po 14 latach ciszy. Panie i panowie przedstawiam wam "Praeparatus Supervivet" i powiem jedno. To prawdziwa perełka i jedno z największych osiągnięć kapeli. Powinno to puszczać jako wzór do naśladowania i dawać w encyklopedii jako przykład melodyjnego power metalu.

Wracamy do czasów "sunrise in riverland" i kto pamięta te piękne solówki i zagrywki gitarowe z tamtych czasów, ten poczuje się jak dziecko w świecie zabawek. Panowie kontynuują to co grali właśnie na tamtym albumie. Oczywiście są chwytliwe riffy i helloweenowe refreny. Wszystko świetnie spina niszczący wokal Ola, który nieustanie inspiruje się Kiske. Co za technika, rozmach i klimat. Brawo Ola, bo to klasa światowa i potrzeba nam więcej tak uzdolnionych power metalowych śpiewaków.  Na wielkie brawa na pewno zasługują gitarzyści, którzy wnieśli insania na jeszcze wyższy poziom. Jest sporo atrakcyjnych popisów gitarowych i to jest to co kiedyś grał Helloween i dlatego nowy album Insania jest o wiele ciekawszy niż wytwór Helloween. Cały czas się coś dzieje i solówki po prostu zapadają głęboko w pamięci. Prawdziwe piękno i kwintesencja power metalu. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wracamy do roku 2001, ale brzmienie jest mocne, zadziorne i współczesne, tak więc panowie nieco doszlifowali swój styl i wyszła zabójcza mieszanka. Sam styl i jakość muzyków to jedno, ale gdyby utwory byłyby słabe to nic by z tego nie wyszło. Każdy utwór został dopracowany i przemyślany pod kontekstem kompozytorskim i aranżacyjnym. Nie ma chybionych pomysłów i wystarczy wsłuchać się w poszczególne utwory. Killer goni killer, a każdy kawałek to rasowy hicior.

Siła tej płyty nie tylko tkwi w mocnym i bardziej klasycznym składzie, ale właśnie w kompozycjach i atrakcyjnych melodiach i solówkach na których zbudowany jest szkielet nowego krążka. Może nie ma tutaj klimatycznego intra, ale w sumie po co jak można od razu przejść do rzeczy i podać tytułowy "Praeparatus Supervivet". Ten utwór pokazuje co nas czeka. Melodyjny power metal, który sięga do korzeni Insania, a jednocześnie otwiera nowy rozdział tej grupy. Panowie nie boją się zagrać nieco ciężej, nieco z nutką progresywności. Oczywiście nie obierają innego kursu, a rozwijają znany nam styl z klasycznych albumów. Tak jest sporo inspiracji Helloween, ale to zawsze był atut Insania. Ten kawałek przywołuje wspomnienia i młodzieńczą radość z płyt typu "Sunrise in Riverland". Zresztą te solówki w tym kawałku mocno nawiązują do tamtej płyty Insania. Oj dzieje się i właśnie tego brakowało na nowej płycie Helloween. Podniośle i nieco nawet symfonicznie zaczyna się "Solur". Jest rozmach i ciekawa forma power metalu. Znów band imponuje pomysłową melodią i nowoczesnym charakterem swoich utworów. To nie tylko nawiązania do lat 80 Helloween, to również współczesny power metal. No jest moc, a band znów serwuje przepiękny refren, który po prostu wgniata w fotel. To się nazywa power metal z prawdziwego zdarzenia.Na pewno swoją formą zaskakuje stonowany i bardziej progresywny "Prometheus rising", który pokazuje że band się rozwija i nie stoi w miejscu. Pięknie zaczyna się "Moonlight Shadows" z podniosłym motywem i oczywiście szybko przeradza się w power metalowy killer. Brzmi to klasycznie, a zarazem współcześnie. Insania czaruje i nie zwalnia tempa. Nawet ponad 6 minutowy "My revelation" nie przynudza i zabiera nas do najlepszych lat Insania i właśnie Helloween. Partie gitarowe w rozpędzonym "We will rise again" rozrywają na strzępy i to znów porcja power metalu w najlepszym wydaniu. Niby klasycznie, niby brzmi to znajomo, a dostarcza sporo frajdy. Warto też wspomnieć o bardziej zadziornym "Power of the Dragonborn" czy rozbudowanym i urozmaiconym "the last hymn to life", który zamyka ten niesamowity album.

14 lat czekania i w sumie przez ten cały czas mało kto się spodziewał, że ten kultowy band jeszcze powróci i to jeszcze w takim stylu. Jednak marzenia się spełniają i powrót Insania stał się rzeczywistością. Piąty album to nie odgrzewanie kotletów i marna podróba Helloween. To płyta zagrana z pasją, z miłości do power metalu i słychać, że została nagrana dla fanów zespołu i tego gatunku muzyki. Czy efekt mógł być inny kiedy za tworzenie materiału wzięli się doświadczenie muzycy? Oby na kolejny album nie trzeba było tyle czekać i oby trzymał równie wysoki poziomi. Miło was chłopaki znów widzieć aktywnie działających!

Ocena: 9.5/10

5 komentarzy:

  1. Przez tyle czasu straciliśmy potencjalnie kilka takich dobrych albumów jak ten. Byłoby co słuchać, ale w ogóle dobrze, że wrócili i to z takim dziełem. ROCKS!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No i mam zagwozdkę kupić czy wystarczy spoti? Kupuję tylko wybitne a niewiele w tym roku. Ta płyta jest dobra ale czy dobra na tyle by stał krążek na półce? Ze 3 razy posłucham i zdecyduję. To prawda że fajnie po tylu latach wrócić. Mam ich wszystkie poprzednie płyty. Ciekawe jak poradzili sobie z nazwą bo nazywali się INSANIA-STOCKHOLM chyba tam jakieś problemy z inna kapelą o tej samej nazwie były z tego co pamiętam. Dla mnie 7/10 i trochę za dużo powrotów, lubię jakby wnieśli coś z mocą a tu normalnie stary Stratovarius się kłania a to 14 lat temu było. No posłucham jeszcze i zdecyduję

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jednak nie kupię...wolę przeznaczyć kasę na Draconicon. To jest płyta na dzisiejsze wyzwanie. Tak się powinno dziś grać. Tu jest moc, power i cudowne melodie. I każdy utwór wymiata. Tak to Draconicon jest dla mnie płyta roku 2021 -choć niby do końca jeszcze zostało trochę czasu. Ale już nic nie pokona Draconicon. I pomyśleć że to debiut!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież powyższy album Insania totalnie gniecie na łopatki większość albumów z tego roku a tu herezja typu 7/10.

      Usuń
  4. Wiesz co gniecie na łopatki!!!??? Posłuchaj nowej cd ETERNITY'S END!!!To będzie płyta roku!

    OdpowiedzUsuń