Sam Powergame jest na scenie metalowej od 2012r i jeszcze szturmem jej nie zdobyła, ale stara się umacniać swoją pozycję. Mocnym punktem tej płyty są popisy gitarzystów i duet Marc-Matty dają czadu. Nie brakuje pomysłowości, elementu zaskoczenia i godnych uwagi melodii. Cały czas się coś dzieje i płyta na pewno nie przynudza. Co nie do końca mi pasuje to wciąż wokal Mattiego, który momentami mnie irytuje swoją charyzmą.
Band stawia na pewno na klasyczne i oklepane motywy, ale wykorzystuje je z głową i z pomysłem. Słychać to w dynamicznym "Slaying gods" czy judasowym "Twisted Minds". Oba kawałki to ukłon w stronę klasyki. W takim "Sacrificer" band nie boi się ocierać o power metalową stylistykę. Brzmi to naprawdę dobrze i słychać echa najlepszych wymiataczy z Niemiec. Znajomo brzmi też taki "Chasing the lion", który stawia na mocny i melodyjny riff. Miks Helloween i Iron maiden dostajemy w przebojowym "Fire in the sky", który jest jednym z najlepszych utworów na płycie. O dziwo prawdziwą perełką okazał się zamykający kolos. 11 minutowy "The chalice" to kompozycja rozbudowana i pełna ciekawym przejść i wciągających melodii. Już piękny, stonowany początek zachęca by zapoznać się z tym kolosem. Dużo dobrego się tutaj dzieje.
Powergame może nie nagrał arcydzieła, ale jest to w końcu płyta intrygująca i wciągająca. Nie nudzi, a wręcz przeciwnie wciąga i dostarcza sporo frajdy. Każdy utwór trzyma poziom, a kolos bez wątpienia zasługuje na wyróżnienie. Rozrywka na wysokim poziomie.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz