Jesteśmy świadkami konfliktu rosyjsko - ukraińskiego i to nie jest coś do czegoś przywykliśmy. Niepokój, niepewność, strach, cierpienie, zniszczenie i wiele innych negatywnych emocji wzbudza wojna. Czyżby idealny temat na kolejną płytę Sabaton? Może kiedyś. Póki co na 4 marca przypada premiera "the war to end all wars". To tak naprawdę sequel "the great war" i dalej zostajemy przy 1 wojnie światowej. Dziwne jest słuchać płyty o tematyce wojennej, kiedy za naszymi granicami faktycznie toczy się wojna. Jednak przez te zdarzenie płyta wzbudza jeszcze większe emocje.
Muzycznie to nic nowego, tylko swoista kontynuacja poprzedniego albumu. Sabaton dalej gra swoje, stawiając na marszowe tempo, na podniośle refreny i niezwykłą przebojowość. Zachwyca z pewnością forma wokalną Joakima, który nic nie stracił na mocy i zadziorności. Tommy Johansson błyszczy na tym albumie i roi się tutaj od genialnych, momentami neoklasyczny solówek. Jest w tym Gracja, melancholia i finezja. Majstersztyk, ale Tommy to prawdziwy weteran power metalu.
Okladka, brzmienie, styl i jakość to istnia kopia poprzedniego krążka. Nie ma zaskoczenia. Płyta znów trwa 45 minut, ale materiał jest dobrze wywarzony i nie ma powodów do narzekania.
Płytę otwiera głos lektorki niczym "the art of war" i to sprawia że otwierający "Sarajevo" zaskakuje formułą i stylem. Podniosły refren robi tutaj robotę. Brakuje wam szybkiego, zadziorne go power metalu? "Stormtroopers" spełni wasze oczekiwania. Ciekawe jest to, że słyszę tutaj coś "ballas to the wall" Accept w środkowej części utworu. Solówki są tutaj po prostu idealne. Cudo! Marszowy "dreadnought" to taki typowy Sabaton jaki kochamy. Singlowy the unkillable soldier" to power metalowa petarda i jeden z najlepszych kawalkow na płycie. Kiczowate klawisze, sentyzatory rodem z lat 80 i klimaty beast in black można uchwycić w przebojowym "soldier of heaven". Imponuje "hell fighters" który opiera się na mocnym power metalowym riffie na miarę najlepszych płyt Gamma ray. Można delektować się podniosłym i epickim "race to the sea". Tutaj znów panowie stawiają na emocje i finezyjne solówki. Troszkę odstaje "lady of the dark" który jest jakby bardziej komercyjny. Piękny wojenny klimat można poczuć w "christmas truce" i "versailles" który utrzymane są w stonowany tempie.
Obyło się bez niespodzianek. Sabaton gra dalej swoje i nie schodzą poniżej swojego poziomu. Na nich zawsze można liczyć, a w formuła wypracowaną przed laty sprawdza się. Tematów do pisania nie zabraknie, a obecne wydarzenia mogą być idealnym natchnieniem na kolejne albumy. Typowy album sabaton, który trzeba mieć w swoich zbiorach.
Ocena : 9/10
Ależ lektorka wkurza swymi wtrętami i nieprzyjemnym głosem. Chciałem bez zbędnej gadaniny, prostą wersję muzyki, a tu niespodzianka - history edition. Nawet nie wiem, czy jest bez lektorki...
OdpowiedzUsuńNa history edition jest lektorka. Ta sama co na "The Great War".
Usuń