Strony

sobota, 30 lipca 2022

RAPTORE - Blackfire (2022)


 Zaginiony klasyk lat 80? Otóż nie, bowiem to najnowszy krążek argentyńskiej formacji Raptore, która jest na scenie od 10 lat. Mają za sobą udany debiut i po 6 latach przerwy panowie są gotowi przedstawić światu najnowsze dzieło. "Blackfire" ukazał się 29 lipca i rzeczywiście to wszystko brzmi jak zaginiony klasyk lat 80. Nie tylko okładka daje jasny sygnał, że band mocno wzoruje się na tamtym okresie muzyki metalowej. Jak czerpać to od najlepszych.

Same logo zespołu przykuwa uwagę i przypomina złote lata 80. Okładka pełna kiczu i w biało czarnych kolorach też jest odesłaniem do złotej ery heavy metalu. To wszystko to piękne wabiki, a co kryje zawartość? Tutaj o dziwo czeka nas prawdziwa jazda bez trzymanki. Band stawia na rasowy heavy/speed metal osadzony w latach 80. Wykonanie i jakość przypomina młode pokolenie zespołów typu Enforcer, Riot City czy Traveller. Jakość jest oczywiście na równie wysokim poziomie. Kto odpowiada za sukces Raptore? Bez wątpienia lider grupy czyli Nico Cattoni, który odpowiada za partie wokalne jak i odgrywa kluczową rolę w partiach gitarowych. Jego głos mocno inspirowany jest wokalistami z lat 80. Jest surowość, drapieżność i charyzma, a to sprawia że płyta brzmi jakby powstała w tamtych latach. Duet Cattoni/Killhead też dostarcza nam sporo emocji i ostrych riffów. Panowie dają czadu i cały czas dostajemy szybkie, dynamiczne i bardzo melodyjne riffy czy wciągające solówki. Cały czas się coś dzieje i nie ma miejsce na jakieś nie potrzebne wypełniacze.

Płyta krótka, bo trwa 31 minut, ale jest bardzo treściwa. Zaczyna się klimatycznie, ale szybko otwieracz "Triumphal march to Hell" przeradza się w speed metalową petardę. Jest pazur, jest klimat lat 80 i odpowiednia dynamika. Niby nic odkrywczego, ale zagrane z polotem i szacunkiem dla wielkich zespołów.  Singlowy "prisoner of the night" to już taki klasyczny heavy metal z melodyjnym riffem i przebojowym wydźwiękiem. Pełen energii "Blackfire" to kolejny killer na płycie i znakomity przykład w jakim stylu obraca się band. "Phoenix" momentami przypomina mi twórczość Scanner, ale słychać, że band ma ciekawe pomysły i w danym kawałku dużo się dzieje. Mocno zapada w pamięci klimat i partie basu. Troszkę nijaki jest instrumentalny "Dirge", ale na szczęście zamykający "Death" to znów jazda bez trzymanki.

Miłe zaskoczenie, bowiem band wbił się na wyżyny swoich możliwości i nagrał swój najlepszy album, który jest jednocześnie jedną z najważniejszych premier roku 2022. Znakomicie skonstruowany heavy/speed metalowy materiał, gdzie mamy mocne riffy, ciekawe melodie i ten niesamowity klimat lat 80. Brzmi to wszystko jakby album został nagrany w latach 80. Rodzi się nam nowa gwiazda!

Ocena: 9.5/10


2 komentarze:

  1. Materiał oczywiście bardzo dobry, ale jak na mój gust, to ,,speed to mouch,,...a taki ,,Phoenix,, czy ,, Demon Lust,, podobają się mi się najbardziej, jest tu więcej przestrzeni, a i tak dzieje się, że hej !.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko ładnie, elegancko pędzą miejscami, ale to "oooooo" w niemal każdym refrenie albo skandowane pojedyncze wyrazy sprawiają wrażenie, jakby nic nie mieli do powiedzenia tekstowo. Ogólnie 6/10, z ich skłonnościami do speedmanii, tak też szybko ta muzyka ulatuje ze łba.

    OdpowiedzUsuń