Strony
▼
piątek, 9 września 2022
OZZY OSBOURNE - Patient Number 9 (2022)
73 lata na karku, a Ozzy Osbourne wciąż żyje i ma się dobrze. Mimo różnych przeciwności wciąż tworzy nowy materiał. Ostatnio jakoś bardziej się rozkręcił. Dwa lata temu wydał zróżnicowany "Ordinary man", który miewał ciekawe przebłyski. Teraz powraca z nowym krążkiem zatytułowanym "Patient Number 9". Brawo za dostarczenie fanom nowej muzyki w tak krótkim czasie, brawo za nawiązanie do starych dobrych czasów. Tylko czemu znów płyta jest nie równa i komercyjna?
Odnoszę wrażenie, że to swoista kontynuacja poprzedniego wydawnictwa, albo jakieś odrzuty z tamtej sesji. Co najbardziej boli? Przede wszystkim to, że otaczają tutaj Ozziego znakomici gitarzyści, z którymi współpracował w przeszłości. Jest choćby Toni Iommi czy Zakk Wylde, tylko jakoś to nie przedkłada się na jakość owego materiału. Jest powtórka z rozrywki. Pojawiają się przebłyski i momenty z których mogłaby się z rodzić jakaś perełka. "Ordinary man" miał udane single, które promowały album. Tutaj jest podobnie. Taki tytułowy "Patient Number 9" ocierający się o klimat płyt Kinga Diamonda, mógł być idealnym motywem przewodnim płyty i być punktem wyjściowy. Przez 7 minut dzieje sie sporo i sama praca Jeffa Becka zachwyca. Refren też jest pierwszoligowy i kawałek po prostu zachwyca na każdej płaszczyźnie. Zły nie jest też zadziorny "Immortal" i w sumie to jest granie do jakiego nas przyzwyczaił nas Ozzy na przestrzeni lat. Mocno w pamięci zapada taki "Parasite", głównie za sprawą pomysłowego riffu i mrocznego klimatu. Coś ze starych płyt Black Sabbath można wyłapać w "No escape from now". Jest mroczny klimat i ciekawa solówka, ale sam utwór na dłuższą metę potrafi zmęczyć. Potem troszkę wieje nudą i ożywienie następuje w energicznym "Mr Darkness". Jakieś przebłyski są w mrocznym "Evil Shuffle", ale prawda jest taka że już nie wiele ciekawego dzieje się do końca płyty. Jakieś pojedyncze motywy, melodie i to wszystko.
Początek niezwykle obiecujący. "Patient number 9" to prawdziwa perełka i szkoda że ten utwór nie stał się motywem do stworzenia płyty może z nutką grozy i taką może nieco hard rockową stylizacją. Płyta po raz kolejny nie równa i nie dopracowana. Pojawiają się ciekawe motywy, przebłyski, ale jako całość brakuje dopracowania w sferze kompozycji. Gdyby tak zebrać najciekawsze pomysły z nowej płyty i "ordinary man" na jednym krążku, to byłby on znacznie więcej wart. Miło jest widzieć, że Ozzy nie traci sił i wciąż tworzy i że jest na rynku. Szkoda tylko, że pomysły nie są w pełni dopracowane.
Ocena: 4.5/10
Ozzy zawsze był komercyjny, a kompozytorem nigdy nie był, jego płyty ciągnęli genialni gitarzyści, Randy Rhoads, czy Zakk Wilde, że tylko najlepszych wspomnę. Moje ulubione jego płyty, Ozzy nagrał dość dawno i wiadomo kto na nich grał. Ta płyta z wieloma gwiazdami na wiosłach spójna być nie może, no bo i jak, każdy z gości to mistrz absolutny, ale każdy gra inaczej. Całej płyty nie słyszałem jeszcze, ale chwała Ozzemu, że w tak trudnych dla siebie momentach był w stanie tak ciężko pracować, zapewne i w ramach terapii i w ramach pamięci o zasobach finansowych rodziny ( żoneczka tego pilnuje ), że o nas fanach nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńTak za to brawa, jest niezniszczalny i w sumie zawsze coś ciekawego znajdzie się na jego płytach. Nowy album ma świetny start, ale potem niestety jakość siada
OdpowiedzUsuńŻeby zrozumieć tę płytę, trzeba posłuchać piosenki Grzegorza Bukowskiego do tekstu Edwarda Stachury ,,Dolina w długich cieniach,, ... polecam.
OdpowiedzUsuń