Strony
▼
środa, 5 października 2022
RIOT CITY - Eletric Elite (2022)
To miał być jeden z głównych kandydatów do tytułu płyty roku. Po świetnym debiucie kanadyjskiego Riot City spodziewałem się, że jego następca "Electric Elite" tak samo powali na kolana. Niestety czuję niedosyt i to spory. Dostałem naprawdę świetny materiał w klimatach heavy/speed metalu w klimatach lat 80, z tym że o poziom niższy niż debiut. Premiera płyty przewidziana na 14 października i to nakładem wytwórni No remorse Records. Tego nie można przegapić.
O tej płycie już mówiło się od dawna. Pojawiały się próbki materiału i już było wiadomo, że band trzyma się swojej stylistyki z debiutu. Zabrakło chyba elementu zaskoczenia, zabrakło może tego geniuszu jak na debiucie. Co nie oznacza, że płyta jest słaba. Oj nie, to jedna z ważniejszych pozycji w kategorii speed metalu.Ta płyta ma wszystko to czego należy oczekiwać od takiego wydawnictwa. Agresywne riffy, szybkie tempo, zadziorny wokal i ciekawe pojedynki na solówki. No i ten wszechobecny klimat lat 80, który unosi się cały czas nad zawartością.
Okładka przykuwa uwagę i zapada w pamięci. Brzmienie niemal identyczne jak na debiucie, tylko co mi nie pasuje to stanowisko wokalisty. Gitarzysta Cale Savy postanowił skupić się partiach gitarowych i porzucił stanowisko wokalisty. Objął je Jordan Jacobs, który jest uzdolniony, tylko momentami odnoszę wrażenie, że troszkę za dużo tych wysokich rejestrów. Czyżby na siłę, żeby przypomnieć o świetnym debiucie? Na pewno pasuje do takiego grania i robi sporo, żeby album był dynamiczny i chwytliwy.
Płyta jest krótka i treściwa. Na wstępie dostajemy agresywny "Eye of the jaguar" i to faktycznie to jest speed metalowa petarda. Od razu słychać, że mamy swoistą kontynuację stylu z debiutu. Dalej mamy przebojowy "Beyond the stars". Rasowy speed metal z ciekawym riffem. Zwalniamy w stonowanym "Tyrant" i tutaj można odczuć lekki spadek formy. Dobry kawałek, ale jakoś niczym specjalnym się nie wyróżnia. Numer 4 na płycie to "Ghost of reality", który stawia bardziej na tajemniczy klimat i to też drugi najdłuższy kawałek na płycie. Troszkę może na siłę wydłużony, ale ma też ciekawe momenty. "Paris Nights" to z kolei kompozycja, w której słychać echa NWOBHM. Nieco lżejszy w swojej konwencji i jest to na przekór jedna z ciekawszych kompozycji na płycie. Prawdziwy hicior. Imponuje też dynamika i pazur w "Lucky Diamond". To taki przedsmak przed wielkim finałem. Prawie 10 minutowy "Severed Ties" to bardzo pomysłowa i złożona kompozycja, w której jest pełno patentów Iron Maiden. Kolejna, jakże istotna perełka na płycie. To jest żywy dowód na to, że riot city to światowa czołówka.
Nie jest to płyta bez wad. Nie jest to też płyta roku, ale Riot City nagrał kolejny świetny album, który oddaje piękno heavy/speed metalu i klimatu lat 80. "Eletric Elite" to płyta dojrzała i godna marki Riot City, ale nie robi takiego szału jak debiut, nie powala na kolana. Nie zmienia to faktu, że to jedna z ważniejszych płyt roku 2022.
Ocena: 9/10
Nie znam poprzedniej płyty Riot City, ale ta jest masakryczna, a wokal niesamowity. A komentarzy brak, no z kim ku..wa można pogadać o muzyce, chyba tylko z żoną, ale ona od czasów Modern Talking nigdzie nie wyjeżdżała.
OdpowiedzUsuńPoprzednia to majstersztyk i może dlatego ta dla mnie jednak troszkę słabsza. To wciąż jednak granie na wysokim poziomie.polec debiut🙂
UsuńJestem bardzo ciekaw tej płyty, bo poprzednia była dla mnie chyba największym rozczarowaniem na scenie heavy. Największym, bo naczytałem się wspaniałych recenzji, a po włączeniu płyty wiało nudą na kilometr, nie mówiąc o mega irytującym wokaliście...
OdpowiedzUsuńDe gustibus, oczywiście, przesluchałem i ich debiut, fanem speed metalu nie jestem, ale ta płyta i ten wokal, facet śpiewa tak, jakby świat za chwilę miał się skończyć, nie schodzi jak na razie z moich słuchaweczek, i już wchodzi do pierwszej poątki moich płyt roku.
OdpowiedzUsuńNo, tamten i ten wokalista. Jak ktoś lubi takie wjazdy na wysokie rejestry, to ok, jak nie, to będzie miał problem. Muzyka na szóstkę, wokal dla jednego na szóstkę dla innego pozostałe oceny.
OdpowiedzUsuńPo zapoznaniu się z krążkiem stwierdzam, że podobnie jak debiucie jest to totalnie przeciętne granie... Właściwie są tu dobre ze 2-3 kawałki, reszta zlewa się w jedną masę. Wokal to w ogóle tragedia. Mimo, ze płyta krótka to głowa boli od tego ciągłego piania :)
OdpowiedzUsuńNo to daj swoją ulubioną płytkę z tego roku...
OdpowiedzUsuńMuza solidna, ale ten Jacobs pieje niesamowicie i już przy trzecim kawałku mam go dość. Szkoda potencjału. Do 30-tki płyta nie wejdzie przez wyjca.
OdpowiedzUsuńMnie również nie zachwycił.
OdpowiedzUsuńspierdalajcie...
Usuń