Strony
▼
niedziela, 15 stycznia 2023
IMMORTALIZER - Born for Metal (2023)
Wabikiem by sięgnąć po debiutancki krążek immortalizer okazała się obecność Ralfa Sheepersa, który pojawia się w roli osoby zajmującej się miksem, masteringiem i pojawia się jako wokalista w jednym utworze. No ciekawość była silniejsza niż rozsądek. "Born for metal" to płyta skierowana do fanów judas Priest, Primal fear i takiego klasycznego metalu w nowoczesnej oprawie. Co przeraża? Że to już kolejna płyta w tym roku stworzona przez jedną osobę.
Dave D.R odpowiada za wszystko i troszkę szkoda że tak to zostało rozegrane. Talent może i ma i wie jak stworzyć solidny materiał. Brakuje tutaj jednak duszy i życia, to wszystko brzmi jakby zostało nagrane dla spełnienia swoich skrytych marzeń i sprawdzenia się w roli muzyka. Kto wie jakby to wyglądało, jakby zrodził się z tego prawdziwy zespół. Ralf zrobił dobre brzmienie do tego wszystkiego i czuć feeling judas priest, czy primal fear. Problem tkwi w tym, że Dave D.R niczym specjalnym nie zaskakuje. Kompozycje są solidne, pełne klasycznych dźwięków, ale niczym nie zaskakują. Wokal też jest taki przewidywalny i brakuje mi mocy i odpowiedniego feelingu. Na pewno wyróżnia się taki rozpędzony "Gone to Hell". Jest dynamika, agresja, jest melodyjnie i kawałek zapada w pamięci. Jest na płycie kilka ciekawych momentów i ogólnie dobrze się tego słucha. "Out in the streets" też czerpie garściami z twórczości judas priest. Dobry utwór, choć niczym specjalnym się nie wyróżnia. Pełno jest takiego grania i na wyższym poziomie.Zapada w pamięci "We were Born for metal", gdzie pojawia się ostry i warty zapamiętania riff. Jest także nasz specjalny gość i to wszystko dobrze się spina. Solidny heavy metal dostajemy w "Im gone", choć to też rzemieślnicze granie, które osadzone jest w nowoczesnym brzmieniu. Całość zamyka troszkę nijaki i zbyt spokojny jak dla mnie "The Fallen". Nic się nie dzieje i wieje nudą. Szkoda, bo 6 minut powinno być lepiej wykorzystane.
Gdzieś tam może i był potencjał, by stworzyć taki rasowy heavy metalowy krążek w klimatach judas priest. Szkoda tylko, że to kolejny przykład, że brak pomysłów by poruszyć słuchacza i sprawić, by pojawiły się ciarki. To płyta jakich wiele i w sumie nie maja nic specjalnego do zaoferowania. Dave D.R jest dobrym muzykiem, ale przejawu geniuszu nie ma. Obecność Ralfa Sheepersa nie gwarantuje stworzenia prawdziwej petardy. Zmarnowany potencjał, choć kto wie może ktoś się nabierze?
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz