Strony
▼
środa, 17 maja 2023
ARJEN LUCASSEN'S SUPERSONIC REVOLUTIONS - Golden age of music (2023)
Co jakiś czas holenderski geniusz Arjen Lucassen powraca z nową muzyką i co ciekawie nie ogranicza się tylko do Ayeron. Arjen jest również dobrze znany z Giult Machine, czy Star One. Zawsze w jego muzyce króluje progresywność heavy metal czy rock, zawsze słychać wyraźne in spiracje latami 70. Nigdy nie brakowało elementów wyjętych z twórczości Deep Purple, Rainbow czy Uriah Heep. Zawsze marzył mi się projekt, gdzie Arjen pójdzie ścieżką wydeptaną przez tamte wielkie zespoły. W końcu się doczekałem. Powstał zespół Supersonic Revolutions i ich debiutancki album zatytułowany "Golden age of Music" to prawdziwa perełka i najlepsze co mogło spotkać fanów talentu Arjena i muzyki z pogranicza Rainbow czy Deep Purple. Kto mógł lepiej to zrobić niż właśnie Arjen Lucassen?
Ostatni Star One troszkę mnie rozczarował, zresztą Ayreon też nie powalał na kolana. "Golden age of music" to faktycznie znów przejaw geniuszu Arjena. Jest coś z "Victim of the modern age", ale tym razem faktycznie idea była troszkę inna. Wykorzystanie patentów oraz stylu z lat 70 i przenieść to do naszych czasów. Zabieg się udał, bowiem czuć duch lat 70, ale całość brzmi współcześnie i świeżo. To na próba stworzenia marnej kopii Rainbow czy Deep Purple. Słychać przede wszystkim, że to styl do jakiego przyzwyczaił nas Arjen. Trzeba mu przyznać, że dobrał sobie dobrych kompanów do zespołu. Jest Koen Herfst na perkusji, Arjen tym razem na basie, Van den Broek na klawiszach, Timo Somers na gitarze i wokalista Jaycee Cuijpers. Uwagę najbardziej przykuwa utalentowany Timo, który potrafi odnaleźć się w takim graniu i potrafi nadać partią gitarowym emocji, feelingu lat 70, a także sporo finezji. Do tego mocny, wyrazisty wokal Jaycee, który idealnie nadaje się do muzyki z pogranicza Rainbow czy Deep Purple. Momentami przypomina mi Bonneta czy Dio, więc trafia idealnie w mój głos.
Marketing i single zadziały, bowiem od razu chce się poznać cały album. Jest czym się zachwycać. Przepiękne "Sr prelude" buduje napięcie, daje wyraźny sygnał w jakim stylu czeka nas muzyka i że faktycznie będzie to hołd dla klasyki lat 70. Czuć klimat Rainbow i Deep Purple. Mocne wejście Timo i troszkę Star One mamy w energicznym "the Glamattack". Oczywiście wpływy Ritchiego Blackmore;a słychać od samego początku. Podoba mi się ta pozytywna energia i klimat lat 80. Mamy pierwszy killer, a to tylko przystawka. Progresywność wybrzmiewa w singlowym "Golden Age of music", który imponuje pomysłowością i genialnym refrenem, który rozwala na łopatki. Dużo dobrego się tutaj dzieje i to jeden z najlepszych kawałków, jakie słyszałem w tym roku. Magia. Mamy też nieco bardziej złożony i tajemniczy "The rise of Starman". Duch lat 70 unosi się i można go poczuć na samym wstępie. Płyta jest pełna różnych smaczków i np taki przebojowy "Burn it Down" brzmi jak zaginiony utwór Deep Purple czy Rainbow. Główny motyw gitarowy mocno wzorowany na najlepszych latach Blackmore;a. To tylko potwierdza jakiej klasy jest Supersonic Revolutions. Więcej progresywności znajdziemy w mrocznym i bardziej złożonym "Odyssey". Momentami troszkę brzmi to jak taki współczesny "Kashmir" czy "Stargazer" . Mamy też tajemniczy i taki nieco zakręcony "Golden Boy" i znów słychać mocne inspiracje latami 70. Znacznie cięższy i taki jakby bardziej agresywny wydaje się być "Flight of The century". Marszowe tempo i pewne echa twórczości Dio mogą oczarować i dostarczyć sporo pozytywnych emocji. Naprawdę dobrze się tego słucha, choć czasami trzeba jeszcze parę powtórzeń żeby odkryć jeszcze więcej piękna, które zostało tutaj ukryte. Na płycie znajdziemy jeszcze świetne covery z repertuaru Zz Top czy T-rex.
Ciężko, naprawdę ciężko znaleźć w dzisiejszych czasach band, płytę, która będzie tak znakomitym hołdem dla rocka czy metalu lat 70. Płyty, która będzie czerpać garściami z twórczości Rainbow czy Deep Purple, a jednocześnie będzie płytą świeżą i współczesną. Jestem w szoku, bo dostałem jeden z najważniejszych albumów tego roku. Kolejny dowód na to, że Arjen to geniusz i mam tylko nadzieje, że ten band nie będzie jednorazowym skokiem w bok. To trzeba posłuchać, bo nie na co dzień dostaje się taką perełkę w klimatach Rainbow i Deep Purple.
Ocena: 9/10
Tylko trzy kawałki na razie znalazłem. Już okładka ma klimat lat 70-tych, ale najbardziej kojarzy mi się z Yes. Muzycznie tych Purpli faktycznie za sprawą klawiszy mocno słychać, ale słychać też, że to Lucassen, chociaż ten gra ( tylko) na basie. Rainbow chyba słychać najmniej, bo nie ma tej ich romantyczno-komercyjnej przebojowości, ale to przecież tylko trzy utwory z całości. Niecierpliwie czekam na resztę muzyki z tej płyty.
OdpowiedzUsuńTe trzy kawałki promujące były jednak najlepsze, a więc sam początek płyty, bo na kolejny utwór, który mnie zachwycił musiałem czekać prawie aż do końca, to zamykający ,,Came To Mock, Stayed To Rock,, , to jest dopiero jazda , jak z najlepszych lat Purpli i Jona Lorda, a może nawet bardziej Uriah. Bo Płyta jako całość mnie nie porwała, chociaż to oczywiście granie na najwyższym poziomie. Inspiracje oczywiście widoczne, głównie w partiach klawiszy, które tworzą ten niepowtarzalny ( a jednak możliwy do odtworzenia klimat) ale to Deep Purple i Uriah Heep, a nie Rainbow.
OdpowiedzUsuń