Strony

środa, 29 listopada 2023

DIVINER - Avaton (2023)


Grecki Diviner to już rozpoznawalna marka, choć band działa tylko od 2011r. To kolejny dowód na to, że grecka scena kryje sporo utalentowanych kapel. O tym zespole było już głośno kiedy wydali debiut "Fallen Empires",  a także kiedy 4 lata później wydali "Realms of Time". Panowie tworzą muzykę z pogranicza heavy/power metalu, gdzie słychać inspiracje takimi kapelami jak Nightmare, Innerwish, Firewind, czy Primal fear. Niestety skład z poprzednich płyt nie przetrwał i w 2019 r zebrano nowych ludzi. Nowy rozdział zespołu został przypieczętowany nowym albumem, który nosi tytuł "Avaton". Płyta ukazał się 10 listopada tego roku nakładem wytwórni Rock of angels records.

Zestawiając album z poprzednimi czuje lekki niedosyt i wyczuwam lekki spadem formy. Jest patos, epickość i rozmach, ale odnoszę wrażenie że to wszystko jest przesadzone. Przerost formy nad treścią, to na pewno. Jest rozbudowany "Hall of The Brave" i jest epickość, rycerski klimat. Troszkę wydłużone na siłę, ale jest sporo ciekawych motywów tutaj zawartych. Utwór na pewno ma intrygujące momenty. Zamykający "the battle of marathon" też mógłby być krótszy. Ponury klimat i stonowane tempo to atuty, tylko jakoś nie udało się utrzymać zainteresowania przez cały kawałek.  Wokalista Yiannis to prawdziwy skarb i sprawdza się w takiej konwencji. Jego głos potrafi kruszyć mury, ale i też budować nastrój i wnieść podniosłość do kompozycji. Teo i  Alex stworzyli zgrany duet i ich partie gitarowe są zagrane z pomysłem i dbałością o detale. Znakomicie łączą heavy metalową agresję z melodyjnością. Nie brakuje ciekawych motywów i cały czas sporo dobrego dzieje się w sferze partii gitarowych. Tym razem band korzystniej wypada w prostszym, mocniejszym graniu, które dobitnie wybrzmiewa w "Mountains High". Bije z tego utworu pozytywna energia i to dopiero początek. Jeszcze lepszy jest, niezwykle melodyjny "Dancing in the Fire". To jest Diviner w takiej formie jakiej ja ich pokochałem. Pokaz mocy i ich pomysłowości. Z kolei taki "Cyberwar" wykazuje cechy bardziej progresywny i nawet momentami hard rockowe. Tym razem można odczuć lekki spadek formy. Wyróżnić z pewnością trzeba przebojowy "Hope will rise", czy zadziorny "Dominator", który został przyozdobiony ciekawymi zagrywkami gitarowymi. Nie da się nudzić przy tym nudzić. To jest właśnie Diviner w swojej najlepszej okazałości.

"Avaton" to z pewnością album wartościowy i godny uwagi. Panowie grają na wysokim poziomie, który dla nie których jest poza skalą. Mamy tutaj soczysty heavy/power metal do jakiego nas przyzwyczaili. Nie obyło się bez wpadek i słabszych momentów. Czuć lekki spadek i odnoszę wrażenie, że album słabszy jest od swoich poprzedników. Bardzo dobry album w swojej kategorii, ale patrząc na poczynania greków, to wskazałbym "avaton" jako najsłabszy w ich dyskografii.

Ocena: 8.5/10
 

3 komentarze:

  1. Oczywiście nie znam DIVINER, ,,Avaton,, to pierwszy mój kontakt z tym greckim zespołem, i jeżeli to ich najgorszy album, to jestem cajmer po prostu. Pamiętam jak profesor Aleksander Nalaskowski, po podróży do Grecji, i po tym co tam zobaczył, dziwił się, że ten kraj jest spadkobiercą TAKIEJ KULTURY, ja po swojej podróży zresztą też się dziwiłem, ale nie zapomnę gdy wysiedliśmy z autobusu w Salonikach, a tam na skrawku zieleni, w 40 stopniowym upale jakaś kapela grała, dla zerowej zresztą publiczności koncert unplagged, nie dziwi mnie więc, że grecka scena metalowa to potęga. A z tej płyty na razie przesłuchałem tę tytułową miniaturkę i po raz piąty słucham ,, Mountains High,, .

    OdpowiedzUsuń
  2. Utwór tytułowy to tylko przystawka. Właściwy początek płyty to ,, Mountain High,, niesamowicie nośny, z epickim refrenem, prześfietną i wielowarstwową solówką gitarową, i epicko szaleńczym brzmieniem całego zespołu, rarytas po prostu. ,,Dancing in the Fire,, to taki nokautujący cios, gitary miotają ogniste fajerwerki i nie mogą wyrwać się z tego płomiennego kręgu, a wokalna moc zniewala i dotyka słońca, dotyka w samym jego zenicie. Wejść na jeszcze wyższe rejestry chyba nie sposób, ,,Cyberwar,, schodzi po prostu z orbity na ziemię. Bardziej luzacki, ze swobodą i polotem podany jest ,,Waste No Time,, , a gitarowa solówka nie błądzi bynajmniej gdzieś w przestworzach. Dziwny ten tytuł mocno epickiego ,,Nemecic,, , ale nie, to wszystkim znana bogini zemsty Nemesis, zresztą, był już kiedyś kawałek o takim tytule, tych ,, zgniłych Niemców,, . ,, Hope Will Rise,, solidnie gniecie instrumentalnie i wokalnie porywa. Niezwykle przebojowy ,,Dominator,, i te jego gitary, to po prostu cymelia. Gdy chodzi o ,, The Battle of Marathon,, to Grecy są u siebie, jak my u siebie pod Grunwaldem, no to musi być wszechobecna epickość, i gdyby ten utwór trwał nawet kilka godzin, to trzeba to zaakceptować. Nie wiem dlaczego, ale w moim zestawie zabrakło ,, Hall of the Brave,, , i dopiero teraz pochłaniam go, na sam na koniec tej płyty. Ale ale mam 9 kawałków zapisanych, a pakiet ma 10, jutro poszukam zaginionego, somewhere in time...

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie obejrzałem drugi, i moim zdaniem jeszcze lepszy singielek z nadchodzącej płyty Judas Priest. ,, Firepower,, to moim zdaniem ich najlepsza w dyskografii płyta, z całym szacunkiem dla wcześniejszego dorobku. Ta nowa, też zapowiada się rewelacyjnie. Gitary w ,,Trial By Fire ,, dosłownie miażdżą, a wokal jak zawsze nieziemski. Osobne hołdy należą się Halfordowi jako człowiekowi, człowiekowi z tej Ziemi, żadnych okularków na oczach, żadnych farb na brodzie, niczego co maskowało by upływ czasu, stanął, taki jaki jest, w całej swej doczesności... wielki, wielki szacun.

    OdpowiedzUsuń