Strony
▼
niedziela, 3 grudnia 2023
ELDTRICH - Innervoid (2023)
Nie ma Terence'a Hollera w Eldtrich. Wielu fanów pewnie skreśliło ten włoski zasłużony band, który dał podwaliny pod progresywny power metal, stając się jednym z najważniejszych zespołów w tej dziedzinie. Stał się wielką gwiazdą pokroju Labyrinth, Vision Divine czy Secret Sphere. Terence był w zespole od początku i w sumie dla wielu będzie to cios, bo jego osoba, jego głos na zawsze będzie kojarzył się z tym zespołem i będzie przypominał stare dobre czasy. Eldtrich podjął trudne wyzwanie i postanowił kontynuować swoją działalność, ale z nowym wokalistą. Pojawił się Alex Jarusso. Mało znany wokalista, którego nikt nie kojarzy. Czy to miało prawo się udać?
Alex Jarusso nie będzie nigdy Terencem, ale ma swój charakter, swój genialny głos, który wprowadza band na nieco inne rejony. Band jakby bardziej oddalił się w rejony melodyjnego grania, bardziej zagłębiając ten aspekt. Skupili się również na podniosłych i pełnych rozmachu refrenach. Progresywność jest, ale odgrywa formę uzupełnienia, upiększenia i to mi bardzo odpowiada. Alex wyczynia cudo i ta nowa forma Eldtrich bardzo mi odpowiada.
Brzmienie mocne, wyraziste i takie współczesne. Znakomicie podkreśla jakość i talent panów z eldtrich. Nie można pominąć Eugene i Rudj, którzy wykreowali zgrany duet gitarowy. Ten duet dostarcza sporo emocji i wyjątkowych melodii. Nie idą na łatwiznę i serwują wysokiej klasy zagrywki gitarowe. Wystarczy odpalić "Handful of Sand", by się przekonać o sile tych gitarzystów. Prawdziwy majstersztyk i znakomity przykład jak powinien brzmieć progresywny power metal z górnej półki. Cudo! Zadziorny i nieco mroczniejszy "Born on Cold Ash" też jest pełen smaczków i ciekawych rozwiązań. Refren przeszywa na wylot i zostaje na długo z nami. Nieco lżej i bardziej przebojowo mamy w "elegy of Lust". Band znakomicie bawi się konwencją progresywnego power metalu. Od razu słychać, że to włoska ekipa. Przepiękna jest ballada w postaci "Wings of Emptiness", która jest bardzo emocjonalna i łapiąca za serce. Nic dodać nic ująć. Troszkę odstaje bardziej elektroniczny "From the Scars". Nie jest to zły kawałek, ale jakoś nie pasuje mi do całości. Za bardzo przekombinowany. Nowocześnie zagrany power metal znajdziemy w agresywniejszym "Lost days of winter". Całość wieńczy niezwykle energiczny i drapieżny "Forgotten Disciple". Jak kończyć to z przytupem, tak żebyśmy długo jeszcze myśleli o "Innervoid".
Nie Terence;a, jest nowa era "Eldritch" i uważam, że band zyskał na tym. Jest świeżość, próba pójścia w troszkę bardziej przebojowe i bardziej przystępne rejony. Eldritch wciąż jest jednym z najważniejszych zespołów grających progresywny power metal, a ten album to dowodzi. Jak dla mnie jeden z najlepszych albumów jakie stworzył ten włoski band. Brawo!
Ocena: 9/10
Wokal fenomenalny, ale reszta... jako odtrutkę musiałem puścić ,,Trial By Fire,, .
OdpowiedzUsuń...a później jeszcze ,,Hell, Fire and Damnation,, , ależ te kawałki mają wiele wspólnego, podobne i gitary i wokal, podobny stopień przebojowości, podobni wiekowo wykonawcy, i porównywalny poziom geniuszu.
OdpowiedzUsuńNo bo już nowy Bruce Dickinson niekoniecznie. ,,Ale ale,, jak mówił Peresada w ,,Siekierezadzie,, . Do ,, Chemikal Wedding,, ... po jednym kawałku ? Za wcześnie wyrokować...
OdpowiedzUsuńNo tak, można i tak, Bruce odpierdolił się w tym teledysku na jakiegoś biblijnego żydowskiego proroka, żenada, żenada po prostu... ,,Trial by Fire,, niech poleci, żeby wróciła normalność.
OdpowiedzUsuń