Strony
▼
niedziela, 7 kwietnia 2024
ATTIC - Return of The Witchfinder (2024)
To jeden z tych zespołów, przy których moje serce bije szybciej. Odnoszę wrażenie, że pierwszy raz ktoś tak umiejętnie zbliżył się stylistyką i jakością do twórczości Kinga Diamonda. Zarówno tej solowej kariery jak i tej w Mercyful Fate. Niemiecki Attic z miejsca stał się gwiazdą i prawdziwą niespodzianką na heavy metalowej scenie. Debiut "The Invocation" to prawdziwa kopalnia hitów i taka heavy metalowa jazda bez trzymanki, potem drugi album "Sanctimonious", który okazał się rozbudowany i taki może nieco bardziej progresywny. Band umocnił swoją pozycję. 7 lat czekania i martwienia się o przyszłość Attic. Jednak nie poddali się i w mrocznych czeluściach majstrowali materiał na nowy album. "Return of the Witchfinder" to album nr 3 w dyskografii zespołu, potwierdzenie ich wielkości, umocnienie pozycji. Po raz kolejny nagrali album, który wbija w fotel.
Kocham takie mroczne okładki, które budzą grozę, które kryją wiele motywów i smaczków. Pełno tu szczegółów i całość jest pięknie narysowana. Prawdziwe cudo. Oczywiście brzmienie też z górnej półki i na każdy podkreśla mroczny klimat materiału i ową tajemniczość. Kawał dobrej roboty. Sami muzycy też w szczytowej formie. Nawet nowy gitarzysta Max Povver, który dołączył w 2019r wpisuje się w styl grupy. Razem z Timem Katteluhnem tworzy zgrany duet gitarowy i jest sporo energicznych riffów, wciągających melodii czy złożonych zagrywek. W tej sferze dzieje się sporo dobrego. jest urozmaicenie, jest pewien powiew świeżości, a są momenty że panowie ocierają się o black metal. Album jest dynamiczny, zadziorny i to się rzuca od pierwszych sekund. Gwiazdą tutaj wciąż pozostaje niemiecki King Diamond, czyli Meister Meister Cagliostro. Lata mijają, a on wciąż w znakomitej formie. Przepiękne górne rejestry w stylu Kinga i niższe takie z klimatem i urozmaiceniem. Prawdziwy majstersztyk. W muzyce Attic jest wszystko na swoim miejscu, a band rusza z miejsca w którym skończył na poprzedniej płycie.
Moją drugą miłością są horrory i jak w heavy metalu ktoś próbuje wykreować taki klimat, to dostaje dreszczy. Attic ma smykałkę do tego. Na nowym albumie klimat jeszcze bardziej został dopieszczony i pod tym względem jest to najlepszy album Niemców. Płyta nabiera takiego klimatu solowych płyt Kinga Diamonda. Samo wejście intra "The Covenant" przyprawia o ciarki i jakoś skojarzyło mi się z ścieżką dźwiękową pierwszej części "Obecność".Co za otwarcie płyty. Melodyjnie i z pazurem band gra w energicznym "Darkest Rites". Rasowy przebój w stylu do jakiego przyzwyczaił nas Attic. Niezwykle szybko, z pewnymi wpływami black metalu panowie grają w "hailstorm and tempest". Sam kawałek przemyca sporo smaczków i nie jest jednowymiarowy. Nie do końca przemówił do mnie bardziej stonowany "The Thief's Candle", który ma bardziej rockowy wydźwięk. To trochę nieco inne oblicze zespołu. Tytułowy "Return of the witchfinder" brzmi jak zaginiony klasyk Kinga Diamonda. Sam riff, sposób pracy gitarzystów i cała konstrukcja utworu sprawiają, że przypominają się pierwsze solowe płyty Kinga. Przebłysk geniuszu. Rozbudowany i taki bardziej nastrojowy jest "Offerings Baalberith" . Ponury, mroczny wstęp, a potem mocne wejście gitar i mamy kolejny killer na płycie. Ileż tutaj świetnych zagrywek gitarowych, wciągających solówek. Całość jest przemyślana i dojrzała. Marszowy i taki nieco epicki "Azrael" to kolejny mocny punkt nowej płyty. Niby band nie tworzy niczego odkrywczego, ale robi to z taką pomysłowością, gracją i poszanowaniem dla Kinga, że robi to ogromne wrażenie. Sam instrumentalny "Up in the castle" gdzie organy kościelne budują napięcie to też idealny przykład, że Attic dba o szczegóły i nie chce stworzyć marnej kopii Diamonda. Tutaj wszystko musi być spójne i przemyślane. Nie ma chybionych pomysłów. "The Baleful Baron" to rasowy przebój i też sporo się dzieje w utworze, choć trwa tylko 5 minut. To outro jest tutaj obłędne. Na sam koniec agresywny, rozbudowany "Synodus Horrenda", gdzie też jest kilka elementów black metalu. Mocne uderzenie na sam koniec i chyba lepiej nie można było tego podsumować. 7 minut szybko zlatuje i te 50 minut nowej muzyki Attic mija bardzo szybko. Tak to już jest, ilekroć zabawa zaczyna się rozkręcać, to trzeba zbierać zabawki i iść spać.
Kiedy po raz pierwszy raz usłyszałem Attic to się zakochałem i byłem w szoku tak świetnie można tworzyć muzykę Kinga i przy tym nie wiele odbiegając od oryginału. Ten mój szok i niedowierzanie względem tego co robi Attic wciąż trwa i tak nieustannie od 14 lat. Panowie odwalają kawał świetnej roboty. Szata graficzna, brzmienie, umiejętności muzyków, komponowanie, aranżacje, pomysły na kawałki i jeszcze ten niesamowity głos wokalisty, który jeszcze bardziej przybliża nas do twórczości Kinga Diamonda. Nowy album to kolejny ważny album w dyskografii zespołu i potwierdzenie, że Attic jeden z najciekawszych zespołów młodego pokolenia. Chwała im za to, że są i kontynuują dzieło Kinga. W końcu też wieczny żywy nie będzie, a ostatni album wydał w 2007r i zamiast tracić czas na czekanie, lepiej umilić sobie czas muzyką Attic. Tutaj nie trzeba recenzji, żeby sięgnąć po ten album. Miłego słuchania !
Ocena: 9.5/10
Coś dużo ostatnio na okładkach metalowych płyt tych pań palonych na stosach z powodów ówczesnej poprawności politycznej. Ostatnia z nich, tych pań spalonych to Barbara Zdunk, spłonęła jeszcze w 1811 roku, ale bynajmniej nie w polskim miasteczku Reszel jak chciałaby ten fakt przedstawić obecna ,,postępowa Europa,, , a w ówcześnie pruskim ( czytaj niemieckim ) RESEL.
OdpowiedzUsuń,, The Covenant,, pełen niepokojących szeptów i pełnowymiarowego mroku tylko szykuje dla kogoś stos, słuchaczu, zadaj sobie pytanie, chcesz wystąpić w głównej roli, czy chcesz tylko posłuchać muzyki?
,,Darkest Rites,, to już konkret, bo ciągną cię na stos, czy chcesz tego czy nie, stos pełen gitarowego ognia i pełnego emocji śpiewu w najwyższych, ale nie tylko, rejestrach. I jest coś wyjątkowo niepokojąco i szaleńczo pierwotnego w tym muzycznym obrzędzie.
,, Hailstorm and Tempest,, jeszcze przyśpiesza, aż trudno wytrzymać tę instrumentalną, i wokalną, ale najbardziej emocjonalną nawałnicę dźwięków ? Czekasz, czekasz tylko kiedy się to skończy. Czy można lepiej narysować, i smutek , i ból, i bezsilność jednocześnie?
Można, ,,The Thief,s Candle,, chociaż kipi od gniewu, to ten smutek jeszcze bardziej rozprzestrzenia, a emocje wędrują do jakiejś bajkowej krainy, bo rzeczywistość jest już nie do zniesienia. Emocjonalne unisono, zapal świeczkę...i te genialnie wybrzmiewające na koniec gitary...
,, Return of Witchfinder,, to już tekstowe nawiązanie do współczesności, i nie daj wmówić sobie, że jesteś tym motłochem, który stoi pod stosem, bo ciebie nigdy tam nie było, i nigdy nie będzie.
,, Offerings to Baalberith,, , ,,sour strega,, już spalona, a popiół ze stosu rozwiewa poranny wiatr... tłumu gapiów już nie ma, a demon Baal triumfuje.
,,Azrael,, . Anioł śmierci gdyby to przeczytał... ,, Bóg jest z Tobą, każdego dnia, bo albo umrzesz, albo da ci taką siłę, że i śmierć, tę upiorną żniwiarkę, też pokonasz...,,
,,Up in the Castle,, - tutaj jest już ten prawdziwy anioł, a nie ten anioł śmierci co tylko obok przeleciał...
,, The Balefull Baron,, galopada pozytywnych i nieukojonych, i nigdy i nigdzie niezagojonych ran.
,, Synodus Horrenda,, . Co za jazda, toż to konie Valdeza są ? Jeżeli tylko te od miłości, to mówię IM TAK ...
Któż to śmiał tak zagrać na moich emocjach, ATTIC śmiał, i chwała IM za to... a album bynajmniej w fotel nie wbija, wbija raczej w stos...
Ja postawiłem już krzyżyk (heh) na tym bandzie ale jednak wrócili do żywych
OdpowiedzUsuńPostawiłeś krzyżyk, bo...? Dziwna opinia.
OdpowiedzUsuńPrzecież obie poprzednie płyty były kapitalne, a dwójka nie ustepowała w niczym debiutowi. Zreszta ci wszyscy mersyfulowi epigoni w rodzaju Portrait, Them, A Tortured Soul, In Solitude (pierwsze dwie), Trial, Magister Templi....oni wszyscy grają świetnie.
Co prawda to prawda😁 posłuchałbym nowego portrait. Może postawił krzyżyk bo długo milczeli?
UsuńBo przez osiem lat nic nie nagrali? Po takiej przerwie mało która kapela wraca do grania. zwłaszcza z tych nowszych
UsuńDo w/w kapel dodam nowe odkrycie - włoski Headless Ghost z ich płytą z marca "King of Pain" - czyli coś dla fanów Mersyfuli. W składzie basista Drakkar.
OdpowiedzUsuńże oni nie mają wstydu... A tu jeszcze oceny jakby nagrali nie wiem jaki materiał. Za takie bezrozumne rżnięcie powinny być kazamaty i zakaz publikowania.
OdpowiedzUsuńKing diamond milczy od wielu lat, cieszę że jest Attic i kontynuuje jego dzieło. Robię to naprawdę świetnie jakiejś takie typowej zrzynki nie uświadczyłem. To muzyka dla fanów Kinga i tak samo jak blazon stone to hołd dla running wild. To nie ma być jakiejś odkrywcze granie. Ja tam wolę cieszyć się muzyką i taki klimatami bo ciężko o tak dobry hołd dla Kinga diamonda.
UsuńBrodacz, nie marudź tylko zasuwaj słuchać tych swoich eklezji i orfan landów. Hail! FrutkQ
UsuńFryta dej pokój, odrobina własnej tożsamości nie zaszkodzi.
UsuńAle przecież się utożsamiają - z Mercyfulami i nie ukrywają tego. Takich kapel powinno być więcej, bo czuję King już nic nie nagra. A że klonują wspaniale, to chwała im.
OdpowiedzUsuńtrudno ukryć zrzynę 1:1 :) Nie znoszę niewolniczych kopistów, i jeszcze ten karykaturalny wokalista. Ciekawsze są te makarony z The Headless Ghost. Przynajmniej szukają nowych rozwiązań pomimo oczywistych patentów LaRocque'a . Choć dla mnie za dużo kartofelków powerowych i zaśpiewów.
OdpowiedzUsuń