Strony

niedziela, 30 czerwca 2024

SUBFIRE - Blood Omen (2024)


 Przychodzi taki dzień, że czuje głód greckiego, podniosłego power metalu. Też tak macie? Często łapię się na tym i lubię wracać w tamte rejony, bowiem tamtejsze zespoły zawsze stają na wysokości zadanie i tworzą coś wyjątkowego. Zazwyczaj za jakością, idzie też duża dawka heroizmu, epickości, rycerskiego feelingu i do tego ta pomysłowość do motywów gitarowych czy melodii. To są specjaliści w swoim fachu. Tym razem sięgnąłem po najnowsze dzieło Subfire zatytułowane "Blood Omen" i nie rozczarowałem się. Płyta miała premierę 17 maja nakładem Symmetric Records.  Warto zaznaczyć, że nad płytą czuwał Bob Katsionis, a swój gościnny udział zaliczył Ralf Sheepers. Chyba nic więcej na zachętę nie trzeba, prawda?

Brzmienie jest wysokiej jakości i każdy dźwięk potrafi wgnieść w fotel. Od razu czuć moc i to od pierwszych dźwięków. Bob odwalił kawał dobrej roboty. "Unbreakable" to znany wszystkim singiel, w którym swoją obecność zaznaczył Ralf Sheepers. Prawdziwa power metalowa petarda, który mocno czerpie z Primal Fear. Wpływy zrozumiałe, ale wyszedł z tego niesamowity killer. Riff ostry niczym brzytwa, a do tego refren niezwykle chwytliwy. Wszystko się tutaj zgadza. Taki power metal to ja rozumiem. Ogólnie trzeba przyznać, że muzycy z Subfire są bardzo uzdolnieni. Sekcja rytmiczna pełna wigoru, drapieżności i nie bawi się w eksperymentowania. To za ich sprawą album jest dynamiczny. Dalej mamy pana Veandoka, który swoim wokale nadaje całości klimatu i charakteru. Larentzakis to z kolei spec od ciekawych partii gitarowych, od finezyjnych rozwiązań. Nie sposób się nudzić przy jego grze. Otwierający "Tides of Alibis" to znakomicie potwierdza, a to przecież dopiero początek przygody z nowym albumem. Klimaty Primal Fear można doszukać się w ostrzejszym "Rage Of Emotions", choć i tutaj przychodzi moment na zwolnienie i pójście w nastrojowe granie. Lekki, przebojowy  jest "Samurai" i tutaj nawet jakieś elementy progresywne można wyłapać. Jakieś echa Accept słychać w klimatycznym "Iga Land". Przynajmniej w tej pierwszej fazie, bo potem to już bardziej rycerski heavy/power metal. Końcówka płyty to urozmaicony i progresywny "Black Edged Meitu" i przebojowy "Hunter of dreams".

Subfire zaskoczył pozytywnie i nagrał genialny album, który wypełniony jest ciekawymi pomysłami, wyjątkowymi melodiami i dbałością o detale. To kolejna świetna propozycja z Grecji, ale trzeba powoli się przyzwyczajać, że to jedna z najlepszych scen heavy metalowych. "Blood Omen" wpisuje na listę najbardziej ulubionych płyt roku 2024.

Ocena: 9/10

3 komentarze:

  1. Poprzednia ich płyta, czyli ,, Define the Sinner,, była fenomenalna, o tej na razie nic powiedzieć nie mogę, jednego tylko kawałka posłuchałem...ale dzięki za tę recenzję, jest wybitnie zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowi perkusista i basista w zespole, ale muzycznie zmieniło się prawie wszystko. ,, Define the Sinner,, to epicki, nastawiony na emocje helleński dark power, z wokalnymi i instrumentalnymi pasażami mający oddziaływać na emocje odbiorcy, i tak to się dzieje, obok tej muzyki nie można przejść obojętnie. Natomiast na ,,Blood Omen,, mamy zdecydowanie bardziej zróżnicowane na poziomie poszczególnych kompozycji, ale i jednocześnie zdecydowanie prostsze granie. Nie rozumiem, dlaczego zmieniono sekcję rytmiczną, bo ta poprzednia to byli prawdziwi mistrzowie świata w swoim fachu, potrafiący na przestrzeni jednego utworu zagrać na zupełnie przeciwstawnych biegunach, i szkoda, że ich już w SUBFIRE nie ma. Czy znaczy to, że jestem zawiedziony nowym wydawnictwem, absolutnie nie, SUBFIRE rozwija się wkraczając w inne muzycznie wymiary. Dwa przesłuchania na razie były, będą i kolejne, poprzedniczki na pewno nie przebiją, bo ,, ,,Define the Sinner,, to jedna z moich ulubionych płyt całej dekady.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po trzecim przesłuchaniu można już mieć jakąś opinię, podziwiam tych, którzy już po pierwszym ( większość ) przesłuchaniu piszą recenzje.
    ,, Tides of Albis,, zachwyca progresywnym początkiem, gitarką co ckni do jakiegoś absolutu, wokalem wniebowziętym, i tylko ten instrumentalny powermetalowy refren mnie nie przekonuje, bo gdy później wchodzi wokal, to znów jest niebotycznie, bo to jednak całościowo, a nie na wyrywki to arcydzieło trzeba rozpatrywać.
    ,, Rage of Emotion,, kopie jak ,,pale horse ,, w zaprzęgu, a ta power metalowa szybkość przełamana progresywnym wejściem i epicko semi-growlowym wokalem czyni ten utwór po prostu tytułową zemstą na emocjach, emocjach z zupełnie różnych geograficznie krain. Drugie arcydzieło w zestawie mamy, a na koniec ta młócka muzycznego zboża krystalicznie czysto doskonała.
    ,,Samurai,, od razu razi najczystszym błyskiem nierdzewnej stali, stal o stal trąca, lecą iskry jak gwiazdy do odległych galaktyk zdążające, albo jak komety na sierpniowym przeczystym niebie ku ziemi lecące, a refren kruszy mury, i tylko życzenia swojego wysłuchaj , żeby i z kometami w niebyt nie uleciało...
    ,, Path of the Assassin,, pokonuje drogę zabójcy, tylko od czasu do czasu biorąc jeńców, a to w postaci gitarowej solówki, która jednak jeńców brać nie chce, a to wokalu, który nie prosi o litość, a to w brzmieniu całego zespołu, które dotyka absolutu w tym samym miejscu, w którym palce człowieka dotykają palców Boga na tym słynnym fresku Michała Anioła, w kaplicy Sykstyńskiej. Zabójczo piękne, jak widok z zaświatów.
    ,, Iga Land,, w tym początkowym basowym pochodzie nie potyka się ani o późniejszą najczystszą, nostalgicznie i dyskretnie rozbrykaną przezroczystość naszego świata, wyrażoną tym anielskim soundem całego zespołu, ani, o mrokiem rozświetlone i wyśpiewane ze skończonością ziemskiej doskonałości przestworza bytu-niebytu.
    ,,Rise,, wzrasta wraz z czasem, z czasem ziemskim, i z czasem trwania tego utworu. Nic przecież w naszym życiu się nie powtarza tak systematycznie, nic, oprócz nieskończonej ludzkiej głupoty i ciągłego dążenia do samozagłady. Można wyrazić to piękniej, grając tylko i śpiewając ?
    ,,Unbrekable,, wściekle wokalnie i instrumentalnie rozwrzeszczany jak jakiś dawnoniezapomniany metalgod, czy inny acceptowalny sharkattak, a do tego monumentalnie olimpijski refren, i tak się nawzajem uzupełniają te wspaniałości. A ten widok też iście zabójczy, ale i olimpijsko wzniosły zarazem.
    ,,Black Edged Meitu,, mroczna krawędź Matki Ziemi ? Tak tłumaczę ten tytuł. Nie aż tak muzycznie smutny, chociaż dostojny ten utwór, ale gitarowa zagrywka, przechodząca w solówkę razem i z tym skandowanym wokalnym już takich nadziei nie dają. Przemija postać świata tego...
    ,,Hunter of Dream,, . Kto nie chce zatrzymać marzeń i przekuć ich w rzeczywistość ? Każdy. Tutaj SUBFIRE powermetalowo na arcygrecką nutę kują te swoje antyczne marzenia, od Marathonu do Athen, i do Thesalonik,do Lesbos...albo od Grunwaldu do Wizny, lub od Chocimia do Westerplatte, każdy przecież ma swoje Olimpijskie Góry...
    Kolejna płyta z doskonałą muzyką, wchodzi w przestrzeń moich dzieł wiecznych, tak jak i literacko ujęta przez Zygmunta Kubiaka ,,Przestrzeń dzieł wiecznych,, , najbardziej osobiste Jego Dzieło, taki elementarz śródziemnomorskiego europejczyka. Obie przestrzenie polecam. Nie dajmy się barbarzyńcom !

    OdpowiedzUsuń