Strony

sobota, 7 września 2024

RAKESTER - Wanderer of Time (2024)


 Rok 2024 obfituje w wysyp płyt z polskiej sceny heavy metalowej. Najlepsze w tym wszystkim jest fakt, że to są naprawdę płyty godne uwagi. To płyty, które imponują jakością, pomysłowością i co ciekawe, chce się wracać do tych wydawnictw. Młody, debiutujący Rakester pochodzi z Wrocławia i jest głodny sukcesu. Kto kocha heavy metal z lat 80, proste motywy, dużo gitarowego grania, dużo zadziornych riffów i łatwo w padających w ucho melodii ten śmiało może odpalić "Wanderer Of Time". Przypominają się płyty Monstrum.

Okładka robi wrażenie i potrafi zapaść w pamięci. Na plus oczywiście klimat grozy, który jest widoczny gołym okiem. Pod względem stylistycznym jest dobrze, bo jest w tym coś z Judas Priest, Iron Maiden, czy nawet Running Wild. Okurowski/Biegański dają czadu i bawią się konwencją. Jest to szczere i ta pozytywna energia potrafi zarazić. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ani oryginalnego. Wtórność jest wszechobecna, ale słucha się tego naprawdę bardzo przyjemnie od pierwszych sekund. Najsłabszym ogniwem wydaje się być wokal Jakuba Bagińskiego, który za wiele nie ma do zaoferowania. Ani pod względem techniki, ani pod względem maniery Jakub nie porywa. Ot co solidny krzykacz, który nie zapada w pamięci.

Band zaczyna od ponad 6 minutowego "Wanderer of Time" jako otwieracza. To zagranie nie jest wcale takie głupie. Utwór bardzo dynamiczny, pokazujący różne atuty kapeli. Jest mocno, przebojowo i z pazurem. Bardzo udany początek płyty. Imponujący jest riff w "Rakester".  Dużo w tym klasyki gatunku i klimatu lat 80. Panowie wiedzą co dobre. Echa Running Wild pojawiają się w przebojowym "Pirate Song"., czy epickim i rozbudowanym "Rite of the Crimson Moon". W tym ostatnim to nawet coś z Deep Purple można uchwycić, a wszystko za sprawą klimatycznych klawiszy. Band potrafi wykreować riffy, czy melodie, które potrafią pozytywnie zaskoczyć. Tak też jest w przypadku "Since that day". W agresywnym i energicznym "Rebirth" tak jakby band wkroczył rejony power metalu. Co za moc, co za ogień. Brawo panowie! Jest jeszcze old schoolowy "Scarface", który zachwyca chwytliwy melodiami i prostym refrenem. Dobrze to brzmi, jak cała płyta.

Rakester zalicza udany debiut, który wstydu nie przynosi, a zespołowi powinien przynieść rozgłos. Płyta przemyślana, dopracowana i dojrzała. Solidne riffy, chwytliwe melodie i dużo szczerości i miłości do heavy metalu lat 80, co potrafi zarazić od pierwszych sekund. Rakester wpisuje się na mapę polskiego heavy metalu i mam nadzieję, że jeszcze o nich usłyszymy.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz