Strony

piątek, 8 listopada 2024

IMPELLITTERI - War Machine (2024)


 
Jeśli miałbym wymienić z marszu najlepszych i najbardziej uwielbianych gitarzystów przeze mnie, to z pewnością Chris Impellitteri znalazł by się na niej. Kocham jego styl gry, jego pasję, finezję, lekkość i technikę. Na każdej płycie potrafi czarować, nawet na takim Animetal Usa. Jego zespół o nazwie Impelliterri każdy fan heavy/power metalu na pewno zna. Takie płyty jak "Stand in Line", "Screaming Symphony" czy "Venom" pokazały jego wielkość i szybko stały się klasykami. Ostatni "The Nature of the beast" troszkę odstawał i teraz po 6 latach band powraca z nowym albumem zatytułowanym "War Machine". Płyta premierę ma 8 listopada i to nakładem Frontiers Records. Skoro taki Cloven Hoof wrócił w glorii i chwale, to czemu podobnie miałoby nie być z Impellitteri. Warto odnotować, że to pierwszy album z nowym perkusistą, czyli Paul Bostaph. Jego obecność dodała thrash metalowego pazura całości i niezwykłej mocy. Bardzo ważna zmiana, która tchnęła nowe życie do muzyki tej grupy. Kto by pomyślał, że dostaniemy jeden z najlepszych albumów tej grupy? Zwiastuny i single nie kłamały i dostajemy prawdziwe arcydzieło.

Pomijam już tą kiczowatą okładkę, która mogła by zdobić jakąś grę strategiczną. Nowy album to faktycznie tak maszyna nie do zniszczenia, które rozprawia się z przeciwnikiem w mgnieniu oka i rozwala system. Na tle konkurencji i znakomitego roku 2024 ta płyta mocno zapada w pamięci i jest jedyna w swoim rodzaju. Te popisy gitarowe Chrisa są nie do podrobienia i stanowią atrakcję i źródło mocy tego krążka. Mimo tylu lat i tylu płyt, wciąż zachwyca, a tutaj jakby nawet jest to wszystko o wiele cięższe i ostrzejsze. Gdzieś tam aspekty thrash metalowe można wyczuć i coś z "System X". Do tego do chodzi znakomity Bostaph, który dodaje agresji i odpowiedniej dynamiki. Sam Rob Rock to już zasłużony wokalista, który już swoje zrobił i nic nie musi udowadniać, a mimo to robi to. Tutaj pokazuje klasę i drapieżność. Takie głosy chce się słuchać i w pełni oddają piękno muzyki heavy metalowej. Każdy element tej płyty po prostu sieje zniszczenie. Do tego to mocne i wyraziste brzmienie autorstwa dobrze znanego Jacoba Hansena. No i ten dopieszczony materiał, który brzmi jak miks tego co gra Impellitteri z nutką "Painkiller" Judas Priest. Jest agresja, szybkość, mocne riffy, ostre solówki, ale jest też melodyjność i killer goniący killer.

Na dzień dobry dostajemy finezyjny i przebojowy "War Machine". Jest przedsmak tego co nas czeka i od razu słychać, że panowie stawiają na jakość, na agresję i drapieżność. To pierwsze wrażenie, jakie zrobił singiel "Out of a mind" nie da się zapomnieć. Miks troszkę judas priest z czasów "Painkiller" do tego coś z Rainbow i złotych lat Ritchiego Blackmore'a. Rob Rock brzmi obłędnie i jego wokal prezentuje się znakomicie. Tyle lat, a on wciąż jest na szczycie. Killer i jeden z najlepszych utworów, jakie stworzył Chris. Pomysłowy riff dostajemy w "Superkingdom" i to kolejny killer. Klasycznie, a zarazem z pomysłem i świeżym podejściem do tematu. Kolejny singiel, który powalił na kolana to "Wrath child" i to jest czysty przejaw geniuszu. Ten niszczący riff, ta szybkość i agresja. Znów pewne wpływy "Painkiller" Judasów można uświadczyć. Te zapędy w kierunku power/thrash metalu są imponujące. Podobne emocje wzbudza "What Lies Beneath" i tutaj Chris znów potwierdza swoją wielkość i niezwykłą grę na gitarze. Każdy utwór jest na wagę złota i każdy to osobna niesamowita przygoda. Band się nie zatrzymuje i utrzymuje wysokie obroty za sprawą agresywnego "Hell on earth" i jestem w szoku, że band gra przez cały album w takim tempie. Nie ma nie potrzebnych zwolnień, udziwnień, eksperymentów. Dalej mamy równie zadziorny "Power grab", przebojowy "Beware The Hunter" i dynamiczny "Light it up". Prawdziwa jazda bez trzymanki. Końcówka to równie zadziorny "Gone insane" o bardzo podniosłym refrenie, czy finezyjny i szybki "Just Another Day". Nie ma oddechu, nie ma miejsca na przerwie. Killer za killerem!

Na takie albumy jak "War Machine" Impellitteri warto czekać, nawet jeśli ma to trwać latami. Płyta bezbłędna, bez wad, bez zbędnych dźwięków. 11 niesamowitych utworów, który każdy oddaje piękno muzyki Chrisa i jego zespołu. Brak słów by opisać, co tu zadziało się. Majstersztyk i jeden z najlepszych albumów jakie nagrał Chris Impellitteri. Szok i niedowierzanie.

Ocena: 10/10

10 komentarzy:

  1. Gdybym miał wymienić najlepszych i uwielbianych jak dotąd gitarzystów, to z pewnością, CHRIS IMPELLITTERI nie znalazłby się wśród nich, chociaż to majster najwyższej jakości wśród ,,palcoprzebierańców,,. Idąc dalej, to na tej liście nie znalazł by się ani JOE SATRIANI ani STEVE VAI... no dobra, aż takim masochistą nie jestem. A znalazł by się tam i RORY GALLAGHER, i MARK KNOPFLER, i pewnie z jakaś setka obecnie aktywnych wioślarzy.
    ,,War Machine,, to też tytuł najlepszej płyty TANK, z DOOGIE WHITE na pokładzie tamtego akurat czołgu, ale to tylko dygresja.
    Całej pyty IMPERLLITERRIEGO nie znam, tylko ,, Power Grab,, zaszalał akurat w słuchaweczkach, i to jak zaszalał. A ,,Hell of Earth,, jeszcze lepiej zaszalał... Póki co zwiewam, bo współczynnik geniuszu na tym piekiełku na ziemi jest dla zwykłego śmiertelnika nie do zniesienia ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,War Machine,, , co za popis gitarowej majestriomocy, co za popis sekcji rytmicznej, no bo przecież oni tutaj nadążają za tym arcytrudnym rytmem i motywem narzuconym przez gitarę prowadzącą. Dawkowanie nowego IMPELLITERRI po małym kawałeczku proponuję, bo można eksplodować emocjonalnie już po jednym tylko kawałku, o współczynniku geniuszu tutaj zogniskowanym już chyba wspominałem ?

      Usuń
    2. ,,Out of My Minds,, po prostu przenosi IMPELLITTERI w czasie, RAINBOW tak niekomercyjnie zagrał tylko na ,, Rising,, czyli w 1976 r. , i nawet ten niepowtarzalny purplowo-lordowy sound jakby tutaj cały czas obecny jest, obecny ale na zupełnie innym poziomie tej pozytywnej muzycznej agresji, rock & roll, po prostu, po prostu...

      Usuń
    3. W ,,Superkingdom,, riffy cięte raczej krótko i na miarę, do tego bas wali jak pioruny w Górach Czarnych , i to w samym szczycie sezonu burzowego, a gitara dojeżdża tutaj z taką swobodą, jakby sam Crazy Horse wjeżdżał na szczyt THUNDERHEAD.

      Usuń
    4. ,,Wrath Child,, dość brutalnie wchodzi, ale i później z mocą kafara uderza, tylko ta gitara od 2.15, i tylko przez chwilę, ale zarazem jak taktownie i subtelnie tę brutalność łagodzi. IMPERLLITTERI wbija w czachę te wybitnie nierdzewne heavygwoździe, jeden tuż po drugim, i po kolei, i czeka się tylko kiedy i ten następny we łbie eksploduje.

      Usuń
    5. ,,What Lies Beneath,, w wirtuozerskim popisie gitara solowa, aha, nie wspomniałem jeszcze o wokaliście bo on i tutaj, i na całej płycie daje popis śpiewania, klasycznej interpretacji treści tego, co instrumentaliści tymi genialnymi rączkami dźwiękowo wygenerują. Robercik in Rock śpiewa tutaj o zdemaskowanym kłamstwie, i brzmi wiarygodnie w warstwie lirycznej, ale fakt, w warstwie wokalnej brzmi wręcz niewiarygodnie.

      Usuń
  2. ,, Beware the Hunter,, przebojowo wirtuozersko nieziemsko wibrujący, w tych samych okolicach gitarowych i wokalnych uniesień, w których ciągle nieulatuje w zaświaty magia i BLACMOORE, i magia BONNETA.

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Light it Up,, kopie z siłą ,,dwóch gniadych w jednym dyszlu,, , warto było poczekać na akurat taką interpretację ,,biegu do wzgórz,, , kawalkada perkusyjna i gitarowa warta każdych pieniędzy wydanych na te żelazne konie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś IOMMI & HUGHES nagrali podobny do tego liryczny odnośnik, i taki jak ten górnolotnie wyriffowany, gitarowo inkrustowany, i refrenowo odjechany w okolice szalonego i nieokiełznanego, i też nieodżałowanego R.J. DIO, tak jest, to ,,Gone Insane,, , i proszęm o ukłon ukłon, do samej ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,Just Another Day,, , pewnie, że doskonały, bo to jeszcze jeden bezcenny kamyczek na pełnej i niespodzianek, i nieniespodzianek perfekcyjnej maszynie do muzycznej obróbki szlachetnych kamieni.

    OdpowiedzUsuń