„Jedno z najwybitniejszych dzieł w
okresie NWOBHM” z takimi opiniami można się spotkać w ramach
debiutanckiego albumu angielskiej grupy WITCHFYNDER GENERAL.
„Death Penalty” to dzieło które zawiera
skrzyżowanie wczesnego BLACK SABBATH i JUDAS PRIEST, oczywiście
nawiązując do stylistyki NWOBHM pod względem sposobu realizacji,
wykonania utworów, gdzie jest ta głośna sekcja rytmiczna, z
naciskiem zwłaszcza na partie perkusyjne Steva Kinsilla. Co warto
wiedzieć o samym zespole? Ich początki sięgają roku 1979 i nazwę
wzięto Generalnego łowcy czarownic, którym był Mathew
Hopkins. Po wydaniu mini albumu w 1982 przyszedł czas na
debiutancki album który również ukazał się w tym
samym roku i była to udana próba odświeżenia nieco
zapomnianej w owym czasie formuły starego rocka przesiąkniętym
okultystycznym, mrocznym klimatem, a także wczesną działalność
BLACK SABBATH. Skojarzeń z tym kultowym zespołem jest znacznie
więcej, a to w sferze tego specyficznego, nieco mrocznego brzmienia,
a także pod względem umiejętności, gdzie Zeeb Perkes znakomicie
imituje Ozziego Osbourne'a i został on obdarzony podobną manierą,
zaś gitarzysta Phil Cobe nawiązuje do stylu Tonniego Iommiego i te
charakterystyczne zacięcia lat 70 dają o sobie znać zarówno
w posępnych riffach jak i emocjonalnych solówkach.
Na albumie trafiło tylko 7 utworów
co zapewnia rozrywkę na jakie pół godziny i w sumie dobrze,
bo nie wyobrażam sobie, żeby ten krążek trwał dłużej.
Zawartość debiutu to właściwie zbiór bardzo udanych
kompozycji, utrzymanych na podobnym poziomie, lecz w tym wszystkim
brakuje mi większego urozmaicenia. Ciekawym zabiegiem było otwarcie
albumu za sprawą „Invisible Hate” który jest
najdłuższą kompozycją i najbardziej rozbudowano. No i oczywiście
pojawiają się zróżnicowane motywy, tak jak choćby
balladowe intro, potem nieco szybsze motywy, a rozbudowana i
urozmaicona solówka to bez wątpienia największa atrakcja
tego kawałka. Bardziej przemawiają do mnie dynamiczne utwory, który
pod każdym względem przypominają najlepsze dzieła BLACK SABBATH w
latach 70 i tutaj należy wymienić wyborny „Free Country”
czy też zadziorny „Burning Sinner” który nawiązuje
do kultowego „Sabbath Bloody Sabbath”. Choć mamy jasno określone
granice owej stylistyki WITCHFYNDER GENERAL to jednak jest pewne
urozmaicenie, tak jak to ma miejsce w przypadku tytułowego „Death
Penalty” gdzie jest i mroczny klimat, stonowane, ponure tempo,
gdzie mamy ciekawy kontrast między partiami gitarowymi, a mocnym
basem, który budują tą całą mroczną, ponurą otoczkę i
ten element odgrywa tutaj znaczącą rolę. Bas wypełnia pustkę,
którą właściwie powoduje brak drugiej gitary i trzeba
przyznać, że czasami te partie przyprawiają o gęsią skórkę
tak jak choćby to w początkowej fazie „No stayer” który
z pomysłowego kawałka, przeradza się w dalszej fazie w takim
typowy kawałek nawiązujący nieco do JUDAS PRIEST lat 70.
Identyczne skojarzenia mam przy „Witchfynder general”
gdzie jest i ten ciężar i zadzior JUDAS PRIEST jak i ponury klimat
i takie nieco przybrudzone partie gitarowe w stylu BLACK SABBATH. Te
ostatnie oczywiście dominują w tym urozmaiconym i pokręconym
kawałku. Całość zamyka psychodeliczny „R.I.P”
który oczywiście świetnie oddaje to co się działa przez
te 30 minut podczas słuchania tego albumu.
Choć
album jest bardzo dobry i sporo tutaj porządnej muzyki, to jednak z
czystym sumieniem trzeba wytknąć kapeli prymitywną i mało
przekonująca perkusję, a także brak osiągnięcia takiego poziomu
muzycznego co BLACK SABBATH, który posłużył im za wzór
do swojego stylu grania. Mimo wtórnego charakteru, mimo że to
wszystko już gdzieś było i mimo faktu niższego poziomu niż
choćby kompozycje BLACK SABBATH, to jednak album może się podobać.
Album wzbudził kontrowersje poprzez specyficzną okładkę, a także
zainteresowanie poprzez dobrą muzykę.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz