Polska
nie gęś i swój zespół grający symfoniczny power
metal w stylu RHAPSODY ma, a jest nim PATHFINDER,
który w krótkim czasie zebrał nie małe grono fanów.
"Beyond The Space Beyond The Time" z 2010 roku szybko
wpisali się do grona młodych zespołów mających ogromny
potencjał, jedni nawet okrzyknęli nasz rodzimy zespół
mianem drugiego RHAPSODY. Wysoko postawiona poprzeczka w postaci
bardzo udanego debiutu zwiększyła tylko apetyt na drugie danie.
Minęły dwa lata a zespół właśnie wraca z nowym albumem
który się zwie „Fifth Element”
i jest to swego rodzaju kontynuacja stylu z poprzedniego albumu,
choć czuję się rozwój i wyższy poziom muzyczny aniżeli na
debiucie. Muzyka zawarta na tym krążku, jest bez wątpienia
bardziej złożona, bardziej przemyślana, bardziej dojrzała. Tutaj
już nie chodzi o sam fakt, ze muzycy serwują bardziej ciekawsze
motywy, melodie, bardziej dopieszczone partie wygrywane na swoich
instrumentach, tutaj chodzi bardziej o sam fakt ciekawszych pomysłów
na utwory, na motywy, na to co się dzieje w obrębie danych utworów,
na ich wykonanie, na ich przebojowy charakter, czy też ubarwienie
różnymi smaczkami. Główną rolę odgrywają melodie,
chwytliwość, prostota, złożoność, rozbudowane kompozycje, ale
wszystko brzmi jeszcze lepiej niż ostatnio. Więcej hiciorów,
więcej ciekawszych pomysłów, a to w połączeniu z wysoką
formą muzyków, niesamowitym krystalicznie czystym brzmieniem
wyprodukowanym przez Sasha Peatha czyni ten album niezwykłym dziełem
dostarczającym słuchaczowi sporo emocji i niesamowitych przeżyć.
Brzmienie,
klimatyczna okładka, niesamowita atmosfera fantasy to tylko część
atutów tej płyty, ale najbardziej przemawiającym do mnie
argumentem jest sam materiał, który jest przygodą
niesamowitych wrażeń, niezapomnianych przeżyć, które na
długo zostają w głowie słuchacza. Budowanie napięcia, stworzenie
niezwykłej atmosfery fantasy, nacisk na bogactwo symfonicznego
metalu, to wszystko jest zawarte w epickim intrze „Ventus
Ignis Terra Aqua”. Zespół
poczynił jak dla mnie ogromne postępy w stosunku do debiutu i to
słychać już w tytułowym kawałku „Fifth element”
. Ten utwór daje właściwie przedsmak tego co nas czeka.
Słychać, że zespół się rozwinął zarówno pod
względem technicznym, jak i kompozytorskim. Wykonanie jest na miarę
światowej klasy zespołu, precyzja, dynamika, przebojowy charakter,
dbałość o detale i bogactwo instrumentalne. Dzieje się sporo, a
wszystko przyrządzone ze smakiem, z pomysłem. Niby ponad 8 minut
trwa utwór, a cały czas się coś dzieje, nie ma rutyny, nie
ma popadania w stagnację i granie na jedno kopyto. Zachwyca zarówno
nowy perkusista Kacper Stachowiak, jak i wysoka forma wokalisty
Szymona Kostro, który jest rasowym power metalowym śpiewakiem,
stawiają na charyzmę i wysokie rejestry. Na debiucie melodie były
bardzo dobre o tyle na nowym albumie są one po prostu genialne i
świetnie tego dowodzi przebojowy „Ready to Die Between
Stars”. Ta współpraca
klawiszy z gitarami jest tutaj imponująca. Praca obu gitarzystów
układa się nadzwyczaj bardzo dobrze i zarówno Mania jak i
Gunsen nie mają się czego wstydzić, bo grają z oddaniem,
zaangażowaniem, z radością i miłością do muzyki i to słychać.
Warsztat techniczny daje im wsparcie, nawet skrzydła, co sprawia że
jest tutaj pełno naprawdę intrygujących i budzących zdziwienie
partii gitarowych. Słychać to na pewno w takim dynamicznym „The
Day When I Turn Back Time” czy
też rozpędzony, ostry „Chronokinies” gdzie
takich pięknych, melodyjnych pojedynków na solówki
mamy od groma. Patos, podniosłość, epickość, niesamowita
atmosfera, zróżnicowanie, to cecha niemal każdego utworu,
ale idealnie wyeksponowane są te cechy w „March To The
darkest Horizon”. Zadbano
oczywiście o aspekt zaskoczenia, zróżnicowania zawartości,
stosując sprawdzony zabieg czyli ballada i „Yi Yang”
z kobiecymi wokalami, chórkami, i przepiękną solówką,
tylko upiększa formę albumu. Dalsza część albumu to już nieco
bardziej zwarte kawałki i mamy tutaj taki dynamiczny „Elemental
Power”, który dowodzi
o wysokiej formie zespołu, tutaj jakby na dalszy plan schodzą
symfoniczne patenty, jakby gitary odgrywają decydującą rolę i
jest nieco ciężej. Ci którzy lubią ostatni album
DRAGONFORCE też pokochają dynamikę i pazur PATHFINDER w
„Ad Futuram Rei Memoriam”.
O tym, że zespół na tym albumie sypie ciekawymi melodiami,
pomysłami i niezwykłą precyzja wykonania świadczyć może taki
„When the Sunrise Breaks the Darkness”
z zapadającą melodią wygrywaną przez klawisze. I piękne
zakończenie w postaci outra „Vita”.
Nie
spodziewałem się, że polski zespół będzie stać na taki
wyczyn, na przebicie poziomu debiutu, a jednak ta ciężka sztuka się
udała. PATHFINDER nagrał genialny album, bez skazy. Idealny w
każdym calu, a to pod względem wizualnym, technicznym, czy też
kompozytorskim. Duma rozpiera kiedy się słucha że muzycy rozwijają
się i to w bardzo dobrym kierunku, że nagrywają album na światowym
poziomie. Nie mamy się czego wstydzić, mamy w końcu pierwszy
znakomity power metalowy zespół który można śmiało
promować za granicą. „Fifth Element” to popis umiejętności
muzyków, to parada gitarzystów, to magiczne sztuczki
wokalisty, to przykład przede wszystkim precyzji wykonania, dbałości
o detale, to staranne wykonanie, a przede wszystkim przebojowość,
jak i bogactwo instrumentalne, dostarczające słuchaczowi emocji na
najwyższym poziomie. Polski zespół zaskoczył mnie i to
bardzo pozytywnie.
Ocena:
9.5/10
Dłuższego napisać się nie da?:D
OdpowiedzUsuńtylko debil mógł napisać taki komentarz do recenzji.
UsuńDa się , odsyłam do recenzji Gamma Ray czy też Avantasii:D
OdpowiedzUsuńPATHFINDER gra muzykę która w ostatnim czasie mnie odstraszała od sięgania po tego typu albumy, na sam wydźwięk słów symfoniczny power wyraz mojej twarzy przybiera bliżej nieokreślone kształty. I tak było tym razem jedyne co popchło mnie do odpalenia tej płytki był fakt że to polski zespół... i co i strzał w pysk szczena na zol i tak prawie przez cały album żeby nie mieć złudzeń przesłuchałem go jeszcze raz i odetchnąłem z ulgą. Tak jest jeszcze zespół który potrafi mnie zaskoczyć w tym gatunku Metalu. Oby więcej takich dzieł a beda fes zadowolony.
OdpowiedzUsuńP.S. Dłuższego napisać mi się nie chciało hehe.
o0 a myślałem że tylko mnie ten album zniszczył. Też nie jestem jakimś wielkim fanem tego gatunku i żeby znaleźć coś niszczącego to nie raz muszę czekać i czekać. Nie liczyłem że rodzimy zespół tak mnie porwie, ostatni album był dla mnie dobry i bez większych emocji przesłuchiwałem go, tutaj jest inaczej każdy utwór tętni swoim życiem, cały czas się coś dzieje no i te pomysły na utwory niemal genialne. Oj coś czuję że Rhapsody tego nie pobije:D
OdpowiedzUsuńRhapsody 2 ostatnie albumy miał całkiem niezłe ale po odejściu "Luki" ich przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Jak dla mnie najlepszy album Rhapsody to Down Of Victory a Pathfinder z racji tego że jest polski to przez niektórych jest pomijany na starcie, ich pierwszy album na mnie też nie zrobił wrażenia ale dałem im drugą szansę iii... po prostu cieszę się że nie ominąłem tego wydawnictwa.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam że u mnie było podobnie, debiut tylko dobry, bez podniety, ale nie skreśliłem ich i postanowiłem sprawdzić z czystej ciekawości, czy stać ich na coś więcej, jak widać, słychać stać:D Póki co najlepsze wydawnictwo w kategorii symphonic power :D
OdpowiedzUsuńNie znam się na riffach, wejściach, patentach czy innych technicznych zagadkach muzyki.. Ja po prostu słucham muzyki i ten album mnie urzekł... Poprzednim również się zachwycałam, ale Fifth Element jest dla mnie jak mantra... genialny!
OdpowiedzUsuńAlbum bardzo dobry - tylko, że brzmi dwa razy gorzej niż debiut. Gitary grają jakimś takim "radiowym" pasem w riffach, a beczki brzmią (pomimo lepszego bębniarza) poprostu słabo.
OdpowiedzUsuńWidzę, że zdania są podzielone co do albumu:D Jak dla mnie jest to dzieło bardziej dojrzałe pod każdym względem od debiutu, tutaj kompozycje pod względem pomysłów są ciekawsze. A czy brzmienie gorsze czy lepsze od debiutu to niech ocenią specjaliści. Zobaczymy jaka będzie odpowiedź RHAPSODY na ten krążek.
OdpowiedzUsuńPierwszy debiut bardzo mnie zaciekawił, choć nie gustuję w power metalu. Oczekując drugiego, wcale się nie zawiodłem, a wręcz przeciwnie - zwalił mnie z nóg.
OdpowiedzUsuńPłyta extra i tyle !!!! Wokale lepsze jak na debiucie .Można się czepiać detali ale nie mamy się czego wstydzić do zachodu .Zespół się rozwija .WIELKIE BRAWA !!!!
OdpowiedzUsuńOdszedł z kapeli w 2013 roku klawiszowiec ,na 90 procent zegna się też vocal ,czyżby koniec ?????
OdpowiedzUsuńWIELKA SZKODA ŻE TAK POTOCZYŁY SIĘ LOSY TEJ KAPELI , ZNAM TROCHĘ SZCZEGÓŁÓW SZKODA !!!!
OdpowiedzUsuń