Jestem
pod wielkim wrażeniem jeżeli chodzi o pracowitość i rozwój
kanadyjskiego bandu o nazwie Striker. Powstali w 2007 i nagrali tylko
4 albumy, ale to już wystarczyło by dostać się do grona
najciekawszych speed metalowych zespołów ostatnich lat. Nie
nagrali słabego krążka i dość szybko wypracowali swój
styl. Niby panowie nic odkrywczego nie grają, bo w sumie brzmią
jak Enforcer, Skull Fist, Steelwing i wiele innych młodych kapel
grających w stylu lat 80. Jednak Striker to idealna maszynka do
tworzenia hitów, to specjaliści w swoim fachu. Już oni
wiedzą jak stworzyć energiczny materiał, w którym każdy
utwór to potencjalny hicior, gdzie każdy riff to prawdziwa
jazda bez trzymanki. Kto jak kto, ale Striker wiedzą jak grac
szybko, z pomysłem i z mocnym kopem. Nowy album w postaci „Stand
in Fire” to w sumie typowy album dla tej formacji, a jednocześnie
pewien powiew świeżości.
W
zespole pojawił się nowy gitarzysta, a mianowicie Trent Halliwell,
który nadał muzyce Striker więcej przestrzeni i
różnorodności. Jego współpraca z Timothym Brownem
układa się znakomicie i panowie nadają na tych samych falach. Na
nowy albumie roi się od melodyjnych i dobrze rozegranych solówek.
Same riffy to kwintesencja heavy metalu z lat 80. Jednak co miło
mnie zaskoczyło na nowym krążku to fakt wykorzystania pewnych
elementów hard rocka. Nie ma ich za dużo, ale są miłym
dodatkiem i jeszcze bardziej urozmaicają wydawnictwo. Dobrze nawet
wpasowało się w strukturę striker partie zagrane na saksofonie. To
wszystko nadało muzyce Striker większej przestrzeni i lekkości,
jednocześnie pozostaliśmy wciąż w świecie heavy metalu z lat 80.
Rozwinęli się nie tylko gitarzyści, ale i sam wokalista. Dan
Cleary to jeden z najlepszych wokalistów heavy metalowych
młodego pokolenia i to nie podlega wątpliwości. Jego wyczyny na
„Stand in Fire” są imponujące i czynią ten album jeszcze
bardziej dojrzalszym. Na sam start mamy petardę w postaci „Phoenix
Lights” i to jest właściwie Striker jaki kochamy. Jeszcze
bardziej chwytliwy jest „Out of Blood” i tutaj już
można uświadczyć pewne urozmaicenia i drobne kosmetyczne poprawki.
Pojawia się nutka hard rocka i dobrze wpasowany saksofon. Album
promował hit w postaci „Too late” i muszę
przyznać, że dawno nie słyszałem tak dobrze rozplanowanego
kawałka w stylu lat 80. Tutaj naprawdę czuć klimat tamtych płyt.
Chwytliwy refren, nutka hard rocka i zespół wkracza w nowe
rejony. Tytułowy „Stand in Fire” to jeden z
najostrzejszych kawałków na płycie, które pokazują
że zespół wciąż wie jak nagrywać prawdziwe speed metalowe
petardy. Nutka hard rocka wdziera się w rozpędzony „The
Iron Never Lies”, z kolei instrumentalny „Escape
from shred City” pokazuje umiejętności muzyków i
ich prawdziwy talent. Sam kawałek ociera się o shredowe granie. Na
płycie tak jak na poprzednich wszystko opiera się na szybkich,
energicznych, speed metalowych petardach i tutaj one dominują. To
właśnie taki „Outlaw” czy „Locked In”
są głównym motorem napędowym Striker. Dalej mamy rytmiczny
i bardziej hard rockowy „United” i balladowy „One
Life”, które pokazują troszkę inne oblicze
Striker.
To
było pewne, że Striker nie zawiedzie i nie wyda słabego albumu.
Jednak nikt by nie przypuszczał, że nagra równie świetny
krążek co „Armed To the Teeth”. Krążek kipi energią,
pomysłowością i nie brakuje jej pazura. Striker rozwija się i
rośnie w siłę. Ciekawe co jeszcze pokażą w najbliższym czasie.
Ocena:
9/10
9/10.. w takim razie biorę się za słuchanie :))
OdpowiedzUsuń