Strony

sobota, 6 lutego 2016

STRIKER - Stand in Fire (2016)

Jestem pod wielkim wrażeniem jeżeli chodzi o pracowitość i rozwój kanadyjskiego bandu o nazwie Striker. Powstali w 2007 i nagrali tylko 4 albumy, ale to już wystarczyło by dostać się do grona najciekawszych speed metalowych zespołów ostatnich lat. Nie nagrali słabego krążka i dość szybko wypracowali swój styl. Niby panowie nic odkrywczego nie grają, bo w sumie brzmią jak Enforcer, Skull Fist, Steelwing i wiele innych młodych kapel grających w stylu lat 80. Jednak Striker to idealna maszynka do tworzenia hitów, to specjaliści w swoim fachu. Już oni wiedzą jak stworzyć energiczny materiał, w którym każdy utwór to potencjalny hicior, gdzie każdy riff to prawdziwa jazda bez trzymanki. Kto jak kto, ale Striker wiedzą jak grac szybko, z pomysłem i z mocnym kopem. Nowy album w postaci „Stand in Fire” to w sumie typowy album dla tej formacji, a jednocześnie pewien powiew świeżości.

W zespole pojawił się nowy gitarzysta, a mianowicie Trent Halliwell, który nadał muzyce Striker więcej przestrzeni i różnorodności. Jego współpraca z Timothym Brownem układa się znakomicie i panowie nadają na tych samych falach. Na nowy albumie roi się od melodyjnych i dobrze rozegranych solówek. Same riffy to kwintesencja heavy metalu z lat 80. Jednak co miło mnie zaskoczyło na nowym krążku to fakt wykorzystania pewnych elementów hard rocka. Nie ma ich za dużo, ale są miłym dodatkiem i jeszcze bardziej urozmaicają wydawnictwo. Dobrze nawet wpasowało się w strukturę striker partie zagrane na saksofonie. To wszystko nadało muzyce Striker większej przestrzeni i lekkości, jednocześnie pozostaliśmy wciąż w świecie heavy metalu z lat 80. Rozwinęli się nie tylko gitarzyści, ale i sam wokalista. Dan Cleary to jeden z najlepszych wokalistów heavy metalowych młodego pokolenia i to nie podlega wątpliwości. Jego wyczyny na „Stand in Fire” są imponujące i czynią ten album jeszcze bardziej dojrzalszym. Na sam start mamy petardę w postaci „Phoenix Lights” i to jest właściwie Striker jaki kochamy. Jeszcze bardziej chwytliwy jest „Out of Blood” i tutaj już można uświadczyć pewne urozmaicenia i drobne kosmetyczne poprawki. Pojawia się nutka hard rocka i dobrze wpasowany saksofon. Album promował hit w postaci „Too late” i muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak dobrze rozplanowanego kawałka w stylu lat 80. Tutaj naprawdę czuć klimat tamtych płyt. Chwytliwy refren, nutka hard rocka i zespół wkracza w nowe rejony. Tytułowy „Stand in Fire” to jeden z najostrzejszych kawałków na płycie, które pokazują że zespół wciąż wie jak nagrywać prawdziwe speed metalowe petardy. Nutka hard rocka wdziera się w rozpędzony „The Iron Never Lies”, z kolei instrumentalny „Escape from shred City” pokazuje umiejętności muzyków i ich prawdziwy talent. Sam kawałek ociera się o shredowe granie. Na płycie tak jak na poprzednich wszystko opiera się na szybkich, energicznych, speed metalowych petardach i tutaj one dominują. To właśnie taki „Outlaw” czy „Locked In” są głównym motorem napędowym Striker. Dalej mamy rytmiczny i bardziej hard rockowy „United” i balladowy „One Life”, które pokazują troszkę inne oblicze Striker.

To było pewne, że Striker nie zawiedzie i nie wyda słabego albumu. Jednak nikt by nie przypuszczał, że nagra równie świetny krążek co „Armed To the Teeth”. Krążek kipi energią, pomysłowością i nie brakuje jej pazura. Striker rozwija się i rośnie w siłę. Ciekawe co jeszcze pokażą w najbliższym czasie.

Ocena: 9/10

1 komentarz: