Narnia wróciła na dobre i to powinno cieszyć fanów melodyjnego power metalu. Band znakomicie radził sobie w latach 90 i zostawił po sobie kilka jakże ciekawych wydawnictw. Wrócili w 2014 roku,a efektem było wydanie kolejnego albumu po 7 latach przerwy. Na szczęście na następce "Narnia" z 2016r nie trzeba było długo czekać. W tym roku band wydał "From Darkness to light", który kontynuuje to do czego ten band nas przyzwyczaił, czyli dobra mieszanka neoklasycznego heavy/power metalu z nutką progresywności.
Ci którzy nigdy nie byli za tym bandem i za ich muzyką, z pewnością nowe dzieło tego nie zmieni. Nowe dzieło przemyca te patenty z których Narnia zasłynęła. Duża dawka chwytliwych melodii, nie brakuje też energii czy finezyjnych partii gitarowych ocierających się o neoklasyczny power metal. Tutaj na uznanie zasługuje gitarzysta Carl Grimmark, który w każdym kawałku próbuje nas zaskoczyć. Jego popisy są intrygujące i zapadające w pamięci, a jedną z najciekawszych uświadczymy w rozpędzonym "The armor of God". Narnia potrafi też grać podniośle co słychać w epickim "A crack in the sky". W otwieraczu band stara się grać nowocześnie i agresywnie, a to zdaje egzamin. Nie zabrakło też nutki hard rocka, co znakomicie wybrzmiewa w stonowanym "Has the river run dry?". Przebojowy "MNFST" przypomina dokonania Edguy i to jest zaleta tego kawałka. Jest też nieco agresywniejszy "Sail on", który uwypukla niezwykłe umiejętności gitarzysty Carla. Znakomicie się tego słucha i jest to jeden z ciekawszych utworów na płycie. Całość zamyka tytułowy utwór, który jest rozbity na dwie części.
Duży plus za soczyste i mocne brzmienie, które idealnie współgra z zawartością. Jeśli chodzi o werdykt to muszę przyznać z przykrością, że płyta jest tylko dobra. Stare płyty były bardziej intrygujące i zaskakujące, miały w sobie to coś. "From darkness to light" to album który miło się słucha, ale świata w tym roku nie zwołuje.
Ocena: 7/10
Takie tam pitu pitu. Posłuchałem 2 razy i to było o raz za dużo. Gdyby to były lata 90-te to bym ich wstawił gdzieś pomiędzy Def Leppard a Styx-em. Nie warte uwagi w dzisiejszych czasach. Ale być może im nie zależy. Ja góra 3/10 za estetykę i chęci i nic więcej.
OdpowiedzUsuń