Jeśli o chodzi o sam skład to mamy pewną zmianę, bowiem pojawia się Kai Ludwig w roli perkusisty. Z kolei gitarzyści Harms i Oliver robią swoje i tu nie niespodzianek. Nie ma w tym nic oryginalnego i panowie wykorzystują oklepane patenty. Najlepsze w tym wszystkim są partie wokalne Denisa. Jest w jego głosie coś atrakcyjnego i to za jego sprawą album sporo zyskuje. Z całej płyty w pamięci zapadł agresywny otwieracz i "Crimson Messiah" to dobra mieszanka heavy metalu i thrash metalu. Intryguje swoją prostotą "Crossing Shores". Dobrze wypada też zadziorny i pełen dynamiki "Hellish queen" . Mamy też klasyczny "guardians of steel", który przemyca patenty judas priest.
Iron Fate gra bezpieczny heavy/power metal i szkoda ze niczym tak naprawdę nie zaskakuje. Brakuje elementu zaskoczenia i jakieś ikry. Solidne rzemiosło, ale nic ponadto. Muzyka do posłuchania i zapomnienia.
Ocena : 5.5/10
Mi tam się podoba. Tyle, że debiut to był nie rok temu a ponad dekadę temu ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak masz rację, już poprawiam blad🙂
Usuń