Strony
▼
czwartek, 11 maja 2023
CHRIS BOLTENDAHL'S STEELHAMMER - Reborn in Flames (2023)
Ostatnio jest moda na solowe albumy znanych muzyków z kręgu heavy metalu. Niby wszystko fajnie tylko jaki tego jest sens? No oczywiście poza dodatkowym źródłem zarobku pieniędzy? Jedne albumdy solowe to zagrane covery znanych muzyków i tak właśnie skończył się solowy album Udo Dirkschneidera czy Ronniego Romero. Z kolei drugi rodzaj albumów solowych to takie, gdzie muzycy nie wiele odbiegają od swoich macierzystych zespołów. Tak właśnie skończył się solowy album Kaia Hansena, Ralfa Scheepersa czy właśnie Chrisa Boltendahla z Grave Digger. "Reborn in Flames" to debiutancki, solowy album Chrisa, który posiłkowany jest marką Steelhammer. Zawsze cieszy nowa muzyka Chrisa, bez względu na to czy to muzyka w stylu Grave Digger czy też nie. Oczywiście to była jedna z tych najbardziej wyczekiwanych płyt. Czy słusznie?
Pod względem marketingu był szum i to nie powinno dziwić. Chris to ważna postać w heavy metalowym światku, a w dodatku zebrał mocarny skład. Jest perkusista Patrick Klose z Iron Savior, a także gitarzysta Tobias Kersting i basista Lars Schneider, których dobrze znamy z Orden Ogan. Prawdziwa śmietanka niemieckiego heavy/power metalu i nic dziwnego, że w tym kierunku Chris i spółka poszli. Oczywiście najwięcej tutaj wpływów Grave Digger, troszkę Metal Church, czy Judas Priest. Mocne riffy, soczyste brzmienie, duża dawka dynamiki i heavy metalowego pazura. No naprawdę to robi wrażenie i choć to nie jest jakaś odskocznia od tego co Chris prezentuje w Grave Digger, ale cieszy że dostajemy muzykę wysokich lotów. Na takie płyty zawsze warto czekać. Nie ma hard rockowych ballad, nie ma ściemnienia. Jest klasyczny, mocny, pełen drapieżności heavy metal z nutką power metal, który kipi energią i pomysłowością. Płyta mogłaby się ukazać pod nazwą Grave Digger i też by nic to nie zmieniło.
Po odpaleniu płyty wita nas "Reborn in Flames", który w pełni oddaje styl tej płyty. Mocny riff, ostra praca Tobiasa, który wie jak dogodzić maniakom heavy/power metalu. Niby nic odkrywczego, a ile radości. Czasami sprawdzone chwyty przynoszą większą korzyść niż eksperymenty. Band przyspiesza w "Fire Angel", który imponuje energią, drapieżnością i wpływami Paragon, czy Judas Priest. Mocna rzecz! Kto kocha twórczość Primal Fear ten pokocha z pewnością zadziorny "Beyond the black souls". To kolejna podróż wgłąb najlepszych płyt z kręgu heavy/power metalu, które ukazały się na przestrzeni lat na niemieckiej scenie metalowej. Słychać sporo wpływów, ale Chris i jego kompani robią kawał dobrej roboty i na taki materiał nie jeden fan gatunku czekał. Troszkę nie do końca przemawia do mnie stonowany, bardziej toporny "Gods of Steel", który jest tylko dobry. Zmarnowany potencjał. Przyspieszamy w rozpędzonym "Die for Your Sins", który potrafi powalić na kolana. Prawdziwa petarda i znów odpływamy w rejony Paragon czy Grave Digger. Sporo niemieckiego, topornego heavy metalu znajdziemy w "Let the evil rise" i to też solidny kawałek, choć nie zaskakuje tak pozytywnie jak poprzednie. Kolejny killer na płycie, to bez wątpienia "I am metal". Agresywny kawałek, który momentami ociera się o speed/thrash metal. Oczywiście wszystko zdominowane przez power metal. Oj dużo dobrego się dzieje i na takie kawałki zawsze warto czekać. Brawo! Warto wyróżnić przebojowy "Iron Christ", który idealnie podsumowuje całość. Właśnie tak brzmi Steelhammer. No jest jeszcze ciekawie wykonany cover Midnight Oil w postaci "Beds are burning".
Premiera 28 lipca i jest to jedna z najważniejszych premier tego roku. Prawdziwa heavy metalowa uczta, dla prawdziwych smakoszy mocnych riffów, ostrych partii gitarowych i soczystego brzmienia. To płyta, która nie bierze jeńców i udowadnia, że w tym gatunku wciąż można tworzyć świetne płyty. Czy to solowy album Chrisa Boltendahla? Album mógłby się ukazać równie dobrze jako kolejny album Grave Digger i też byłoby dobrze. Jedno jest pewne, nie możecie pominąć tej premiery.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz