Od kiedy Blaze Bayley po wrócił do muzyki wraz "The man who would not die" to cały czas nagrywa udane i godne uwagi płyty. Trzyma bardzo wysoki poziom, no może poza na płycie "King of Metal". Ostatni album sporo zyskał u mnie po nieustannym katowaniu i można śmiało rzec to jedna z mocniejszych płyt w dorobku. Teraz po 3 latach od wydania "War within me" przyszedł czas na nowy krążek zatytułowany "Circle Of Stone". Jeśli kochacie poprzedni album i dotychczasowe wydawnictwa tego Pana to się nie zawiedziecie. Nawet fani "Virtual XI" czy "The X factor" coś znajdą dla siebie.
Dobrym posunięciem Blaze było dobranie sobie do składu muzyków z Absolva. Panowie mają dobre wyczucie i talent, którego nie da się kupić. Znają się na rzeczy, zresztą sam zespół Absolva również jest godny uwagi jak ktoś nie zna. Chris i Luke Appleton wiedzą jak tworzyć chwytliwe riffy, jak zagrać ciekawą solówkę i panowie robią kawał dobrej roboty. Sam Blaze też w bardzo dobrej formie wokalnej i ci co go znają to nie będą narzekać. Z kolei przeciwnicy jego głosu raczej zdania nie zmienią.
Duży plus za klimatyczną okładkę, dobrze wyważone brzmienie i same kompozycje, które są dopracowane, dynamiczne, melodyjne i w stylu do jakiego nas Blaze przyzwyczaił. Nie ma efektu znudzenia, czy narzekania, że coś poszło nie tak. Tej płyty naprawdę dobrze się słucha od początku do końca.
Prosty i taki nieco maidenowy jest "Mind Reader" i moje pierwsze skojarzenie było z "Virtual XI". Jest banalnie, przebojowo i z pazurem, a nawet z lekkim hard rockowym zacięciem. Też dobrze się słucha zadziornego i przebojowego "Tears in Rain". W tym kawałku godne pochwały są solówki i bardzo dobra praca gitarzystów. Wszystko spójne i nie ma się do czego przyczepić. Mroczny klimat "Rage" przypomina czasy "The X factor". Spokojne, stonowane wejście, a potem ciężka praca gitar, a wszystko podane w melodyjnym tonie. No proszę, lata lecą a Blaze wciąż ma to coś. Wciąż potrafi tworzyć intrygujące kawałki. "The year beyond this Year" to kompozycja w zasadzie perfekcyjna. Klimatyczne wejście, przebojowy refren i wybornie rozegrane partie gitarowe. Blaze z jak najlepszych lat. To samo można by napisać o przebojowym "Ghost in Bottle". Panowie z Absolva wnoszą sporo świeżości i zadziorności. Znają się na rzeczy to i jakość jest wysokich lotów. Nawet ballada "The Broken Man" się sprawdza i potrafi złapać za serce. Już od samego początku podobał mi się singlowy "Circle of Stone" i to taki prosty przebój utrzymany w stylistyce na pograniczu heavy metalu i hard rocka. Obecność wokalisty Wolf jakoś nie wiele wnosi do utworu. Mocniejszy riff dostajemy w "Absence" i to kolejny mocny punkt płyty. Solówki momentami przypominają Iron Maiden, co jest miłym dodatkiem. Ciekawie wypada marszowy i bardzo nastrojowy "A day of Reckoning". Echa Blaze i też "Man On the Edge" można wyłapać w energicznym i agresywniejszym "The path of the righteous man. W sumie to na tym kawałku powinna skończyć się płyta, bo akustyczna kompozycja "Until We meet again" psuje troszkę efekt i jakoś gryzie się z resztą płyty.
"Circle of Stone" to przemyślane i dojrzałe wydawnictwo. Blaze znakomicie radzi sobie po odejściu z Iron Maiden i wystarczy zobaczyć jak bogatą ma dyskografię i w sumie każdy album to uczta dla maniaków heavy metal. Blaze od lat dostarcza płyty wysokiej jakości i jego płyty można brać w ciemno. Nowy krążek na pewno wyląduje na liście najbardziej uwielbianych przeze mnie płyt w których brał udział Blaze Bayley. Można brać w ciemno!
Ocena: 9/10
Mocno rozczarowuje okładka tej płyty, i rodzi pytanie, to nawet ze ,, Stone Age,, można zrobić takie monidło, jelonka tylko brakuje... a nie sorry, jest, tylko tutaj stoi na dwóch łapach, a przecież BLAZE BAYLEY od zawsze przekonuje wizerunkowo, bo w naturze wygląda jak angielski doker sprzed pół wieku, i nawet bardziej kiedyś przekonywał jako okładkowy ,,Chrystus,, z tej bardzo nierównej
OdpowiedzUsuń,, The King of Metal,, .
Gdyby BLAZE BAYLEY tworzył tylko dla najwierniejszych fanów, zacząłby tę płytę dopiero od trzeciego kawałka, bo ,, Rage,, ma wszystko to, za co cenię tego wykonawcę, czyli intrygujący wstęp, mocarne rozwinięcie i wylewający się jak lawa z wulkanu wszechobecny mrok. Jeśli dodam, że ,,X Factor,, to moja ulubiona płyta IRON MAIDEN, to jestem w domu, a BLAZE właśnie do niego wszedł, a z takich też perełek zbudowana była rewelacyjna
,, Promise of Terror,, z 2010 roku.
Na szczęście ,, The Year Beyond This Year... ,, też epatuje bayleyową magią, to iście ( nie ) z,blazowana instrumentalno -wokalna uczta, i aż szkoda że taka krótka.
,, Ghost in the Bottle,, gdzieś prosto między oczy razi heavy metalowym feelingiem, ach, gdzie obecnemu IRON MAIDEN do takich prostych rytmów ?
,, The Broken Man,, mógłby trwać w nieskończoność, nawet i bez udziału zespołu, chociaż ten przecież też nie daje o sobie zapomnieć, a solówka gitarowa to przecież himalaje wysokogórskiego wioślarstwa.
Są i dudy w ,, The Call of the Ancestors,, , a mnie przypomina się ,,Dunluce,, ś.p. Garego Moora.
A capella z ,, Circle of Stone,, ... to dusza muzyki BLAZE, inni dodają tutaj tylko ciała, a NIKLAS STALVIND z WOLF fenomenalnie uzupełnia nieziemski klimat tego utworu, a że i gra zespołu zachwyca, to wyszło prawdziwe arcydzieło, i znów narzuca się stwierdzenie, że za krótko to trwa.
,, Absence,, od początku zmusza do posłuchu bo i zespół ma tutaj wiele do powiedzenia, zresztą, BLAZE dawno już takiego zestawu instrumentów w odpowiednich rękach ( i nogach ) nie posiadał.
Klasycznie zaczyna się ,, A Day of Reckoning,, a później jest unisono instrumentalno-wokalne, z czego wyszedł podszyty nostalgią, jak i cała zresztą twórczość BAYLEY,A , niezwykły mocarz.
W ,, The Path of Righteous Man,, jak na dłoni widać, czego zabrakło DURBIN na ostatniej płycie, po prostu, zabrakło takiego zespołu jaki ma obecnie BLAZE, bo co też oni tutaj wyprawiają, to właśnie te Himalaje.
,, Until We Meet Again,, to jak wyjście z tego tęczowego ,, Stone Age,, , artysta zakpił sobie z obecnego świata tą okładką ? Chciałbym, aby tak właśnie było... ale i tak, to najlepszy materiał od 14 lat...