Ta kapela nie wymaga żadnego przedstawienia i wstępu. Szwedzki Astral Doors to jedna z tych kapel, która stara się iść ścieżką wydeptaną przez Ronnie james Dio. Mając za sitkiem Nilsa Patrika Johannsona to zadanie wydaje się do zrealizowania, bo Nilsa ma podobny styl śpiewania do Dio. Pierwsze płyty Astral Doors były genialne. Ostatnie lata nie były złe, ale gdzieś ten zespół zatracił swój blask i przebłysk geniuszu. Teraz po 5 latach powracają z nowym albumem i "The End of It All" wzbudza pozytywne emocje. Na tyle silne, że można rzec, że to jeden z ich najciekawszych albumów ostatniej dekady.
Jest smok na okładce i przypomina się okładka "Evil is Forever", muzycznie to wiadomo że nie udało się doścignąć klasyka Astral Doors, ale jest naprawdę bardzo dobrze. Nils w znakomitej formie wokalnie i nic u niego się nie zmienia. Cały czas sieje zniszczenie, pomimo że lata lecą. Nordlund i Gesar stworzyli zgrany duet gitarowy, ale tym razem jakby ciekawsze zagrywki nam serwują. Może troszkę bym zmniejszył hard rockowe zapędy i bardziej skupiłbym się na heavy metalowym zacięciu. Zwłaszcza druga połowa płyty, gdzie jest nacisk na klimat, na mrok i bardziej epicki wydźwięk to słychać, że był tu ogromny potencjał. Płyta na pewno jest zróżnicowany i każdy znajdzie coś dla siebie.
Piękna, okładka, niezmieniony skład, soczyste brzmienie i dużo muzyki w stylu Dio. Nic więcej do szczęścia nie trzeba maniakom takich klimatów. Genialne zaczyna się ten album. "Temple of Lies" to rasowy killer, który przywołuje na myśl najlepsze lata Astral Doors. Co za energia i rozmach. Słychać nawet pewne echa Civil War. Mocna rzecz i szkoda, że cała płyta nie jest właśnie taka. Takie utwory jak "Iron Dome" troszkę odstają. To dobry rockowy kawałek, ale nie ma błysku geniuszu. Solidny rockowy kawałek. Na pewno lepiej wypada mroczny "Vikings rise " i partie klawiszowe, mroczny klimat i ciężki riff robią robotę. Dalej mamy jeszcze melodyjny i zadziorny "Masters of The Sky", który również oddaje to co najlepsze w Astral Doors. Jednak to i tak nijak ma się wszystko kiedy wkracza melodyjny, klimatyczny i niezwykle przebojowy "The end of it all". Idealny kawałek, który pokazuje że mimo lat ten band wciąż potrafi rzucić na kolana. Mocna rzecz! Druga część płyty jakby ciekawsza, bardziej w stylu Dio i bardziej dojrzała. Jest stonowany, mroczny "Father Evil", który przemyca pewne patenty Black Sabbath. Uroczy jest "When clocks strikes midnight", gdzie pomysłowo wykorzystano orientalne melodie. Co za piękne wejście ma "A night in berlin" i znów jest błysk geniuszu. Właśnie w takich kompozycjach Astral Doors pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Na koniec epicki, bardziej rozbudowany "A Game of Terror" i znów band pokazuje na co ich stać. Przypominają się stare dobre czasy Astral Doors. Wszystko brzmi tak jak trzeba i jest w tym jakiś pomysł.
Mamy "Evil is Forever" part 2? Nie, ten poziom na razie nieosiągalny dla Nilsa i spółki. Jednak wracają na właściwie tory i znów jest ten zapał, ta pomysłowość i już sporo killerów. Gdyby odrzucić rockowe zapędy i bardziej skupić się na heavy metalowym aspekcie, to byłoby jeszcze ciekawiej. "The end of it all" to i tak najciekawsza płyta tej grupy od bardzo dawna. Nie można pominąć tej pozycji!
Ocena: 8.5/10
To jest totalna nędza.Wokalista porażka.
OdpowiedzUsuńMam w kolekcji c.d. ASTRAL DOORS ,,New Revelation,, z 2007 r. i muszę odkurzyć i tamtą płytę, i bliżej poznać inne dokonania zespołu, bo jak dla mnie ,,The End Of It All,, jest po prostu znakomita, wokal zresztą też, barwa głosu Johanssona, fakt przypomina R.J. ale bez tego epickiego patosu, co odbieram jako zaletę, bo w muzyce A. D. jest wiele porywającej lekkości i luzu - czego brakowało solowym dokonaniom MISTRZA - że gdyby ,,poleciał,, w skali 1 : 1, było by to zwyczajnie sztuczne, a tak jest to wybitne śpiewanie bez jakichkolwiek podpórek.
OdpowiedzUsuńNa koszmarną okładkę AI już narzekali fani, a single? Wtórne ze słowami o niczym. Uwielbiam ten zespół, ale coraz bardziej obniżają loty.
OdpowiedzUsuń