Strony

środa, 2 października 2024

ELETRIC TEMPLE - High Voltage Salvation (2024)


 
Eletric Temple to kolejna supergrupa, która skupia wielkie nazwiska heavy metalu. W skład wchodzą Andrew Freeman z Last In Line w roli wokalisty.  Jest jeszcze Mike Duda z Wasp na basie,  Matt Starr z Mr . Big na perkusji, a Tony Childs z Shanghai odpowiada za produkcję, partie gitarowe i komponowanie. Mocny skład i już można sobie wyobrazić co ta kapela gra. Powstali w 2024r, a owocem ich współpracy jest debiutancki krążek zatytułowany "High Voltage Salvation" miał premierę 1 października tego roku. To co tutaj znajdziemy tu udany miks heavy metalu i hard rocka, a wszystko utrzymane w duchu lat 80, tylko że z współczesnym brzmieniem.

Te wielkie osobistości znakomicie współpracują ze sobą. Jest klimat, jest pomysłowość i masa dobrze skrojonych riffów. Wokal Andrew z każdym rokiem co raz lepszy. Jego głos pasuje idealnie do takiej stylistyki.  Dużo dobrego robi tutaj bez wątpienia Tony Childs, który gra z gracją, finezją i dbałością o detale. Najlepsze, że całość jest urozmaicona. Nie brakuje wpływów Dio, Black Sabbath, Judas Priest, czy innych dobrze znanych klasyków. Klimatyczna okładka, oddająca ducha hard rocka, do tego mocne, wyraziste brzmienie sprawia, że płyta została dbale przygotowana.

Płyta zwarta i treściwa, bowiem mamy 8 kawałków, ale liczy się jakość. Kocham, kiedy płyta rozpoczyna się z przytupem i prawdziwym uderzeniem. Taki jest "Death Wish" i tutaj dostajemy agresywny riff, szybkie tempo i heavy metalowy pazur. Od razu słychać, że w kapeli drzemie ogromny potencjał.  Taki udany miks Dio i Judas Priest. Dalej dostajemy stonowany i nieco bardziej mroczny "doomed" i podobne emocje wywołuje agresywny "Big Black Hole" i tutaj pełno odesłań do twórczości Dio. Utwór przesiąknięty hard rockiem i do tego mocny, wyrazisty riff, który sieje tutaj zniszczenie. Nastrojowy "Streets of Pain" zabiera nas w rejony Black Sabbath i czasów kiedy w zespole był Ronnie James Dio. Znów nie ma się do czego przyczepić. Słucha się tego z niezwykłą przyjemnością. Kolejny hicior na płycie to "Kill or Be killed" i znów wszystko brzmi znajomo, oldschoolowo, a duch dio unosi się nad całością. Niezłe emocje niesie ze sobą spokojniejszy, nieco bardziej balladowy, rockowy "Am i Damned?" i znów band pokazuje, że potrafią urozmaicić swoją grę.  Na sam koniec również udany miks heavy metalu i hard rocka w postaci "The Storm", ale to już tylko dobry kawałek, który za wiele nie ma do zaoferowania.

"Hight Voltage Salvation" to pozycja, której fani Dio, Black Sabbath, czy Last in Line nie powinni przegapić. Płyta jest bardzo dobrze skrojona i dostarcza sporo pozytywnych emocji. Przypominają się stare dobre czasy, złote lata 80, gdzie mieszanka hard rocka i heavy metalu była na porządku dziennym. Dużo wartościowej muzyki tutaj znajdziemy, ale niestety do ideału troszkę mi zabrakło. Troszkę trzeba dopracować aspekt kompozytorski i tworzenia przebojów. Reszta robi wrażenie i mam nadzieję, że band będzie dalej funkcjonował i nie będzie tymczasową odskocznią dla tych znakomitych muzyków, którzy grywają na co dzień w swoich zespołach.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz