Strony

sobota, 5 października 2024

WIND ROSE - Trollslayer (2024)


 Wielki fanem Wind Rose nie jestem, ale ostatni album "Warfront" wyszedł im i to jeden z ich najlepszych albumów. Miałem nadzieję, że uda się tej włoskiej formacji utrzymać poziom  i dostarczyć po raz kolejny solidną dawkę power metalu. "Trollslayer" to już 6 album tej grupy i czekaliśmy na niego tylko 2 lata. Band jest pracowity i systematycznie wydaje nowy materiał. To na pewno się ceni, tylko poproszę żeby za tym szła też jakość. Nowy album Wind Rose jest dobry, ale chyba nie tego oczekiwaliśmy od nich, prawda?

Komputerowa okładka rodem z gier rpg działa na nerwy i wieje kiczem na kilometr. Poprzednie też nie była lepsza w tej kwestii, ale muzyka robiła furorę. Co ciekawe stylistycznie band dalej gra swoje. Tylko jakoś zabrakło pomysłów na cały album. Znajdą się poszczególne utwory, który potrafią pozytywnie zaskoczyć. Pełno jest ciekawych zagrywek gitarowych, czy momentów, ale całościowo coś umyka. Nie ma jakby spójności i zgrania. Płyta nie zapada tak w pamięci i nie skrada serca. Jasne, że pełno tu miłych odesłań do Blind Guardian, Alestorm, Sabaton czy innych temu podobnych zespołów. Nie miałbym nic przeciwko takim nawiązaniom, jeśli jakość byłaby zadowalająca.  Warto pochwalić za dopracowane brzmienie, które podkreśla moc instrumentów i umiejętności muzyków. Specyficzny wokal Francesco Cavalieri można albo kochać, albo nienawidzić. Na pewno nadaje całości charakteru i klimatu.

Materiał zwarty i treściwy, bo trwa 42 minuty. Jest klimatyczne intro, jest mocne wejście energicznym "Dance of The Axes" , który zachwyca melodyjnością i przebojowością. Taki Wind Rose to ja mogę słuchać. Przewodni motyw w "Rock and Stone" troszkę kojarzy mi się z Running Wild i w ogóle pirackimi klimatami. To spory plus. Folkowa melodia i stonowane tempo w "To Be a dwarf" też potrafi wywołać uśmiech na twarzy i dostarczyć sporo pozytywnych emocji. Momentami czuje się jakbym słuchał Sabaton albo Powerwolf. Rasowy power metal dostajemy w "Home of The Twilight" i tutaj jakoś zalatuje Blind Guardian. Chwytliwa melodia i podniosły refren sieją tutaj zniszczenie. "Trollslayer" to też nic nowego i dobrze znane nam motywy. Dobrze się tego słucha to na pewno. Końcówka płyty już jakoś zaczyna się zlewać w jedną całość. Troszkę jakby band zapętlił dany motyw. Jest niby dynamika, szybkość, melodyjność, ale już jakoś nie potrafi zrobić wrażenia jak te powyższe kawałki.

Wind Rose to doświadczona kapela, która grać potrafi. Nagrali udany album, który słucha się całkiem dobrze, ale niczym specjalnym nie zaskakuje. Sprawdzone patenty, które zostały troszkę podane bez pomysłu i bez większej wizji co można z tym zrobić. Solidny power metal o folkowym zabarwieniu i w sumie nic ponadto.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz