Manowar to wzór do naśladowania dla wielu kapel i nie ma się czemu dziwić skoro jest to ziemia obiecana dla kapel, które mają ochotę pograć epicką odmianę różnych metali, poczynając od heavy metalu kończąc na power metalu. I ja to oczywiście toleruje bo z kogoś trzeba brać przykład, trzeba się na kimś wzorować, a na kim innym jak nie na Królach Metalu?
Ale jestem zwolennikiem zespołów, które jednak się tylko wzorują, a nie kopiują wszytko ze swoich idolów. I jednym z takich zespołów, które tylko wzoruje się, a bardziej starają się jednak, żeby to brzmiał jak ich materiał, a nie materiał Manowar jest oczywiście Niemiecki Wizard, który gra Epic Power Metal. Ci, którzy się zastanawiali jakby by brzmiał Manowar w nieco szybszych i ostrzejszych klimatach , mogą długo nie bujać w obłokach ino sięgać po albumy Wizard. Choć ostrzegam przed dwoma pierwszymi krążkami, które nie są zbyt przyswajalne dla słuchacza.
Jeśli już miałbym doradzać, to sugerowałbym ich nowy album „Thor”, który miał swoją premierę 31 stycznia i powiem wam, że jest to ich jeden z najlepszych albumów jakie nagrali. I choć minęło już trochę czasu od premiery to jednak album wciąż kipi energią i co ciekawe wciąż brzmi świeżo co świadczy tylko o jego niesamowitej odporności na czas.. Ale zespół słynie ze solidnych albumów, pomijając te dwa pierwsze i właściwie od roku 1999 kiedy światło dzienne ujrzał Bound By metal to nie wydali słabego albumu.
I nic ich nie powstrzymało przed nagraniem takich bardzo dobrych albumów jak Head of Deciver, Gochan czy też najlepszego wg mnie Odin'a. A teraz dochodzi do tego „Thor”, który pobił nawet bardzo dobrego Gochana ze 2007 i u klasyfikował się tuż za Odin'em.
Rok 2009 jeśli chodzi o power metal to nie jest jakoś bogaty. Jasne było kilka albumów, ale sporo poniosło klęskę i jeśli patrzeć pod względem marki to właśnie Wizard dzielnie wyszedł ze swoim nowym albumem, a na takie albumy zawsze się czeka z utęsknieniem.
Ciekawe jest to, że pomimo zmian personalnych do których zalicza się dojście drugiego gitarzysty
Michaela Maass nie pogrążyło to zespołu ku upadkowi, wręcz odwrotnie.
Ale koniec tego pitolenia, przejdźmy do konkretów....
Niemcy to kraj znany z bardzo perfekcyjnych produkcji no i tak jest tym razem. Produkcja wręcz wybija się ponad przeciętność i jeśli chodzi o rok 2009 to album zajmuje wysokie miejsce pod tym względem . Podobnie jest z warsztatem muzycznym i dyspozycją muzyków.
Wystarczy posłuchać jak brzmią instrumenty, w tym gitary, aby się przekonać, że nie jest to pic na wodę. Złego słowa nie można powiedzieć też o estetyce albumu, ładnie wszystko zaprojektowane w tym okładka. Nic dodać nic ująć.
Tym razem na album trafiło 11 kompozycji, które zostały staranie wykonane, choć to jest mało powiedziane. Oczywiście mamy zróżnicowanie tych utworów, od szybkich kawałków po bardziej wyrachowane i rozbudowane. Mamy tutaj praktycznie wszystko czego dusza zapragnie.
Pierwszym utworem na albumie jest „ Utgard (False Games)”, który jest najostrzejszym otwieraczem w karierze zespołu. I właściwie tutaj wyjaśnia się wszystko, poczynając od formy muzyków, która jest bardzo wysoka aż po tym jak będzie brzmiał cały album.
Sam utwór to prawdziwa perełka na tym krążku. Ostre, wręcz drapieżne partie gitarowe, zwłaszcza riff są tak idealne, aż brakuje słów, żeby wyrazić to słowami. Oczywiście nie tylko gitarzyści zasługują tutaj na uwagę. Wyróżnić trzeba Svena, który uzyskał znakomitą formę, jak dla mnie jest to jego najlepszy album pod względem wokalnym. Ci którzy go nie znają, pewnie ucieszy fakt, że wzoruje się na wielkim Eriku Adamsie z Manowar.
Poza warstwą instrumentalną, chciałbym tez wyróżnić tutaj świetny refren, który wpada raz dwa w ucho. Drugim na albumie utworem jest „Midgards Guardian”, który bardzo przypomina Eletric Eye Judas Priest. Ale w żadnym wypadku nie jest to nie udana podróba wielkiego zespołu, ale świetnie wpleciony riff w styl Wizard. I mamy tutaj praktycznie wybuchową mieszankę. Prócz imponujących partii gitarowych mamy tez tutaj po raz kolejny chwytliwy refren.
Na albumie znajdziemy więcej takich pędzących torped, które nie znają litości, a charakteryzują się niezwykle energicznymi popisami gitarzystów oraz zapadającymi w głowie refrenami, a zaliczyć do takich utworów trzeba: „Asgard”, „Resurrection”, „What Would You Do?”, czy też „Pounding In The Night” czyli jak widzicie sporo tego jest, ale to nie są wszystkie utwory z tego albumu.
Kolejne 3 utwory które chciałbym wam przedstawić, uważam za najlepsze na tym albumie i co ciekawe zawierają to co najlepsze w Manowar nie tracąc przy tym własnych cech i priorytetów.
Pierwszy z nich to „Serpents Venom”, który można uznać za najspokojniejszy utwór, ale w żadnym wypadku nie jest to ballada, którą mogliby puszczać w radiu. Oj nie, utwór ma więcej metalu niż wam się wydaje. Tak słychać w tym duch Manowar zarówno w wokalu jak i w gitarach, ale czy to można uznać za minus ? Oczywiście, że Nie!!! Te właśnie zaloty pod królów są najpiękniejsze w tym wszystkim,dlatego że uświadamiają mi, że jednak Manowar nieco się ze starzał, już nie potrafi stworzyć killerów takich wielkich jak te z ich początkowej kariery. Natomiast Wizard świetne połączył swój styl z Manowar! Tak powinno się grać epicki metal. Podobnie sprawa ma się z drugim takim kawałkiem jakim jest „The Visitor”, który dla mnie jest najlepszym utworem na tym albumie i jednym z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek zespół nagrał.
Słychać w tym „Fifhting The World” Manowar, choćby na początku gdy mamy partie perkusyjną, ale to idzie u mnie na plus, bo świetnie wykorzystali ten patent i wpletli w swój pomysł, we własny utwór. I właściwe wszystko tutaj jest idealne, począwszy od warstwy instrumentalnej aż po genialny refren, który zagrzewa do walki czyż nie?
No i 3 taki utwór, który też niszczy swoją epickością oraz lekkim echem Manowar , zwłaszcza przez chór to „Stolen Hammer”.
Na albumie mamy jeszcze 2utwory, które wg mnie nieco odstają od pierwszej 7 i nieco przybliżę wam je.
Zacznijmy od „Utgard (The Beginning)”, który może imponuje ciekawym pomysłem oraz rozbudowaniem, ale niestety utwór stracił tym samym jakby na mocy i poza warstwą instrumentalną, nie ma zbytnio się czym zachwycać, bo i refren jakiś taki nijaki, a długi czas trwania działa tutaj na niekorzyść. Utwór co najwyżej przeciętny.
Drugim z nich jest ”Lightingh”, który zaliczam do dobrych utworów, ale jednak przy tych najlepszych to jednak odstaje. A zawdzięcza to niezbyt chwytliwemu refrenowi i nieco takiemu zwykłemu riffowi,który jest bez jakiś rewelacji. Uważam, że można było to zrobić o wiele lepiej, ale na szczęście utwór jest dobry i pasuje do albumu jako całość.
I tyle jeśli o zawartość albumu.
Skupmy się teraz na podsumowaniu. „Thor” może nie osiągnął poziomu „Odin”, ale też nie wiele mu brakuje. Ma sporo przebojów, które już można śmiało zaliczać do najlepszych w historii zespołu, a pod względem warsztatu muzycznego to rzekłbym nawet że przebili Odina.
To co tutaj słychać, zaimponuje nie jednemu słuchaczowi metalu. Zespół naprawdę odwalił kawał dobrej roboty, bo tak powinny brzmieć metalowe albumy w dzisiejszym świecie.
Co jednak ostudza zachwyty to, że album ma 2 nieco słabsze utwory, przez co nieco traci na mocy, ale i tak jest to bardzo dobry album, z którym trzeba się liczyć w tym roku w gatunku power/heavy metal. Nota 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz