Strony

poniedziałek, 4 lipca 2011

3 INCHES OF BLOOD - Here waits thy doom (2009)

Ciekawe zjawisko panuje w dzisiejszym świecie wśród słuchaczy, że gdy jakiś wcześniejszy album nie przypadł im do gustu to kolejne można odpuścić, że jest to takie same beznadziejne jak poprzednie. No kurde co się z wami dzieje drodzy słuchacze ? Czy to jakaś rutyna czy co?
Ja zawsze sprawdzam album, nawet jeśli zespół jakoś mi niezbyt leżał albo albumy poprzednie były słabe, czy to wróży że ten nowy album będzie taki sam? No nie koniecznie.
Ale skupmy się na głównym temacie tego artykułu, który jest poświęcony nowemu albumowi 3 inches of Blood, który został został zatytułowany „Here waits Thy Doom”.
Nie będę ukrywał, że choć zespół wielbię to jednak nie oczekiwał tego albumu z niecierpliwością. Może dlatego, że ostatnio mało czasu miałem na myślenie o tym, może poświęciłem więcej czasu innym zespołom takim jak choćby Axel Rudi pell, ale to jest akurat nie ważne,bo i tak sięgnąłem po ten album i to bez jakiegoś niecierpliwego oczekiwania.
A sam 3 inches of blood należy do mojej czołówki jeśli chodzi o młode zespoły, ponieważ grają naprawdę oryginalnie, nie znam drugiej takiej kapeli no, a po za tym ich albumy są już od początku kariery naprawdę świetne, to też moje oczekiwania względem tego albumu były ogromne,a przynajmniej duże. I czy je spełnił o tym za chwilę.

Za nim przejdziemy do szczegółów, chciałbym też zaznaczyć, że też ciężko było wcześniej określić ich muzykę, ale na tym albumie dopiero jest to trudne.
Ja przynajmniej mam problem, bo słychać tutaj power metal, ale nie aż taki typowy, trafi się też heavy, czy też thrashowych riffów, a nawet o tarcie o modern rock.
No przynajmniej ja takie w pływy słyszę,a ale muzyka wciąż jest bliska temu co było na poprzednich albumach. Choć w moim od czuciu mamy nieco inny album od poprzednich co tez przeczuwała większość fanów, ale czy są to aż takie wielkie zmiany?

No właśnie „Here waits Thy Doom” jest na pewno nieco innym albumem.
Ale w żadnym wypadku gorszy od takiego „Advance And Vanquish”,a na pewno lepszy od poprzednika.
Album tym razem składa się z 11 kompozycji,ale co ciekawe mamy tutaj 3 utwory trwające ponad 6 minut co mnie chyba najbardziej zdziwiło,bo ten zespół nie słynął z takich utworów, a przedtem nie słyszałem takowych.
Brzmienie,hmm takie nieco brudne, troszkę takie pasujące pod doom .
A muzycy na czele z Pipesem są w znakomitej formie co też słychać.
Dobra nie będę was już dłużej trzymał w niepewności i przejdę do kompozycji.
Zespół zaczyna mocnym wejściem, nie bawiąc się w jakieś intra tym razem - „Batles and Brotherhood” -stylistycznie przypomina dotychczasowe granie zespołu, ale nieco śmierdzi to heavy/speed metalem. Noż kurne mocny jest ten riff który słychać od początku. Bardzo pomysłowy, a co ważne zapadający w pamięci.
No i ten waleczny refren i od razu poczułem w kościach, że choć album będzie może nieco inny to i tak będzie to rzecz przynajmniej bardzo dobra.
I mogło by się wydawać, że otwieracz odkrył już wszystkie karty i znamy jak będzie dalej to wkracza taki „Rock In Hell” i zaskakuje słuchacza. Jak sam tytuł zdradza, jest w tym nieco rocka, no choćby ten riff,który niszczy !
Kawałek bardzo fajnie buja i to nie tylko podczas zwrotek czy też riffu, ale przy takim genialnym refrenem. Jednak refren i riff to nie wszystko, bo każdy killer powinien mieć też nie banalne solówki, no tak jest i tym razem.
Ale trzeba przyznać, że nie tylko pomysłowością i wykonaniem rzuca, ale też popisem wokalnym Pipesa, a pod koniec to już w ogóle pokazał klasę. Spokojnie by się nadał do hard rockowego zespołu:P
I równie genialny jest kolejny utwór - „Silent Killer”, który nasuwa mi najlepsze kompozycje tego zespołu. Utwór ma bliżej już do takiego power metalu. Sam riff jest niesamowicie melodyjny i powinien powalić najbardziej wymagającego słuchacza.
Nie mogło też się obejść bez chwytliwego refrenu oraz porządnie kopiących solówek.
No i tym sposobem mamy kolejny znakomity utwór na płycie,a apetyt rośnie w mairę jedzenia....
A zespół zadbał o to...”Fierce defender” to kolejny utwór, w którym postawiono na melodyjność i perfekcję. Ale czy ten zespół był kiedykolwiek nie perfekcyjny?
Nie! Zawsze potrafił nagrać mistrzowską kompozycję, która wybijała się z tłumu,bo czy ktoś nagrał coś podobnego? Możecie sobie szukać, ale odpowiedzieć i tak będzie brzmiała ...Nie! A co do samego utworu, nadmienię że znów mamy chwytliwe i bardzo melodyjne partie gitarowe, które są bogatsze niż na poprzednich albumach.
A panowie nie trzymają się jednego motywu,urozmaicają swoją muzę zmianami temp to też i tutaj słychać! Solówki to prawdziwa uczta dla uszu, nie ma jakiś dzikich i ostrych, jakiś wariactw gitarzystów i to całkiem niezłe doświadczenie.
No jak wcześniej wspomniałem na albumie pojawiły się 3 dłuższe kompozycje co jest nowością jeśli chodzi o ten zespół. I pewnie jesteście ciekawi jak wyszło to w przypadku tego zespołu. No pierwszym takim wałkiem jest „Preachers Daughter”, który jest dla mnie takim nr.1 i prawdziwym killerem na pozerów i przeciwników zespołu.
Mam nadzieję, że jak to usłyszą to spadną z fotela.
Nie wiem co wy usłyszycie,ale ja w tym słyszę choćby taki heavy metal,a to przez prace gitar, tempo oraz zajebisty refren który zapada w pamięci. jak na ten zespół to naprawdę nowość!
Nie wierzycie ? No sami się przekonajcie
Dalej mamy znany nam bliżej już wcześniej - „Call of The Hammer”,w którym słychać nieco thrashu, choćby w riffie. A ostrość i owa dzikość to kolejny dowód na to.
A powiem wam, że na tle albumu on lepiej się prezentuje jak na myspejsie.
Inaczej usłyszeć go na albumie, a inaczej ot tak .
Co można o nim powiedzieć? No więc tutaj postawiono na moc, dzikość itp, ale i melodyjność też w tym jest. Ale słychać w tym wszystkim styl zespołu, co jest godne podziwu. Zmieniać nieco styl i pozostać sobą!
Jesteśmy bliżej niż dalej końca i do tej pory mieliśmy naprawdę kawał dobrej muzy i żadnych wpadek i nie będę was okłamywał. Dalej jest podobnie, nie ma wpadek.
Snake fighter” bo taki nosi tytuł kolejny utwór, który należy również do tych które przyczyniają, że moje serce szybciej bije. Ale co można powiedzieć o tym utworze?
Znów mamy bardzo dobre wykonanie, nie banalne melodie i oczywiście chwytliwy refren.
Że nie wspomnę o popisach Pipesa!
Do takich ostrych i szybkich utworów można też zaliczyć „At The Foot of Great Glacier”,a tutaj pozwolę sobie skomentować ten utwór o taka myślą:" Kurde jak oni to robią, że choć utwór 8 to nie nudzi i wręcz bardziej pobudza niesamowitą pracą gitar?!"
2 z 3 długich utworów jest „All of Them Witches” i jest to stary 3 inches of blood znany nam choćby z „Advance and Vanquish”. I nic więcej tutaj nie trzeba dodawać.
Przyczepić się można do instrumentalnego „12 34”, który nic nie wnosi do albumu, a tez nie powala wykonaniem.
Na koniec został nam 3 z 3 długich wałków - „Execution Tank”i jest to wg mnie najostrzejszy z tych 3 wałków. Typowy killer w stylu zespołu. Ostre jak brzytwa i szybkie popisy gitarowe, naszpikowane chwytliwymi melodiami.
Ale utwór jest bardzo umiejętnie rozbudowany i żaden tutaj pozer nie oskarży zespół o jakieś na siłę wydłużania czy coś. Wystarczy posłuchać, żeby się przekonać że mówię prawdę. Bardzo umiejętne przeplatanie różnych melodii i co ciekawe wszystko się trzyma kupy i jeśli kolejny album będzie miał równie genialne utwory to mogę spać spokojnie.

Dla tych którzy boją się długich tekstów,mam nieco skróconą wersję w postaci podsumowania,które mam nadzieje, że zachęci czytelników do zapoznania się z tym owym wydawnictwem.
Here waits Thy Doom” to kolejny znakomity album tego młodego i głodnego sukcesu zespołu który wciąż potrafi mnie zaskoczyć i wciąż mnie ich muzyka rajcuje i co ważne nie traci na wartości pomimo upływu czasu.
Album zawiera naprawdę świeży materiał jak na ten zespół, panowie się nie obijali.
Milo z ich strony, że dali posmakować fanom nieco dłuższych kompozycji, które okazały się fenomenem w ich wykonaniu.
A jeśli jesteśmy przy kompozycjach to ich wykonanie i poziom jest naprawdę bardzo wysoki. I choć szukać tutaj w śród tak znakomitych wałków jakiś wypełniaczy jest ciężko to jednak wybrałbym tutaj instrumentalny, który mógł się nie pojawić na albumie.
Ale nie jest to tez Bóg wie jakie nudne, żeby z karcić i obarczyć tytułem wypełniacza.
Utwór przynajmniej pasuje do klimatu albumu.
Od strony produkcyjnej też album budzi podziw, dobre brzmienie które naprawdę pasuje do tych kompozycji czy też szata graficzna można śmiało zaliczyć do plusów.
Jak album ma się do pozostałych albumów?
Śmiało można postawić obok Advance And vAnquish, przebija natomiast debiut oraz poprzednika. Muzycznie, jest w tym sporo z poprzednich albumów, ale jest tez sporo nowych smaczków i świeżości co czyni album bardzo dobrym .
A jak się ma nowy album 3 inches of Blood do tego co mieliśmy w tym roku do tej pory?
Noż kurde album przynajmniej u mnie namieszał nie co, bo nie liczyłem że może on zajść aż tak wysoko w moim przypadku. Liczyłem na poziom poprzednika,jednak zaskoczyli mnie. Drugiego takiego krążka nie słyszałem i raczej już nie usłyszę, bo 3 inches of Blood jest tylko jeden , a podrobić ich jest ciężko. Nota 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz