Strony

środa, 27 lipca 2011

TWINS CREW - Judgment Night (2011)

Twins Crew brzmi jak jak dowcip, ale to prawda słowo „ bliźniaki” jest tutaj kluczem. Dlaczego? Bo w składzie tego szwedzkiego zespołu właściwie wchodzą dwaj bracia Dennis i David Janglov, którzy są nie inaczej bliźniakami ale także liderami i założycielami zespołu. Band powstał w 2007 roku, ale do debiut przygotowywał się drobiazgowo i długo przyszło czekać na debiutancki album zespołu. Ideą tego zespołu było przede wszystkim łączenie stylu Judas priest, Helloween, Iron Maiden i wiele innych znanych wielkich zespołów, ale chcieli to wszystko opakować w nowoczesne brzmienie typu Pantera czy In Flames. Od momentu powstaniu do czasu wydania pierwszego albumu zespół wydał demo i epkę i wszystko się sprowadziło do tego ze musieli o własnych siłach wydać debiutancki album” Judgment Night”. Zespół nie kryje swoich inspiracji, ale trzeba przyznać że w żadnym wypadku nie daje to o sobie poznać, co pozwala być nie rozpoznawalnym i dać nieco oryginalnego grania.

To co w wielu zespołach jest potęgą i zachęca tak tutaj jest odwrotnie. Mowa o otwieraczu. A ten czyli „Eternal Nights” nie zachwyca w pełni. Jasne wszystko ładnie brzmi, zwłaszcza wokal Andreasa Larssona, który ma coś z Dickinsona i coś z Tonego Martina. Jakby nie było ma talent gościu, szkoda, tylko że reszta zespołu nie podłożyła mu fajnych dźwięków. Jest ciężko i melodyjnie to fakt, ale nic tutaj nie jest trafione. Miało być nowocześnie, a jest nijako. Chcą grać ciężko, melodyjnie i nowocześnie. Z tego nie wiele wynika. Ten utwór nieco mnie zniechęcił. Bardziej mi się spodobał styl jaki zespół zaprezentował w „Lucifer”. Jest mniej Heavy a jakby więcej Power Metalu. Jest ciężko, może nieco skocznie, ale jest mrocznie też. Nie ma sztywnych i nie atrakcyjnych melodii, ba wszystko jest bardzo chwytliwe. Tutaj wokalnie słychać coś z Roba Halforda. Jest tutaj i nowocześnie, ale nie zapomniano też o tradycjach. Solówki, riff, jak i cała warstwa instrumentalna została dobrze przemyślana. Takich utworów spodziewałem się oczywiście więcej. No co mnie zmartwiło, to że jest to jedna z najlepszych kompozycji i zarazem jedna z najkrótszych na albumie. Oczywiście jeśli power metal, to nie można pominąć w swoich inspiracjach Helloween, Stratovarius, a właśnie te zespoły słyszę w „Atlantis” i co raz bardziej zacząłem się przekonywać do zespołu bo wszystko zaczęło się układać. Znów dynamiczny utwór, czyli coś w stylu poprzedniego kawałka. Nie pożałowano tutaj ciekawych melodii poparte przez klawisze, nie zrezygnowano z riffu, który brzmi jak wyjęta partia z Helloween. Nowoczesność i czyste brzmienie świetnie kontrastują z ciężarem i melodyjnością co słychać zwłaszcza w solówkach. Twins crew to nie tylko szybkie power metalowe galopady, to też nieco wolniejsze i bardziej heavy metalowe granie tak jak choćby w „We re leaving Satan” gdzie ciężar, jak riff czy też wokal nasuwa Judas Priest. Ale z kolei tutaj jest nastawione wszystko na efekt techniczny, ograniczono melodyjność, chwytliwość, właśnie na rzecz technicznego wydźwięku. Ale i pod tym względem jest to dość atrakcyjny kawałek, gdzie jednak zachowano umiar i mimo to kawałek zostaje w głowie. Czyżby miał na to wpływ ten bojowy refren? Drugim najkrótszym kawałkiem na albumie jest sam tytułowy „Judgment Night” , który nic nie wnosi do albumu, a jedynie podtrzymuje napięcie przez jakieś opowieść. Tak, po takim przerywniku, można było się spodziewać jednego. Cisza przed burzą. Nie inaczej. Tak więc mamy kolejny killer „Light” odegrany w stylu power metalowym. Nie żebym był subiektywny czy coś, ale w takim stylu zespół po protu mnie zachwyca. Gdyby miał na tym albumie więcej takich kompozycji jak ta, czyli opartych o patenty wielkich wyjadaczy power metalu w połączeniu z nowoczesnością, to piłabym z zachwytu. Ale póki co jestem zadowolony. Bo jesteśmy na półmetku a do tej pory album brzmi naprawdę bardzo dobrze. Charakterystyczne dla tego utworu jest szybkość, dynamika, riff prosty aczkolwiek bardzo melodyjny, pojedynki na solówki czyli coś w stylu starego Helloween. Ale są tez wyśpiewki „hohoh” które nasuwają choćby Brave New World Iron Maiden. Bardzo umiejętnie zespół łączy patenty power metalu z heavy metalu. Jeśli mamy do czynienia z power/ heavy metalem to nie można się obejść bez ballady. Tutaj taką rolę gra „Tales Of hero” i może nie jest to nic specjalnego, może nie będzie balladą roku, ale hej czy każdy zespół robi genialną balladę? Jak dla mnie ta jest naprawdę niezła. O jej uroku decyduję niezła rytmika, spokojne i nieco klimatyczne tempo, ciepły wokal no i bardzo rozgrzewający refren, który naprawdę chwyta, a przy tego rodzaju kompozycjach jest to istotny element. No i te solówki nasuwają mi choćby „Tales that wasnt Right” wiadomo kogo. Jak dla mnie jedna z najlepszych solówek na płycie, która nastawiona jest na emocje, a nie na dzikość. Zespół jak i ja nakręcony prezentuje kolejny killer w postaci „My heart is burning”. Znów szkielet power metalowy i znów zespół nie szczędzi melodyjności i drapieżności. Była najlepsza solówka to teraz mamy najlepszy refren na albumie. Może i taki dość znajomy, może nieco hard rockowy, ale jakże fajnie buja. Również bardzo dobrze wypada na tle tych killerów taki „Protectors of Sky”. Niby podobne granie, aczkolwiek zespół unika powtórek i zlewania w całość. Stara się urozmaicić swoje kompozycje, przez nieco inny wydźwięk, gdzie tutaj jest bardziej skocznie, bardziej gitarowo. No i co ciekawe, zespół nie odpuszcza nawet w solówkach, gdzie również mamy sporą dawkę melodyjności i przemyślane zmiany temp, motywów, z takimi pomysłami zespół może daleko zajść. Nieco blado wypada „Its my Time” i to pewnie przez ten smętny wstęp. Nie wiem czemu, ale owa kompozycja jest jakaś taka przebojowa, skoczny refren, to szybki i łatwo w padający w ucho riff, a całość jest prosta i ma zadatki na przebój. Tylko w zestawieniu z poprzednimi utworami przegrywa, a tak to nawet dobra kompozycja. Natomiast taki „My own personal Hell” brzmi jak kawałek wyjęty z Firewind - Allegiance. Jak dla mnie jedna z słabszych kompozycja, nieco przekombinowana, a nie potrzebnie bo mogło być lepiej, o czym nie raz przekonywał mnie tutaj refren, czy znów genialne solówki.

Zaskoczenie to słowo które idealnie opisuje ten album. Po wstrętnym wstępie spodziewałem się wszystkiego, ale tak bardzo dobrego krążka....nie. Mamy tutaj naprawdę wszystko, bojowe refreny, bujające zaloty pod hard rocka, power metalowe galopady, szybkie riffy i nowoczesne opakowanie. Zespół ma inspiracje jak większość zespołów, z tą różnicą, że nie kopiują czyiś pomysłów, lecz tworzą własne. Album jest atrakcyjny pod każdym względem i w tym roku w gatunku heavy/power metal nie zostanie zepchnięty na same dno, nie zostanie zapomniany. Ba myślę, że nie raz będzie odświeżany przez słuchaczy. Zespół zaliczam do odkryć roku i spokojnie mogą powalczyć o miano debiutu roku. Mam nadzieję, że o Twins Crew nie raz jeszcze usłyszę w przyszłości, czego życzę sobie i wam. Nota : 8/10 Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz