Lata 81- 87 to złoty okres dla niemieckiej potęgi heavy metalowej Accept. To w tym okresie zespół wydał najlepsze albumy, to w tym okresie powstał „Balls To the wall”, a także drugie arcydzieło, które jest do dziś bardzo rozpoznawalnym i cieszący się nie małą sławą „Metal heart”. Znów zespół wydał Arcydzieło, które wypełnione jest 10 klasykami, które wypisały się do kanionu zespołu Accepy i muzyki Heavy metalowej. Przez wielu fanów okrzyknięty najlepszym albumem zespołu i to jest tez moja opinia. Z tych Arcydzieł jakie stworzył Accept, zawsze moje metalowe serce będzie bić mocniej dla tego albumu, nie tylko przez fakt, że to arcydzieło, że to taki miks heavy metalu i hard rocka, ale dlatego, że to jest jedyn z tych albumów, które skłoniły mnie do słuchania muzyki heavy metalowej, więc jakiś sentyment do tego albumu mam. Rok 1983 a w zespole kolejne roszady personalne, odchodzi Herman Frank i po wraca Jörg Fischer, który kojarzy mi się z tą hard rockową stroną zespołu, nic więc dziwnego że Metal heart jest łagodniejszy, mniej toporny, mniej brudny, nie ma już tego mroku, a jest za to styl grany na Balls To the wall połączony z erą Fischera, czyli takim hard rockowym feelingiem. Produkcją zajął się Dieter Dierks, który pracował w owym czasie z Scorpionsami. Zaś kompozycję po raz kolejny stworzył Accept w duecie z Deaffy. W 1985 roku ukazał się krążek, który był komercyjny na swój sposób. Zespół dalej podążał ścieżka utartą poprzednimi albumu, gdzie inspirowali się Saxon, Judas Priest, czy też Ac/Dc.
Album otwiera najdłuższa kompozycja an albumie,czyli tytułowy „Metal heart”. Jeden z najlepszych otwieraczy zespołu. Jest tajemniczo, są pompatyczne chóry, jest podniosłość, jest napięcie i to jest to. Słychać melodyjny riff, który od razu wpada w ucho. Słychać inspirację nawet muzyką poważną. Brzmi jak otwarcie turnieju i tym kawałkiem powinien zaczynać się każdy koncert zespołu. Jak słyszę tempo, skoczną sekcję rytmiczną, jak słyszę to łagodne brzmienie to mam na myśli nie tyle heavy metal, co hard rock i to ten z ameryki. Zaś udo Dirkschneider śpiewa nawet jak Brian Johnson z Ac/Dc. No brzmi to imponująco. Słychać, ze Fischer wniósł ze swoją grą, więcej swobody, więcej hard rocka, czyli coś z pierwszych płyt. Tak muzyka klasyczna jest tutaj obecna nie tylko na wstępie, ale też w solówkach, gdzie słychać „Dla Elizy” Bethovena. Nie ma nawet tyle toporności co na poprzednim albumie. Bojowy refren, taki bardzo heavy metalowy i świetna solówka Hofmanna, klasyk muzyki heavy metalowej. Co jest potęgą tego zespołu w latach 80 i także na tym albumie to przebojowość. Grają heavy metal, dla niektórych toporny, a mimo to wygrywali prawdziwie hiciory, które mogłyby równie dobrze podbijać stacje radiowe. Czyżby to zawdzięczają hard rockowemu zacięciu od którego przecież zaczynali karierę? Skoro mowa o hard rocku, to prawdziwą ucztą dla fanów tego gatunku będzie bez wątpienia „Midnight mover” który ma heavy metalowe partie gitarowe, ale sekcja rytmiczna, brzmienie, melodie, wokal Udo, czy też ciepły wręcz autostradowy refren nasuwają właśnie hard rock, taki powiedziałby nawet amerykański. Hard rock czy nie, jest to klasyk Accept, prawdziwy przebój, który rozgrzewa każdy koncert Accept, czy Udo. Również podobnie można napisać o „Up to The Limit” gdzie znów mamy coś z hard rocka, nawet punk rocka, mamy też heavy metal, ale to wciąż styl Accept i to słychać. Co ciekawe po raz kolejny zespół nas raczy prostą jak budowa cepa riffem, który jest skoczny i bardzo melodyjny i to na tyle, że kawałek za pada w pamięci. W utworze można też się delektować basem Baltesa, albo prostym i porywającym refrenem, czyżby coś a Ac/Dc z ery Johnsonem. No słychać album Back in Black, ale to trzeba by poddać analizie. Najszybszą kompozycją na albumie jest speed metalowy „Wrong is Right” i co można powiedzieć o tym kawałku? Słychać choćby Warlock, Saxon, ale najwięcej Judas Priest z albumu „Screaming For veangeance” czy też „Defenders of the faith”. Prosty, dynamiczny riff, skoczny i chwytliwy refren i kolejny przebój jak się patrzy. Hard rocka, a także ukłonu w stronę ameryki słychać w kolejnej kompozycji „Screaming For Love Bite” początkowa partia brzmi jak „Highway to hell” Ac/Dc. Dalej to skoczne tempo, ciepłe, łagodne brzmienie i partie gitarowe to hard rock jak się patrzy, nawet doszukać się można komercyjnej ery Saxon. Chwytliwość i prostota wybrzmiewa nie tylko z warstwy instrumentalnej, ale też z wokalu Udo i refrenu. Może mało metalowo, może bardziej hard rockowo, ale cholera to jest przebój w czystej okazałości. Kolejny klasyk Accept. Ac/Dc towarzyszyło Accept na początku kariery, towarzyszyło w erze Fishera i wraz z nim wraca. No wystarczy posłuchać partii gitarowej w „Too high To Get it Right”. Sekcaj rytmiczna świetnie dopasowana pods tyl Ac/Dc no i ten główny motyw nasuwa „Highway To Hell” czy też „Black in Black”, no i jeszcze wokal Udo nawiązujący do Briana, no i komuś może się to nie podobać i rozumiem. Ale kawałek jest prosty, skoczny, chwytliwy i również jest to Acceptowy hymn, co słychać choćby w refrenie. Kolejny przebój, który słucha się z przyjemnością. Początek „Dogs on Leads” brzmi niczym utwory na „Balls to the wall” ten brudny i mroczny klimat. No i idealnie połączono to z hard rockowym feelingiem i wyszła prawdziwa petarda. Zespół tutaj bawi się tempami, melodiami i coś z Ac/Dc można się doszukać i chyba najlepszym przykładem tego jest refren. Jeden z najbardziej urozmaiconych kawałków na płycie i kolejny przebój, który zapada w pamięci. O podobnym klimacie jest „Teach us To Survive” i brzmi to na swój sposób oryginalnie. Klimat „Balls to the wall” utrzymany. Więcej heavy metalu, mniej hard rocka, ale też mamy tutaj takie wręcz teatralne melodie i tempo i brzmi to fantastycznie. Ileż zabawy i radości ma zespół przy tej kompozycji. Kolejnym klasykiem z tego albumu jest „Living For Tonite” i znów można mówić o hard rockowym przeboju. Ten riff jest może heavy metalowy, jest może nieco cięższy, ale to w jaki sposób brzmi nasuwa hard rocka. W skojarzeniach pomaga tez ciepłe brzmienie i taka skoczna, wręcz bujająca sekcja rytmiczna. Kolejny przebój, który zostaje w pamięci na długie lata. Całość zamyka najbardziej epicki, najbardziej podniosły kawałek na albumie czyli „Bound To Fail”. Kawałek jest bardziej heavy metalowy, więcej Judasów można usłyszeć. Co jest tutaj warte większej uwagi to chórki,takie bojowe, podniosłe, to jest taki znaki rozpoznawczy Accept. Zakończenie w wielkim stylu i to jeszcze z fajerwerkami.
Klasyka muzyki heavy metalowej, ale nie tylko. Jak wskazałem jest tutaj nawet więcej hard rocka i w sumie album mógł się zwać „Hard Rock heart”. Jest Accept i to słychać od początku do końca, jest przebojowy i melodyjny. Nie ma smętów, nie ma kombinowanie, czy silenia się na coś innego, oryginalnego. Tak, nie ma tutaj może tyle oryginalności ile niektórzy by oczekiwali. Ale oni swoje już zrobili przetarli szlaki, ale teraz mogą grać to co im leży na sercu, metalowym sercu. A leży taki miks heavy metalu z „Balls to the wall” i wczesnej ery z Fischerem, czyli tej hard rockowej. Jasne, można to nazwać wtórnym graniem, można mówić, ale ja gdzieś to słyszałem. I co z tego? Mamy przeboje, które przeszły do historii zespołu, historii muzyki heavy metalowej i hard rockowej i to będziemy zawsze pamiętać, a nie na kim bazowali, od kogo czerpali pomysły. Komercyjny album to zapewne jest, ale jest to jeden z najlepszych albumów zespołu. Wysoki poziom artystyczny został utrzymany. Co ciekawe na następnym albumie też można usłyszeć pozostałości po tym albumie, nawet kontynuację. Ale to jest historia na inny temat. Klasyka i mój ulubiony album Accept, to też ze spokojem daję 10/10 i polecam tym którzy nie słyszeli, bo wstyd nie znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz