Włoska fabryka stali o nazwie „Skanners” została utworzona w 1982 i do dziś istnieje i sprawnie funkcjonuje na rynku. Nie zawsze było kolorowo, było nawet dłuższa przerwa, ale fabryka cały czas wytwarza metal najwyższej jakości, stąd też zaufanie klientów do tej marki. W 2008 nastąpiło restrukturyzacja w fabryce i wytworzono produkt o nazwie „The Serial Healer” i trzeba przyznać, że do dziś krążek budzi zachwyt. Na kolejny twór nie trzeba było długo czekać. Ekipa Claudio Pisoniego po 3 latach wydaje kolejny produkt sygnowany nazwą Skanners tym razem jako „Factory of Steel” i zespół konsekwentnie podąża drogą z poprzedniego albumu, a więc power/ heavy metal grany pod Primal Fear.
Na 6 album włochów trafiło10 kawałków bardzo energicznych i do tego spełniających rolę przebojów. Całość trwa 40 minut czyli ni za krótko ni za długo. Tradycja kłania się już w „Never Give Up” w którym to słychać najlepszy okres Primal Fear, a także nieco Judas Priest. Agresywny riff, a do tego skoczny i bardzo melodyjny. Jednak co jest motorem tego zespołu jest Claudio Pisoni, który brzmi jak odmłodzony Ralf Scheepers. Krzyk i górkę ma właśnie bardzo podobną do wspomnianego wokalisty Primal fear. Zespół nie szczędzi szybkiego tempa, atrakcyjnych melodii, no i jest bujający refren, ale nie ma ani cukru, ani kiczu, więc sukces osiągnięty. Nutkę hard rocka, rock'n rolla słychać w „Iron Man”. Mam słabość do tego utworu, bo jest bardzo skoczny no i ten bujający refren. Całość brzmi jak kawałek Coldspell no i też Airbourne słychać. Jednak czy przez to że mniej metalu tutaj należy karcić ten bardzo udany kawałek? Odpowiedź pozostawiam. Pozycja 3 na płycie to kolejny z rzędu killer, a mianowicie tytułowy „Factory of Steel” i nie wiem czemu, ale brzmi to bardziej tradycyjnie i od razu mi się to skojarzyło z Dream Evil „In the Night”. Tutaj właśnie słychać jak Pisoni zbliża się wokalnie do Niklasa. Sam kawałek jak dla mnie pomimo nieco bardziej stonowanego tempa, mimo mniej radosnego refrenu, jest wciąż to killer. Ma podniosły, taki bardzo metalowy refren, do tego ta prostota w utworze jest zarażająca. Również radość i hard rockowe odniesienia są słyszalne w „Hard & Pure”. Riff jak i cała warstwa instrumentalna nieco nie dopracowana, gdzie zabrakło chwytliwości i jakieś atrakcyjnej melodii, przynajmniej jest bujający refren na otarcie łez. W fabryce stali znajdziemy nie tylko produkty wytworzone ze składników hard rockowych, czy też heavy metalowych, ale też te bardziej power metalowych. Przykładem takiego właśnie produktu jest „Thunder in my hand”. Słychać inspirację Primal Fear. Szybki, agresywny riff, rozegrany w bardzo szybkim tempie. Również Pisoni genialnie się prezentuje i pokazuje że potrafi śpiewać różnorodnie, tak jak nuty tego chcą. Niestety nieco mniej cieszy mnie ballada „ Story of Sound'. Mimo słyszalnych korzeni lat 80, to jednak główny motyw jakoś mnie nie porwał, a sam refren też tylko dobry. Ciężko dziś o hymn metalowy, taki który porwie publikę na koncercie i taki, który będzie godnie sławił gatunek heavy metalowy. To co większość zespołów nie potrafi osiągnąć Skanners osiąga. „We rock the nation” to jeden z lepszych takich hymnów ostatnich lat. Prosty, z pamiętliwym riffem i do tego ten jakże miluśki refren, który porywa i to bez większego naszego zaangażowania. Bardzo dobrze wypada też energiczny i bardzo agresywny „Lord of lies”, ale i tutaj nie zapomniano o melodiach i przebojowości, widocznie taki był zamysł żeby cały krążek porywał i nie nudził. Ale nie ma mimo określonej granicami wąskiego stylu grania monotonności, nie ma nudy. Lepiej niż wcześniejsza ballada się prezentuje się taki „When i look in your Eyes” gdzie miłość i otoczka romantyczna leje się hektolitrami podczas refrenu, gdzie emocję biorą górę. Ale nie jest to ballada, a heavy metalowy kawałek gdzie podstawą są mocne gitary i wolne tempo. Wciąż towarzyszy nam przebojowość, swoboda i lekki klimat mimo tego heavy metalowego grania. Całość zamyka kolejna ballada w postaci „To survive” która tym razem skromniejsza i krótsza, ale zarazem nieco ciekawsza i bardziej wzruszająca. Ja zamiast niej chciałbym kolosa, a dostałem to co dostałem. Zespół pokazał też po raz kolejny swoje drugie oblicze, że ci heavy metalowcy mają duszę muzyka oraz serce, które musi być czasami poruszone przez piękną muzykę.
„Factory of steel” to bardzo dobra płyta, dla mnie najlepsza jeśli chodzi o Skanners. Bardzo dobra produkcja i oprawa, a także doświadczenie muzyków przyczyniło się do tego co słyszymy. A co słyszymy? Power/heavy metal wzorowany na niemieckim graniu w stylu Primal Fear. Skanners przejął pałeczkę po wypalonym PF i udowadnia, że wciąż można grać atrakcyjny power/ heavy metal oparty na tradycjach i Judas Priest, przy tym radosny, melodyjny i przebojowy. 10 utworów bardzo zróżnicowanych i jedynie 2 krotnie kręciłem nosem przy tym albumie. Jednakże całościowo jest to dla mnie jedna z ciekawszych pozycji w tym gatunku. Fabryka stali o nazwie Skanners wciąż będzie produkować, może zwolnić paru pracowników, może zmienić wystrój, maszyny, ale to wciąż będą produkty, które będą miały zbycie, bo to solidna fabryka. Nota : 9.5/10 Warto, kto nie słyszał ten trąba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz