Strony

sobota, 10 grudnia 2011

RAGE HEART - Too Late To Return (1988)


Trafiła w końcu kosa na kamień, nie sądziłem że przyjdzie ten dzień że będę pisał o płycie o której tak naprawdę nic nie wiadomo. Jest sporo domysłów i wiele nie wiadomych, ale jakoś mnie to nie zniechęciło, bo przecież liczy się muzyka i moje wrażenia na temat właśnie muzyki. Przedmiotem owej recenzji jest niemiecki zespół RAGE HEART, który prawdopodobnie został założony na początku lat 80 i zapewne tak jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął ze sceny muzycznej, ale żadnych dokumentów to potwierdzających nie mam, a internet na temat samej kapeli milczy. Jeśli chodzi o sam RAGE HEART to chciałbym tutaj się skupić na albumie zatytułowanym „Too Late To Return”, który się ukazał w 1988 r pod skrzydłem D&S Recordings. Co jeszcze wiadomo na temat tej kapeli to styl w jakim się obraca, a ten można zaliczyć do grona melodic heavy metal z nawiązaniami do hard rocka, czy NWOBHM. Choć jak sama nazwa wskazuje jest to melodyjne granie, to jednak muszę przyznać, że za wiele w głowie nie zostaje, a to wszystko za sprawą braku wyraźnego przeboju, który by od początku do końca by zachwycał. Jednak z drugiej strony nie oznacza to, że takiego nie ma. Wytoczmy zatem najcięższa działa. Najlepszym utworem na płycie bez wątpienia jest „Too Late To Return” z hard rockowym, rozpędzonym riffem i zapadającym motywem klawiszowym i pod względem stylistyki przypomina mi to DEMON, czy też PRETTY MAIDS. W takiej koncepcji jest utrzymany dynamiczny „Strombringer” w którym można się doszukać inspiracji wczesnym DEEP PURPLE i nawet słuchając dialogu między klawiszami a gitarą w części solówkowej to brzmi to bardzo podobnie. Również do tych najmocniejszych punktów na albumie trzeba też zaliczyć „When the Lights Go Down” który również ma cechy speed metalu, a także działalności Ritchiego Blackmore'a. Mamy też kilka bardziej stonowanych kompozycji o cechach bardziej heavy metalowych i w tej roli mamy „Too Many Lonely Nights”, czy też zadziorny „Show Your Heart”. Oprócz tego można trafić na bardziej komercyjne kompozycje, w których postawiono na lekkość, a także na przystępność melodii, co zresztą świetnie odzwierciedla „Cinderella Man”. Różnie to bywa z zawartością, ale całościową jest to całkiem przyzwoite, a nie które momenty potrafią zauroczyć swoją przebojowością. Choć jest to szczere, pełne melodyjności, to jednak niedopracowane brzmienie, przeciętne umiejętności muzyków i same wykonanie sprowadza na ziemię, potwierdzając fakt, że to średniej klasy album z kilkoma przebłyskami. Można z ciekawości posłuchać, żeby się przekonać że niemiecka scena heavy metalowa lat 80 to nie tylko rasowy, toporny heavy metal z rodem ACCEPT, GRAVE DIGGER. Ocena: 6.5/10

2 komentarze:

  1. Wokalista Sven Strzyso śpiewał wcześniej w wartym uwagi Courage.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest to bardzo rzadka płyta,zwłaszcza w wersji na czerwonym winylu.

    OdpowiedzUsuń