Co łączy heavy metalowy WITCH CROSS z MERCYFUL FATE? Przede wszystkim kraj którym jest Dania, a także producent Henrik Lund, który pracował przy dwóch pierwszych albumach ekipy Kinga Diamonda. Co warto wiedzieć jeszcze o WITCH CROSS to że powstał w 1979 roku pod nazwą BLOOD EAGLE i że poza kilkoma demami i jednym albumem zostawili nie wiele po sobie. Tym jedynym debiutanckim albumem jest „Fit For Fight” z 1984 r i przedstawia on WITCH CROSS jako kapelę grającą dynamiczny heavy metal z wpływami power metalu czy też NWOBHM, stawiając w pierwszym szeregu pomysłowość i chwytliwe melodie. A te cechy mają istotne znaczenie przy analizowaniu zawartości, który trzyma równy poziom. Tak na dobrą sprawę przebój goni przebój. Wszystko zaczyna się od zadziornego „Night Flight to Tokyo”, który łączy motywy hard rockowe, heavy metalowe, a także NWOBHM, a to czyni ten utwór bardzo rytmicznym i chwytliwym. W podobnej stylistyce utrzymany jest lekki „Fight The Fire”, czy też stonowany „Killer Dogs”. Oprócz tego znajdziemy tez szybkie, dynamiczne utwory, w których można się doszukać elementów charakterystycznych dla speed metalu, czy też power metalu i w tej roli świetnie się odnalazł rozpędzony „Alien Savage”, czy też instrumentalny „Axe dance”. Ballady tutaj nie uświadczymy, ale zamiast tego mamy hymnowy „Light a Torch”, czy też najatrakcyjniejszy z całej płyty „Face Of A Clown” z mrocznym wstępem i z najciekawszym motywem gitarowym spośród tych wszystkich jakże ciekawych pomysłowych riffów. Można rzec że materiał dostarcza wiele emocji i relaksu. Gdyby nie umiejętności i pomysłowość muzyków, to zapewne byłby to kolejnej średniej klasy album heavy metalowy, a tak dzięki urozmaiconej, dynamicznej sekcji rytmicznej, dzięki nastrojowemu wokalowi Alexa Norberga i duetowi Klock/Hamillton który wygrywa atrakcyjne riffy, czy też solówki możemy posłuchać albumu heavy metalowego z nieco wyższej półki. WITCH CROSS po dwóch latach po tym albumie się rozpadł i tak było do roku obecnego, kiedy kapela się reaktywowała. Co z tego wyjdzie zobaczymy, a póki co radzę nadrobić zaległości i zapoznać się z „Fit For Fight”, a na pewno nie pożałujecie. Ocena: 8/10
Czysty oldskul i do tego się słucha bardzo przyjemnie. Przy delikatnym retusz dźwięku byłoby jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuń